No to tak zanim przejdziecie do czytania, cześć tutaj Lexi. Mam nadzieję, że to małe coś umili wam jakiś wieczór przy herbatce. Miłego czytania
Walka z Zarkonem była dla nich niesamowicie męcząca zwłaszcza, że ich priorytetem jako niedoświadczonych paladynów Voltrona była misja ocalenia księżniczki Allury z rąk Gallran. Teraz kiedy Alteanka była bezpieczna w zamku lwów pozostało tylko użyć teledavu by przenieść się gdzieś z dala od wrogiej kosmicznej floty. I kiedy wszystkie statki znalazły się w tunelu przestrzennym został on zaatakowany przez Haggar wraz z jej druidami sprawiła, że tunel został przerwany.
Lance chwycił się za swoją głowę lekko obolały i zaczął nawoływać przez swój hełm czy ktokolwiek go słyszy. Oczywiście, że pragnął zacząć panikować bo był nie wiadomo gdzie, jego przyjaciele nie odpowiadali.
- Hej Blue? Słyszysz mnie? - Lance poruszył jedną z dźwigni w swoim niebieskim lwie licząc że ten mu odpowie.
Ta cisza była wręcz przerażająca jego dłonie zaczęły lekko drżeć, bał się zostać sam, a co jeśli dorwie go Zarkon ze swoją świtą jak długo będzie w stanie odeprzeć ich atak tylko i wyłącznie swoim bayard'em. Czuł jak powoli panika zaczyna ogarniać jego ciało i kiedy zaczynał łapać płytsze oddechy, a oczy mimo wszystko zaczęły się lekko szklić.
- Tutaj Shiro, czy ktoś mnie słyszy? - w uszach chłopaka zabrzmiał tak dobrze znany głos Lidera.
Poczuł że jego ciało ogarnia spokój bo nie jest sam jest z nim Shiro, jego bohater Shiro.
- Tutaj Lance. Powiedz gdzie jesteś zaraz tam będę - znów spróbował poruszyć dźwignią aby powołać Blue do pracy jednak bez zmian.
- Nic ci nie jest Lance? Wszystko w porządku? - troska w głosie Shiro była wyczuwalna nawet na odległość bez problemu.
- Jeżeli dobrze pamiętam to ty oberwałeś z nas najmocniej. Już do ciebie idę. - Lance musiał przyznać, że lubił to w Shiro. Nikt od niego tego oczywiście nie oczekiwał a on zawsze się o niego, o nich wszystkich troszczył.
"Teraz moja kolej, żeby zatroszczyć się o ciebie Shiro" - pomyślał i ruszył do wyjścia z jakimś pakunkiem, który wyglądał jak bandaże. Miło, że takie coś znalazło się w kokpicie Blue i ktoś o tym pomyślał.
Kiedy Lance wyszedł na zewnątrz ze swojego lwa zanim zdołał się rozejrzeć poczuł przejmujący podmuch suchego i ciepłego wiatru zabierającego mu dech w piersi. Kubańczyk wzdrygnął się lekko bo odzwyczaił się od takich temperatur, ale to jednak nie miał w tej chwili znaczenia. Liczył się Shiro i to żeby jak najszybciej się do niego dostać i zająć raną na ile pozwalała mu na to apteczka. Chłopak rozejrzał się szukając czarnego lwa, który na szczęście nie rozbił się dalej od niego.
- Hej Shiro myślę że będę u ciebie za niedługo, nie wychodź z lwa okey? Jest tutaj strasznie gorąco - dodał tłumacząc się szybko jeszcze. - No i twój strój jest nieszczelny.
- Lance, naprawdę nie musisz - zaczął Shiro lekko zmieszany.
- Nie, nie nie. Już jestem w drodze. Zostań tam gdzie jesteś.
Shiro mimo wszystko uśmiechnął się czując ból z rany zadanej mu przez Haggar, miło było znów pomyśleć że ktoś zajmie się nim chociaż przez chwilę w trakcie tego okropnego koszmaru ciągnącego się już prawie trzy lata. Trzy lata odkąd został więźniem Galry i zrobił wszystko by chronić Matta, dwa lata jako więzień Zarkona i teraz kolejny rok jako paladyn Voltrona. Brakowało mu tego ciepła i komfortu ale pragnął ponad wszystko mieć możliwość odpoczynku, każdy w końcu zacznie odczuwać zmęczenie zwłaszcza kiedy jest tylko człowiekiem.
CZYTASZ
I kiedy niebo zapłacze ponownie (Shance)
Fiksi PenggemarPo walce z Zarkonem podczas ataku na teleduv paladynii zostają rozdzieleni. Shiro i Lance trafiają na pustynną wyspę. Gdzie Lance okazuje troskę i opiekę nad swoim liderem, a Takashi doznaje ciepła i dobra jakich nie zaznał odkąd trafił do więzieni...