4.

66 6 0
                                    

Błagam go w myślach, aby mnie, do cholery, pocałował, a sam nie mogę się poruszyć. Paraliżuje mnie dziwna, nieznajoma potrzeba. Czuję się zniewolony. Wpatruję się jak urzeczony w idealnie wykrojone usta Levi'a Ackermann'a, a on pociemniałych oczu nie odrywa ode mnie. Słyszę, jak oddycha, podczas gdy ja w ogóle przestałem to robić.

Trzymasz mnie w ramionach. Pocałuj mnie, proszę. Zamyka oczy, wciąga powietrze i ledwie zauważalnie kręci głową, jakby udzielał odpowiedzi na moje niewyartykułowane pytanie. Kiedy ponownie otwiera oczy, widać, że podjął jakąś decyzję.

– Eren, powinieneś trzymać się ode mnie z daleka. Nie jestem mężczyzną dla ciebie – szepcze.

Że co? A skąd on to może wiedzieć? Chyba ocena należy do mnie. Marszczę brwi i ogarnia mnie uczucie odrzucenia.

– Oddychaj, Eren, oddychaj. Teraz cię puszczę i pozwolę odejść – mówi cicho i delikatnie odpycha mnie od siebie.

Poziom adrenaliny wywołany niemal zderzeniem z rowerzystą albo odurzającą bliskością Levi'a opada i czuję teraz słabość w całym ciele. „Nie!" – krzyczy moja psychika, gdy on się odsuwa. Jego dłonie spoczywają na moich ramionach, uważnie śledzi moją reakcję. A ja jestem w stanie myśleć wyłącznie o tym, że pragnąłem, aby mnie pocałował, dałem mu to jasno do zrozumienia, a on tego nie zrobił. Nie chce mnie. Naprawdę mnie nie chce. Koncertowo wszystko spieprzyłem.

– Rozumiem. – W końcu wraca mi zdolność mówienia. – Dziękuję – mamroczę zalany falą upokorzenia. Jak mogłem tak niewłaściwie odczytać wysyłane przez niego sygnały? Muszę stąd jak najszybciej uciec.

– Za co? – Marszczy brwi. Nie zabrał rąk z moich ramion.

– Za to, że mnie uratowałeś – odpowiadam szeptem.

– Ten idiota jechał pod prąd. Dobrze, że tu byłem. Boję się myśleć, co ci się mogło stać. Chcesz przez chwilę odpocząć w hotelu? – Puszcza mnie, a ja stoję przed nim, czując się jak idiota.

Z trudem odzyskuję zdolność myślenia. Chcę stąd jak najszybciej odejść. Wszystkie moje mgliste, nieokreślone bliżej nadzieje legły w gruzach. On mnie nie chce. Co ja sobie w ogóle wyobrażałem? „Czego Levi Ackermann mógłby chcieć od ciebie?" – drwi moja podświadomość. Odwracam się w stronę ulicy i z ulgą się przekonuję, że właśnie się włączyło zielone światło. Szybko przechodzę na drugą stronę, świadomy tego, że za mną podąża Ackermann. Pod hotelem odwracam się do niego, ale nie potrafię spojrzeć mu w oczy.

– Dzięki za herbatę i za sesję zdjęciową – bąkam.

– Eren... ja... – Urywa i moją uwagę przyciąga udręka słyszalna w jego głosie. Niechętnie podnoszę wzrok. W jego oczach maluje się przygnębienie. Przeczesuje dłonią włosy. Wygląda na rozdartego, sfrustrowanego. Zniknęła gdzieś wcześniejsza samokontrola.

– Co, Levi? – warczę z irytacją, gdy nie kończy zdania. Chcę stąd jechać. Muszę zabrać kruchą, zranioną dumę i jakoś ją uleczyć.

– Powodzenia na egzaminach.

Co? Dlatego jest tak zasmucony? Tak ma wyglądać nasze pożegnanie? „Powodzenia na egzaminach"?

– Dzięki. – W moim głosie słychać sarkazm. – Do widzenia, panie Ackermann. – Odwracam się na pięcie, nawet zdziwiony tym, że się nie potykam, i bez oglądania się za siebie odchodzę w stronę garażu podziemnego.

Kiedy docieram do ciemnego betonowego wnętrza, oświetlanego jedynie słabymi jarzeniówkami, opieram się o ścianę i chowam twarz w dłoniach. Co ja sobie wyobrażałem? W moich oczach wzbierają nieproszone łzy. Dlaczego płaczę? Osuwam się na ziemię, zły na siebie za tę bezsensowną reakcję.

Fifty shades of AckermannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz