Stoję przed lustrem zakładając soczewki w momencie, kiedy do pokoju wchodzi mój brat. Robię naburmuszoną minę widząc go w lustrze.- Wiesz, że istnieje coś takiego jak pukanie? W ten sposób okazujesz szacunek dla mojej prywatności – prycham, na co Otis bez żadnej skruchy rzuca się na łóżko.
- Nie spinaj siostra – odpowiada mi jednocześnie rzucając we mnie jedną z poduszek, które ma pod ręką. Kręcę głową ze zrezygnowaniem na znak, że nie mam żadnego pomysłu jak skomentować zachowanie brata. Wracam do czynności, którą bezczelnie mi przerwano. W momencie, kiedy obydwie soczewki są na miejscu, przyszedł czas, aby poprawić włosy tak, aby wszystko zostało ukryte.
- Nie musisz tego robić. Masz tego świadomość? – słyszę głos, który wyrywa mnie z letargu. Moje spojrzenie powędrowało w stronę brata. Patrzę na niego bez słowa chyba o sekundę za długo, bo Otis odchrząkuje jakby przypominał, że wypadałoby odpowiedzieć na pytanie, które przed chwilą zadał.
- Czego nie muszę? – odpowiadam w końcu, chodź doskonale wiem, o czym on mówi. W tej chwili udawanie idiotki jest lepsze, aby uniknąć ponownego tłumaczenia się.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi – wstaje z łóżka i idzie w moją stronę wskazując na twarz – mam na myśli to.
Oczywiście, że o to mu chodzi. O czym innym mógł niby myśleć. To jedyny temat, który jest poruszany, jako problem w mojej osobie. Ignoruje jego odpowiedz, spuszczam wzrok na swoje stopy. Robię parę oddechów, po czym ponownie podnoszę głowę.
- Już późno, powinniśmy wyjść z domu żeby nie spóźnić się do szkoły – mówię patrząc Otisowi w oczy z nadzieją, że nie będzie starał się naciskać na kontynuowanie rozmowy na poprzedni temat. Na szczęście jedyne, co robi to wzdycha, wymija mnie i rzuca pod nosem, że będzie czekał w samochodzie. Zdaję sobie sprawę, że brat mnie kocha i stara się pomóc, ale za każdym razem, kiedy zaczyna jedyny niewygodny dla mnie temat cała się spinam i marzę, aby Otis w jednym momencie wyparował. Potrząsam energicznie głową, aby odrzucić od siebie negatywne myśli. Dzień się dopiero zaczął a ja nie chce mieć złego humoru od samego rana. Ostatnie spojrzenie w lustro, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Chwytam plecak, słuchawki oraz telefon i wychodzę z pokoju. Po drodze do drzwi wejściowych weszłam jeszcze do kuchni, aby zabrać jedzenie dla siebie i brata. Mijam mamę, która pije kawę przy wyspie kuchennej i jednocześnie czyta gazetę.
- Cześć kochanie, dobrze spałaś? – standardowe pytanie, które rodzicielka zadaje codziennie mnie jak i Otisowi. Weszło jej to tak w nawyk, że mówi to nawet nie podnosząc oczu z nad gazety.
- Tak mamo, spałam nawet nieźle – te kłamstwo tak weszło mi w krew, że mówię je bez mrugnięcia okiem. Nie chcę martwić swojej matki tematem moich koszmarów. To nic takiego, przyzwyczaiłam się do nich. Kiedy się nasilają biorę leki nasenne i po kilku dniach są w kontrolowanej ilości, która nie przytłacza. Ta kontrolowana ilość to od dwóch do trzech koszmarów w tygodniu. Poza tym ciągną się od tak dawna, że mówienie o nich teraz wydaje się nie potrzebne. Zgarniam papierowe torby ze śniadaniem do plecaka, całuje mamę w policzek na pożegnanie i wybiegam z domu. W aucie czeka Otis.
- Długo Ci zeszło. Możemy już jechać?
- Oczywiście musisz narzekać na moje ruchy. Jakbym przyszła szybciej to byś głodował dzisiaj - pokazuje mu papierową torbę z jego imieniem w plecaku – ale żadnego podziękowania za to, że zainteresowałam się Twoim żołądkiem – zrobiłam obrażoną minę i obróciłam się w stronę okna, aby podkreślić swoje sztuczne obrażenie.
- Dobra już, w podziękowaniu możesz wybrać piosenkę w drodze do szkoły – Otis wiedział, że udaje, ale zawsze cieszyłam się kiedy miałam kontrole nad muzyką w jego aucie. Poczułam że ma być to jakaś forma zadośćuczynienia za dzisiejszą rozmowę.
![](https://img.wattpad.com/cover/327829416-288-k546563.jpg)
CZYTASZ
Look into my eyes
CasualeJednym z marzeń Elif jest wyrwanie się ze swojego miasta i wyrwanie się z rąk swoich dręczycieli. Drugim marzeniem jest spotkanie osoby, z którą mogłaby się zaprzyjaźnić i znaleźć wspólny język. Czy Elif znajdzie w sobie odwagę by spełnić oba marzen...