Rozdział 31 - Nieświadomy

205 17 25
                                    

- Przepraszam, Lou. Tak bardzo Cię przepraszam - wyszeptał wyższy, tuż koło jego ucha. Czuł się tak, jakby trzymał w swoim ramionach cały swój świat, który powoli niszczył. Łzy niemiłosiernie zaczęły spływać po jego czerwonych policzkach. Lekko trzęsące się Louisowe ciało, trzymało swoje małe piąstki tuż po jego sercem.

- To nie twoja wina. To ja i moje problemy zmiatamy wokół nas wszystko, niczym tornado - sapnął cicho w jego pierś. Jego ciało lekko dygotało, a długie palce wplątując się w jego włosy, powoli go uspokajały. Opuszki ostrożnie błądziły po skórze jego głowy, a oddech stawał się z lekka spokojniejszy.

- Nie prawda, Lou. Po prostu ja nigdy… - sapnął cicho Harry. Położył swoją głowę na tej chłopaka, delikatnie muskając ustami jego głowę. -... nie czułem się tak. Jesteś cudowną osobą, Louis - wysapał Harry, cicho pociągając nosem. Delikatnie kołysał w swoich ramionach małe ciało, chcąc ochronić go przed całym złem, jakie czyha na niego wokół.

- To ty jesteś cudowny, Harry - sapnął cichutko niższy, obejmując Harrego w pasie. Zapragnął znaleźć się jeszcze bliżej, o ile to było możliwe, czuć jego fakturę skóry i ciepło, które go uspokajało. - Nikt nigdy wcześniej tego nie potrafił - powiedział, unosząc powoli wzrok ku górze.

- Czego? - zapytał lekko zaskoczony, nie rozumiał.

- Harry, tylko Ty potrafisz mnie uspokoić, to niesamowite - uśmiechnął się, biorąc głębszy wdech. Zielone i mokre od łez tęczówki zaczęły patrzeć w dół, spotykając swoje własne niebo.

Żadne słowa nie mogły oddać tego co usłyszał od Louisa. Nie potrafił wypowiedzieć nic, prócz kiwnięcia z uśmieszkiem głową. Złożył na Louisowym czole mały pocałunek, pragnąć trwać tak w nieskończoność. Ta bliskość była wszystkim o czym oboje mogli skrycie marzyli.

Szare chmury, a zza nich wychodzące słońce bijące w salonowe okno, zaczęło informować ich o początku poranka. Zapłakani, a jednocześnie spokojni jak nigdy wcześniej zasnęli w swoich objęciach tuż po godzinie szóstej nad ranem. Harry jeszcze długo sprawdzał, czy Lou faktycznie już jest spokojny, nim zamknął powieki, zatapiając się w ciepłe drugiego ciała tuż obok.

~*~

Royal Sussex County Hospital, godzina 19:31.

Białe, betonowe frontowe mury, wysokopiętrowy budynek i mnóstwo samochodów na parkingu. Rodzice Harrego biegli jak szaleni, o mało co nie gubiąc butów na schodach, pragnąć jedynie zobaczyć swoje dziecko. Szybko znaleźli się na oddziale intensywnej terapii, gdy tylko po wybudzeniu chłopaka, dostali pozwolenie na krótką wizytę, przed przeniesieniem do zwykłej sali szpitalnej. Na miejscu zastali już Nialla i Zayna, siedzących nad jego łóżkiem, chłopak spał.

- Moje dziecko… - wychlipała Anne, łapiąc za dłoń Harrego. Wciąż był podłączony do aparatury pomagającej mu oddychać. Jego ciało schudło w przeciągu miesiąca zdecydowanie. Chłopcy odsunęli się na bok, dając swobodny dostęp do niego. Sińce pod oczami, szczupła buzia i ledwo widoczne siniaki, które zdążyły się już zagoić składały się na obraz przed nią. Ojciec niewiele myśląc, ucałował blade czoło chłopaka, ocierając łzę szczęścia, spływająca po jego policzku. Natychmiast przytulił żonę. W tym samym momencie do sali wszedł lekarz.

- Jak dużo tu państwa, mógłbym prosić o wyjście ze dwóch osób? Pacjent potrzebuje trochę oddechu - powiedział spokojnie niski mężczyzna w kitlu lekarskim. Niewiele myśląc przyjaciele cicho pożegnali się z nim i jego rodzicami, oświadczając, że wrócą tu dnia kolejnego.

- Co się stało? Przecież nie dawał mu pan szans na przebudzenie w przeciągu pół roku? - zapytała roztrzęsiona kobieta, podtrzymywana przez swojego partnera.

- Z medycznego punktu widzenia tak to właśnie wyglądało. Miał złamane dwa żebra, uszkodzony kręgosłup i połamane obie nogi, to nie wyglądało zbyt przyjaźnie, sami państwo widzieli. Jednak to młody organizm - powiedział wciąż spokojnym tonem lekarz.

- Dzięki temu się obudził? Jego młody organizm się zregenerował szybciej? - zapytał ojciec chcąc znać każdy szczegół z możliwych, przywracający jego syna ze stanu śpiączki.

- To bardzo prawdopodobne. Jego organizm musiał być zdecydowanie silniejszy, niż mógłbym przypuszczać, ale to bardzo dobrze. Czeka go teraz rehabilitacja i długa droga do powrotu sprzed wypadku, ale bądźmy dobrej myśli - oświadczył lekarz, notując coś w swoim notatniku, szybko chowając go do szerokiej kieszeni fartucha.

- Obudził się, miesiąc po. To już dobry znak, prawda? - zaczęła łkać Anne, nie próbując ukryć łez wzruszenia.

- Ależ owszem. Wręcz doskonały, będziemy walczyć o Harrego. Pokazał nam, że jest silny - dodał lekarz, szczerze uśmiechając się do rodziców.

Dnia 02 lipca Harry miał wypadek. Jechał jak co dzień do pracy. Miał tego wieczoru dostać propozycję darmowego kursu kucharskiego w Londynie, lecz nie zdążył do niej dotrzeć. W połowie drogi niefortunnie walnął w niego samochód dostawczy, a on ciężko poturbowany wjechał samochodem do rowu. Chłopak został wprowadzony w śpiączkę tuż po ważnej operacji. Jego stan był określany jako ciężki i z marnymi szansami na wybudzenie się w przeciągu pół roku. Organizm był na tyle wyczerpany, że śpiączka była nieunikniona. Była jedynym słusznym rozwiązaniem, by uratować tak młodego chłopaka.

Jego rodzice dzień w dzień przyjeżdżali do szpitala, modląc się by ich syn się obudził. Zayn i Niall także go odwiedzali, cholernie się martwiąc o swojego towarzysza, w końcu był ich najlepszym przyjacielem. Harry nieświadomy wypadku pogrążył się w głębokim śnie, myśląc, że to jego rzeczywiste życie. Louis był dla niego ratunkiem, który dzięki swojej osobie pomógł mu przetrwać najgorszy okres w jego stanie. Chłopak nie mógł być tego świadomy. Gdy tylko się obudził zobaczył przed sobą rodziców, za nic nie rozumiejąc co się dzieje.

- Gdzie Lou? - zapytał cicho, z trudem przełykając ślinę. To były jego pierwsze słowa, gdy się obudził. Bolało go niemiłosiernie całe ciało, a gdy spostrzegł złamane dwie nogi załamał się. - Co się stało?! Gdzie jest Lou? - krzyknął ma tyle, na ile potrafił przerażony chłopak. Wcale nie martwił się o swoje zdrowie. W głowie miał jedynie Tomlinsona, z którym zasnął poprzedniej dla niego nocy na sofie, musiał wiedzieć co z nim.

- Jaki Lou? Kochanie miałeś wypadek, byłeś wprowadzony w śpiączkę - oświadczył przerażony stanem syna ojciec. Nie rozumiał o kogo mu chodzi.

- Słońce obudziłeś się po miesiącu bycia w śpiączce, to musiał być sen - dodała cicho mama, łapiąc go za dłoń. Natychmiast wyrwał się z jej objęcia, nie dając sobie nawet powiedzieć, że to był sen.

On był zbyt realny, nie mógł być snem. Gdzie był do cholery jego Louis?

- Jaka śpiączka, o czym wy mówicie?! Gdzie jest Louis?! - krzyknął ponownie w rozpaczy, niespokojnie podnosząc się z łóżka. Anne zaczęła płakać, a lekarz kazał natychmiast wyjść rodzicom. Musiał uspokoić pacjenta. Nie raz spotkał się z takim stanem szoku po przebudzeniu, doskonale wiedział jak działać.

- Panie Styles, spokojnie. Wdech i wydech. Zaraz podam coś uspokajającego - oświadczył lekarz, powoli odchodząc do szafki naprzeciwko łóżka. Wyciągnął z niej małą fiolkę, powoli odciągając wymierzona ilość do strzykawki. Podszedł do jego kroplówki i wstrzyknął zawartość.

- Jaki wypadek? Ja chce wiedzieć tylko gdzie jest mój Lou… - zapłakał Harry, czując jak coś rozpływa się po jego organizmie, nieco go wyciszając. Szybko zrobił się senny, ale nim jego powieki się zamknęły, spostrzegł jeden mały szczegół, który był zbyt znajomy.

Życie to jedna, wielka gra. Możesz myśleć, że przegrałeś, lecz nikt nie zna jej końca. Wygrana nie zawsze przejawia się na początku.

Why it is so hard to last? || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz