– Cześć. – Czuję nieznośną nieśmiałość, gdy otwieram drzwi. Levi stoi na ganku w dżinsach i skórzanej kurtce.
– Cześć. – Jego twarz rozjaśnia promienny uśmiech. Przez chwilę podziwiam jego urodę. O rany, tak seksownie wygląda w skórze.
– Wejdź.
– Jeśli mogę – mówi rozbawiony. Podnosi butelkę szampana i wchodzi do środka. – Pomyślałem, że możemy uczcić koniec twoich studiów. Dobry Bollinger jest nie do pobicia.
– Ciekawy dobór słów – komentuję oschle.
Uśmiecha się szeroko.– Och, podoba mi się, że nie tracisz rezonu.
– Mamy tylko filiżanki do herbaty. Spakowaliśmy wszystkie kieliszki.
– Filiżanki? Nic nie szkodzi.
Idę do kuchni zdenerwowany, a chmary motyli przypuszczają atak na mój brzuch. Zupełnie jakbym miał w salonie całkowicie nieprzewidywalną drapieżną panterę albo lwa górskiego.
– Chcesz też spodeczki? – wołam.
– Wystarczą filiżanki, Eren.
Gdy wracam, wpatruje się w pakunek z książkami w brązowym papierze. Stawiam filiżanki na stole.
– To dla ciebie – mamroczę z niepokojem.
Cholera... pewnie będzie kłótnia.
– Hmm, domyśliłem się. Bardzo trafny cytat. – W zamyśleniu przesuwa długim palcem wskazującym po tekście. – Myślałem, że jestem d'Urberville'em, a nie Angelem. Zdecydowałeś się na poniżenie. – Posyła mi szybki, wilczy uśmiech. – Na pewno znajdziesz coś, co będzie współgrało równie dobrze.
– To jest również prośba – szepczę. Dlaczego jestem taki zdenerwowany? Mam sucho w ustach.
– Prośba? Żebym był dla ciebie łagodny?
Przytakuję.
– Kupiłem je dla ciebie – mówi cicho z beznamiętnym wyrazem twarzy. – Będę dla ciebie łagodny, jeśli je przyjmiesz.
Gwałtownie przełykam ślinę.
– Levi, nie mogę ich przyjąć, to zbyt wiele.
– Widzisz, o tym właśnie mówiłem, sprzeciwiasz mi się. Chcę, żebyś je przyjął i koniec dyskusji. To bardzo proste. Nie musisz o tym myśleć. Jako uległy byłbyś za nie jedynie wdzięczny. Przyjmujesz, co dla ciebie kupuję, ponieważ to mi sprawia przyjemność.
– Nie byłem uległym, kiedy mi je kupiłeś.
– Nie... ale zgodziłeś się, Eren. – Przygląda mi się nieufnie.
Wzdycham. Tej walki nie wygram, więc czas na plan B.
– A więc są moje i mogę z nimi zrobić, co chcę?
Patrzy na mnie podejrzliwie, ale przyznaje mi rację.
– Tak.
– W takim razie chcę przekazać je organizacji charytatywnej działającej w Darfurze, skoro to miejsce jest bliskie twemu sercu. Mogą je wystawić na aukcję.
– Skoro tak właśnie chcesz zrobić. – Zaciska usta. Widać, że jest zawiedziony.
Czerwienię się.
– Pomyślę o tym – dorzucam pod nosem. Nie chcę go rozczarować i słyszę w głowie jego słowa. Chcę, żebyś chciał mnie zadowolić.
– Nie myśl, Eren. Nie o tym. – Ton jego głosu jest poważny.
CZYTASZ
Fifty shades of Ackermann
FanfictionOkładka zajumana z pinteresta, pomysł z YouTube'a, historia z oryginalnej książki, a bohaterowie z Attack on tittan. W skrócie - przerobiona na boyxboy, wersja książki „Pięćdziesiąt twarzy Greya". Nie wiem dlaczego dokładnie się za to zabrałam, ale...