Wszystko wskazuje na to, że bardziej niż rodziców kocham moje łóżeczko. I nigdy go nie opuszczę.
Mimo, że już dawno minęła dziesiąta wciąż zakopana w zwały pościeli w kwiecistych poszewkach mechanicznie głaszczę Brombi zadek zastanawiając się czy naprawdę muszę iść siku, gdy nagle mój telefon zaczyna irytująco pikać. Odblokowuję go i mrużę oczy przeklinając siebie z przeszłości za maksymalne rozjaśnienie ekranu.
Maja Olszewska do grupy BaoBABKI "@Partyka śpisz?"
Wzdycham ciężko.
- Nie śpię! - wrzeszczę. Po chwili drzwi uchylają się i wychyla się zza nich ruda czupryna.
- Anastazja - jęczy moja współlokatorka. Marszczę brwi.
- Co się dzieje?
Dziewczyna przełazi przeze mnie i zwala się na materac przy okazji przygniatając ogon Bromby.
- Nie chce mi sięęę - oznajmia ciągnąc za kołdrę. Podnoszę ją odrobinę i pozwalam by ułożyła się obok mnie.
- I musiałaś wpakować mi się do łóżka żeby to oznajmić? - zrzędzę gdy jej odziana w puchatą skarpetkę stopa łaskocze mnie w łydkę.
Uśmiecha się niewinnie.
- Zawsze to raźniej.
Układam głowę na jej ramieniu podczas gdy ona zaczyna przeglądać Instagrama na swoim telefonie.
- Nie zapytałam cię wczoraj - przypomina mi się. - Jak tam współpraca z Wojtkiem?
- Nienajgorzej - odpowiada. - Mamy całkiem spoko temat. O ile fascynują cię zwierzęce flaki oczywiście. Ale chłopaki mają w pokoju konsolę więc po wszystkim popykaliśmy w Fifę.
Unoszę odrobinę głowę i spoglądam na nią zdziwiona.
- Umiesz grać w Fifę?
- Absolutnie nie - oznajmia z rozbrajającą szczerością. - Ale ponoć w końcu Mikołaj mógł z kimś wygrać.
Przez chwilę leżymy w ciszy, a nacisk na mój pęcherz zwiększa się.
- Myślisz, że powinnam pójść siku?
- Zbyt długie przetrzymywanie moczu może powodować niewydolność nerek - mówi mentorskim tonem. - Oraz prawdopodobnie sprawić, że twój mózg się w nim utopi.
Podnoszę się z nieszczęśliwą miną.
- Nienawidzę kiedy masz rację - wzdycham. - Może od razu zrobię nam kawę?
- Bardzo rozsądnie - chwali mnie owijając się jak mumia w zwolnione przeze mnie nakrycie. - Nie ma sensu robić pustych przebiegów.
Wlokę się do toalety ziewając potężnie.
Jak można być tak zmęczonym o tak późnej porze?
Stwierdzam, że całkiem niegłupio byłoby umyć zęby. Trochę zimnej wody na twarz i od razu będę świeża jak kwiatuszek.
Albo tak sobie wmawiam.
Właśnie wypluwam ostatnią porcję miętowej piany, gdy nagle w mieszkaniu rozlega się świdrujący dźwięk dzwonka.
- Majson to do ciebie? - wołam zagubiona.
- Nie! - odkrzykuje. - Może to twój kurier?
- Jest niedziela - zauważam.
- No to Jehowi!
Przewracam oczami i wycieram usta. Przez sekundę mam ochotę udawać, że nie ma nas w domu, ale niecierpliwy gość najwyraźniej usłyszał naszą rozmowę, bo znowu dobija się do wejścia.
- No idę, idę - mamroczę sięgając do klamki. Otwieram drzwi znowu ziewając...
I prostuję się gwałtownie jakby mnie przeszył prąd.
Wciąż z głupio otwartymi ustami wpatruję się w stojącego przede mną Edmunda.
Chłopak trzyma w rękach wielką papierową torbę, a w ciemnych włosach błyszczą mu pojedyncze krople deszczu. Lustruje mnie wzrokiem od góry do dołu, zatrzymując się na chwilę na zielonej żabce zdobiącej moją koszulkę i uśmiecha się złośliwie.
- Śpiąca królewna już wstała? - rzuca wycierając białe Reeboki o wycieraczkę i przestępując próg. Odruchowo usuwam mu się z drogi.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? - pytam nienaturalnie wysokim głosem. Odchrząkuję, a on spogląda na mnie z niedowierzaniem ściągając buty.
- Odwiozłem cię wczoraj - przypomina. - Widzę że z wrażenia dostałaś amnezji.
- Ale nie pod drzwi mieszkania - zauważam przyglądając się jak bez grama zawahania wiesza granatowy wełniany płaszcz na sfatygowanym metalowym wieszaku tuż obok mojej ramoneski. Pod spodem ma szarą bluzę bez kaptura i lekko sprane dżinsy.
- Szczęśliwie trafiłem pod właściwe - wysoko podnosi swoją torbę i potrząsa nią. - I przyniosłem dary.
- No proszę, proszę.
Okutana w mój jamniczy szlafrok Maja staje za Edmundem krzyżując ręce na piersi.
- Nie mówiłaś, że go zaprosiłaś.
- Bo nie zaprosiłam - piorunuję wyszczerzone hrabiątko wzrokiem, ale on już poświęca całą swoją uwagę rudzielcowi.
- Dzień dobry Maju - mówi intruz słodkim tonem. - Ciebie też miło widzieć. Mogę zaserwować wam śniadanie, czy zamierzacie dalej trzymać mnie w przedpokoju?
- Śniadanie? - zainteresowanie mojej współlokatorki wyraźnie wzrasta.
- Prowadź mnie do kuchni kobieto - rzuca wyniosłym tonem i rzuca mi przelotne spojrzenie. - Swoją drogą, ładna piżama.
Mam ochotę wrzasnąć, ale powstrzymuję się resztkami silnej woli. Obracam się na pięcie i wracam do swojego pokoju. Niewzruszona dotychczasowym zamieszaniem Bromba podnosi łepek i patrzy na mnie nieprzytomnym wzrokiem, podczas gdy rozglądam się po pomieszczeniu.
Chryste, co za syf.
W ekspresowym tempie ścielę łóżko, zrzucając przy okazji głęboko oburzoną kotkę. Na oślep wrzucam rzeczy do szafy i wyciągam beżowe bawełniane spodnie, znacznie ładniejsze niż moje zwyczajowe skulkowane dresy, oraz koszulkę z długim rękawem w biało-czerwone paski.
Nie żeby szczególnie zależało mi na opinii Edmunda, ale nie mam ochoty słuchać jego docinek.
Przebieram się z żabiego kompletu w bardziej ogarnięty strój. Z grubsza porządkuję chaos na biurku i gratulując sobie samej pomysłu umycia zębów wiążę nieuczesane włosy w węzeł. Przygładzam ciemnoblond grzywkę i zerkam w wiszące na szafie lustro. Pod niebieskimi oczami mam wyraźne cienie, a twarz nadal jest opuchnięta po spaniu. Krzywię się do swojego odbicia.
W kuchni zastaję Maję zwiniętą na krześle z papierowym kubkiem kawy w ręku i Edmunda opierającego się tyłem o szafkę kuchenną z pożółkłego sosnowego drewna. Uśmiecha się półgębkiem obracając w długich palcach torebkę z cukrem i z namysłem przygląda się mojej przyjaciółce. Najwyraźniej przerwałam im rozmowę.
- To co z tym śniadaniem? - pytam. Oboje unoszą na mnie wzrok, a chłopak zaczyna się szczerzyć.
- Widzę przez żołądek do serca - sięga po kolejny kubek wetknięty w kartonowe nosidełko i podaje mi go.
- Marzenia ściętej głowy - prycham przyjmując od niego kawę.
Nasze palce stykają się przez kilka sekund i mam wrażenie, że odczuwam przez to mrowienie w całej dłoni.
- Dobra dobra - mówi wkładając rękę do leżącej na porysowanym blacie torby. - Lepiej nakryj do stołu Ananasku.
Boże, daj mi cierpliwość.
- Mówiłam coś o nazywaniu mnie w ten sposób - warczę, ale zostaję zignorowana. Ze stojącej obok zlewu plastikowej suszarki wyciągam trzy różowe talerze i rozkładam je na stole. Lądują na nich wciąż ciepłe croissanty.
- Nie wiem co jadacie, więc wziałęm wszystko - mówi beztrosko hrabiątko rozstawiając plastikowe pojemniki z dżemem, miodem, nutellą, roztopioną białą czekoladą, karmelem, owocami... Brwi Mai wędrują coraz wyżej, aż w końcu niemal znikają po burzą rudych loków. Spogląda na mnie z niemym zachwytem.
- Możemy go zatrzymać?
Wzdycham kręcąc głową, a Edmund najwyraźniej zakończył swoje przedstawienie, bo wskazuje mi drugie - i jedyne wolne - krzesło.
- Panie i ty przodem.
- Wasza wysokość, nie śmiałabym - cofam się w parodii ukłonu i klepię Maję w kolano. - Zrób mi miejsce.
Ona jedynie pokazuje mi język i opuszcza nogi na podłogę.
- Czy wy musicie się tak zachowywać nawet na osobności? - jęczy gdy sadowię się na jej kolanach
- Uwierz mi - rzuca Edmund rozpierając się na siedzisku. - Nie chcesz wiedzieć co robię na osobności.
- Kretyn - mamroczę, a dziewczyna krztusi się kawą.
Chłopak wykazał się prawdziwym geniuszem - wkrótce czuję, że brzuch zaczyna rozpychać mi spodnie, ale zupełnie się tym nie przejmuję czując jak każda moja komórka rozpuszcza się w słodyczy. Skończywszy rogala wyskrobuję pozostałości białej czekolady łyżeczką. Oblizuję ją z lubnością przymykając oczy.
- Zakochałaś się już we mnie? - głos hrabiątka przerywa mój błogostan. Otwieram oczy i ciężko wzdycham.
- Porozmawiamy o tym jak słońce zacznie wstawać na zachodzie - odpowiadam bez większego przekonania i ociężale podnoszę się z kolan Mai. - Ale za to niestety muszę ci podziękować.
- Do usług.
- Mogę to sprzątnąć - oferuje się moja współlokatorka w końcu prostując się na krześle. - A wy lepiej weźcie się za robotę zanim pośniecie po tej ilości glukozy.
- To jak Anastazjo, pokażesz mi swoja sypialnię? - rzuca Edmund znacząco unosząc brew. Nawet nie zadaję sobie trudu żeby mu odpowiedzieć, tylko po prostu obracam się na pięcie i bez słowa ruszam do swojego pokoju.
Muszę przyznać, że naprawdę go lubię, pomimo iż każdy mebel w nim zdaje się być z kompletnie innej parafii. Stara drewniana szafa z powieszonym na niej lustrem, białe biurko z Ikei z przystawionym do niego krzesłem "Aga" obitym materiałem w klasyczną kratę, łóżko zarzucone stertą poduszek, puchaty dywan, wysoki drapak w kącie, w którego budce właśnie zasiada Bromba czujnie łypiąca na mojego gościa. Edmund z kolei rozgląda się po pomieszczeniu zatrzymując wzrok na zdjęciach i plakatach przyczepionych do ścian w kolorze wyblakłej zieleni, pędach choi pnących się po karniszu i rozpiętej na suficie lince oraz grzbietach książek stojących na prostej sosnowej półce obok szafy.
-Wolisz łóżko czy biurko? - pytam i niemal od razu strzelam się w czoło widząc że na twarz wkrada mu się krzywy uśmieszek. Ostrzegawczo unoszę palec zanim zdąży się rozkręcić. - Nawet nie próbuj.
Podnosi dłonie w geście kapitulacji i przysiada na materacu.
-Masz tu imponującą kolekcję tytułów - rzuca. - Chociaż spodziewałem się czegoś ambitniejszego niż Harry Potter.
-I znajduje się tam - odpowiadam otwierając pokrywę laptopa. - Po za tym nie uważam, że pewne gatunki są lepsze od innych. Nie musisz zgłębiać Dantego w oryginale żeby twoje czytelnictwo było wartościowe.
- Punkt dla ciebie - przyznaje. - Po za tym sam nie jestem szczególnie wysublimowany.
- No proszę proszę - zerkam na niego. - Kto by pomyślał. Takie słowa z ust hrabiego?
- Wiem że musisz być zdruzgotana tym jak każdego dnia roztrzaskuję twoje klasistowskie przekonania w pył - mówi bez skrępowania moszcząc się wśród poduszek. - Ale mogę ci jeszcze powiedzieć że robię zakupy w Biedronce, mimo że nie mają tam kawioru.
- Prawdziwy dramat - przewracam oczami. - Możemy zabrać się do pracy?
Po ponad dwóch godzinach muszę (choć niechętnie) przyznać, że tworzymy całkiem niezły zespół - Różewicz sprawnie wykonuje swój przydział obowiązków i nawet zacięta dyskusja na temat opracowania graficznego prezentacji kończy się szybkim kompromisem. Tym samym nasze wystąpienie jest już niemal gotowe, ale czuję jak powieki zaczynają mi ciążyć wraz z coraz gwałtowniejszym spadkiem stężenia kofeiny w moim organizmie.
- Potrzebuję chwili przerwy - mówię. Edmund odrywa wzrok od ekranu i przygląda mi się w zadumie.
- Dobrze się czujesz? - zaskakuje mnie tym pytaniem i zastanawiam się skąd wzięła się jego nagła troska.
- Ta-ak - niechcący wyrywa mi się ziewnięcie, a on kiwa głową i przesuwa się do ściany.
- Może się położysz? - wskazuje brodą na zwolnione miejsce, a ja piorunuję go wzrokiem.
- Tak tak, a potem usłyszę, że skończyłam w łóżku z jaśnie hrabią...
- Nie zamierzam szargać swojej opinii podobnymi kalumniami - oznajmia wyniośle wracając do wpatrywania się w laptopa. - Chociaż zabawnie byłoby patrzeć jak próbujesz to naprostować.
Nic nie mogę poradzić na to, że jak mały dzieciak pokazuję mu język.
- Kładziesz się czy nie? Nie zamierzam przeprowadzać pierwszej pomocy jeśli rozbijesz sobie głowę spadając z krzesła.
- I tak bym się tego po tobie nie spodziewała - odpowiadam wstając. Układam się obok niego starając się aby żadne fragmenty naszych ciał się nie zetknęły, co kończy się tym, że sztywna jak deska zajmuję samą krawędź materaca. Chłopak zerka na mnie przelotnie i z westchnieniem sięga po jedną z ozdobnych poduszek by włożyć ją między nas. - Mógłbyś się przesiąść do biurka?
- Tu mi wygodnie. Po za tym jestem ciekawy kiedy przestaniesz się zachowywać jakbyś mnie nie znosiła.
- Ależ ja cię nie znoszę - zauważam odrobinę się rozluźniając, a on znowu ciężko wzdycha.
- Nie, nie. Jesteś przekonana, że powinnaś mnie nie znosić, ale nie da się racjonalnie wytłumaczyć dlaczego.
- Skończ już - mamroczę nakrywając twarz kolejną z poduszek.
- I tak wiem, że mnie lubisz - stwierdza, ale nie daję się złapać na haczyk. Po chwili słyszę, że wraca do notowania.
Łagodny stukot klawiszy kołysze mnie do snu.
CZYTASZ
Niejawność
RomancePrawdziwa niechęć, czy przyzwyczajenie? Odkąd zaczęła studia Anastazja jest pewna jednego - Edmund Różewicz to nadęty dupek, który wszystko zawdzięcza swojemu arystokratycznemu rodowodowi. Ich przymusowa współpraca spowoduje jednak, że dziewczyna bę...