W środach najgorsze jest to, że wydają się być całe eony przed czwartkami.
Zwłaszcza gdy kończą się zajęciami z chirurgii na minuty przed dziewiętnastą.
Słońce już dawno zaszło, o czym dobitnie przypomina irytujące mnie brzęczenie wysłużonych jarzeniówek - mdłe światło, które rzucają jest zaledwie półmrokiem w porównaniu do ostrego blasku nowoczesnych lamp skupiającego się na stole operacyjnym. Stojąca przy nim Wanda z - nomen omen - chirurgiczną precyzją przecina kolejne naczynia pod okiem profesora. Na przeciwko niej uzbrojona w podkładkę i stetoskop Barbara spisuje parametry obecne na ekranie kardiomonitora. Miarowe pikanie maszyn działa na mnie usypiająco. Nieprzytomnie rozglądam się po sali i zauważam, że panuje na niej przedziwne rozprężenie - zaledwie garstka osób przygląda się operacji, podczas gdy reszta zajmuje się czymś zupełnie innym. Sandra ukradkiem klika w telefon podczas gdy Justyna zagląda jej przez ramię, Mikołaj z Adamem zagadują Manię, która najwyraźniej całą sobą powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem, Martyna głaszcze kciukiem kostki Asi, która - co mogę powiedzieć z całą pewnością, choć maseczka zasłania jej pół twarzy - uśmiecha się do niej z bezmyślnym zachwytem kompletnie zakochanej dziewczyny... Lekko zakłopotana tą intymną sceną przesuwam wzrok dalej aż w końcu trafiam na stojącego naprzeciw mnie Tymona, który z rękami w kieszeniach intensywnie wpatruje się w pacjenta, chociaż...
Możliwe, że senność mąci mi w głowie, ale w tej chwili jestem więcej niż pewna, że jego uwaga w całości poświęcona jest Wani.
Przyglądam mu się z nowym zainteresowaniem, próbując znaleźć potwierdzenie dla swojej zaskakującej obserwacji, ale po zaledwie chwili chłopak pochyla się by szepnąć coś do ucha stojącego u jego boku Edmunda. Różewicz odwraca się do niego na sekundę i kiwa głową, po czym wraca do obserwowania zabiegu.
Jednak zanim zdążę zająć się tym samym chłopak unosi wzrok i napotyka moje spojrzenie.
I chociaż dzieli nas stół, od którego każde z nas jest oddalone na przynajmniej metr doskonale widzę jak jego powieki mrużą się przy krzywym uśmiechu skrytym pod maseczką.
Jestem zdegustowana faktem, że przyłapał mnie na wgapianiu się w niego, a sytuacji nie poprawia fakt, że właśnie puszcza do mnie oko jakbyśmy dzielili jakąś niesamowitą tajemnicę. Staram się go zignorować i ponownie skupić na działaniach moich przyjaciółek, ale czuję dziwne ciepło na policzkach.
Do cholery jasnej. Niech mnie piekło pochłonie jeśli zacznę rumienić się przez Edmunda Różewicza.
Prawda jest taka, że od naszego niedzielnego spotkania hrabiątko częściej pojawia się w moich myślach - choć z tego co wiem nie doznał cudownego ozdrowienia, które sprawiło, że przestał być aroganckim durniem.
Nie da się jednak ukryć, że po raz pierwszy od ponad czterech lat weszliśmy w kontakt inny niż ciągłe zaczepki i irytacje. Kontakt w którym - muszę przyznać - okazał się być całkiem w porządku.
Cóż, sympatyczny palant to nadal palant.
Z zamyślenia wyrywa mnie szturchnięcie Mai.
- Żyjesz jeszcze? - pyta półszeptem, a ja przewracam oczami
- Postanowiłam umrzeć, a w pionie trzyma mnie tylko siła rigor mortis - odpowiadam za co dostaję kolejnego kuksańca, który do końca mnie otrzeźwia.
Wbijam wzrok w dłonie Wani i zupełnie wyrzucam Edmunda Różewicza z głowy.~*~
- Świetna robota Pani Wando - profesor rozpływa się w zachwytach nad moją przyjaciółką, która właśnie rozbiera się z zaplamionego krwią fizelinowego fartucha. - Pewna ręka, książkowe szwy... trochę praktyki i będzie z Pani wspaniały chirurg.
- Chirurżka - rzuca teatralnym szeptem Barb, a szatynka czerwienieje po same koniuszki uszu wystających spod materiałowego czepka w pieski.
- Dziękuję panie profesorze - mówi nieśmiało wyraźnie zawstydzona byciem w centrum uwagi.
- Szanowni państwo, przypominam że w przyszłym tygodniu nie mamy wykładów! Wykorzystajcie dobrze te chwilę przerwy, odpocznijcie... ale nie zapominajcie o nauce - mężczyzna żartobliwie grozi nam palcem, a grupa odpowiada czymś pomiędzy "dziękujemy" i "nawzajem".
Całkiem zabawne biorąc pod uwagę, że rozjeżdżamy się do domów z okazji Wszystkich Świętych.
- Poproszę Panie o pomoc w przeniesieniu pacjenta do sali pooperacyjnej, rozpiszę wam harmonogram podawania leków - profesor na powrót zwraca się do Wani i Barbie, po czym niedbale macha ręką. - Reszcie dziękuję! Do widzenia!
Spokojną atmosferę zastępuje typowy rwetes związany z przeciskaniem się do wyjścia. Staje nieco z boku i przeciągam się.
- To co Majson? - zagaduję moją współlokatorkę, która właśnie wypuściła swoją burzę włosów z obowiązkowego na sali operacyjnej upięcia. Rude loki wyraźnie odcinają się od lazurowej bluzy medycznej, którą ma na sobie. - Naleśniki na kolację?
- Liczyłem, że wpadniesz do mnie.
Odwracam się gwałtownie i niemal wpadam na szczerzącego się Edmunda.
- Masz tupet - warczę cofając się o krok. - I absolutnie zero pojęcia o przestrzeni osobistej.
- Po prostu musimy przećwiczyć naszą prezentację - mówi niewinnie unosząc dłonie. - Chyba chcesz żebyśmy dobrze jutro wypadli?
- Myślę, że doskonale poradzimy sobie bez tego - prycham obracając się na pięcie i ruszając do drzwi. - Przynajmniej ja.
- Jesteś strasznie skupiona na sobie, wiesz? - zauważa chłopak doganiając mnie w trzech długich krokach.
- Cóż, nie sposób nie zauważyć, że w tej kwestii dzierżysz palmę pierwszeństwa.
Słyszę ciężkie westchnienie Mai.
- Przez grzeczność nie będę polemizował, chociaż mógłbym. Ćwiczymy czy dalej zgrywasz niedostępnego płatka śniegu?
- Wal się - mój ton jest słodki jak miód wylany na szkło. Przyśpieszam kroku i wychodzę na korytarz, a on, na całe szczęście, tym razem nie idzie za mną.
- No to widzimy się w piątek! - woła za mną, a ja przystaję i spoglądam na niego przez ramię z brwiami uniesionymi w zaskoczeniu.
- Że co? - rzucam w jego kierunku, ale chłopak już mnie ignoruje poświęcając swoją uwagę Tymonowi, który właśnie stanął w progu. Kręcę głową i kieruję się do szatni. - A temu znowu o co chodzi?
- A bo wiesz - odpowiada Mają beztrosko. - W piątek jest u nich impreza halloweenowa.
- Chyba nie myśli, że tam przyjdę?
- No raczej, skoro potwierdziłyśmy zaproszenie.
Staję jak wryta.
- ŻE CO?
- Jezu, czemu ty zawsze reagujesz krzykiem i przemocą? - mówi z niesmakiem naciskając na klamkę drzwi, przed którymi się zatrzymałam.
W pomieszczeniu znajduje się jeszcze kilka dziewczyn, więc mieląc w ustach przekleństwa odkładam plan uduszenia mojej przyjaciółki na później. Ze złością rozbieram się z burgundowego scrubsa i sportowych butów, w zamian naciągając na siebie rajstopy i dopasowaną sukienkę z czarnej dzianiny. Gdy przysiadami by założyć swoje sztyblety szczebiocące Sandra z Justyną rzucają nam słowa pożegnania, zostawiając nas w przebieralni tylko we dwie. Łypię na Maję spode łba.
- Czy tobie coś na mózg padło? - syczę. - Kiedy ostatnio sprawdzałam nie byłyśmy szczepione dupami i każda z nas mogła decydować o sobie. Poza tym zapomniałaś kompletnie o urodzinach Wandy?!
- Po pierwsze - unosi jeden palec. - Skoro tak ci to przeszkadza to możesz zrobić wielką szopkę rezygnacyjną, ale po drugie - dokłada kolejny. - To właśnie Wania dostała zaproszenie i poprosiła nas żebyśmy z nią poszły przy okazji jej święta.
- Co? - ta wiadomość wprawia mnie w osłupienie, a rudowłosa uśmiecha się triumfalnie.
- Tymon zaprosił ją w poniedziałek. Myślę, że całkiem miło im się współpracowało i chciał jej podziękować - wzrusza ramionami, po czym spogląda na mnie oczami kota ze Shreka. - Chyba nie odmówisz jubilatce, co Staza?
Wzdycham ciężko, bo dobrze wiem, że przez swoją słabość do Wandy bez szemrania skapituluję.
- Nie odmówię - mamroczę pod nosem, a moja przyjaciółka klepie mnie po głowie jak małe dziecko.
- Dzielna dziewczynka. I o co było tyle krzyku?
- Dobrze wiesz o co - burczę wychodząc na korytarz, a ona parska.
- Zejdź z niego trochę. To dupek, ale nie musisz się tak na nim fiksować.
- Na nikim się nie fiksuję!
- Jasne - rzuca. - A denial is a river in Egypt.
Uderzam ją w ramię, a ona się śmieje.
CZYTASZ
Niejawność
RomancePrawdziwa niechęć, czy przyzwyczajenie? Odkąd zaczęła studia Anastazja jest pewna jednego - Edmund Różewicz to nadęty dupek, który wszystko zawdzięcza swojemu arystokratycznemu rodowodowi. Ich przymusowa współpraca spowoduje jednak, że dziewczyna bę...