1/2

23 2 0
                                    


  Mimo, że siedzę na krześle, a od pani Krasińskiej dzieli mnie duże i obszerne dębowe biurko czuje jej lodowatą, mroczną aurę. Wzrok mam spuszczony, chyba najniżej jak tylko się da. Nie mam nawet najmniejszej ochoty spojżeć, a co dopiero patrzeć na tę kobietę, napewno nie dziś. Nerwowo skubie skórki przy paznokciach i pocieram butem o but - zawsze tak robię gdy się stresuje. To już stało się nawykiem. Udaje, że jestem na tym niezmiernie skupiony, ale chyba nie za bardzo mi wychodzi. Czuje jak podnosi dłonie, a następnie opiera je o blat, jakby chciała mnie sprowokować. Sprytna bestyja... Nie będę dalej przedłużać. Nie wytrzymuje, niemrawo unoszę wzrok. Nasze spojrzenia momentalnie na siebie natrafiają. Ona tylko na to czekała. Czuje, jakby fala zimnego powietrza smagnęła mnie niczym bicz albo kubeł zimnej wody. Przełykam dyskretnie ślinę i czekam, aż otworzy te swoje wymalowane na bordowy kolor usta.

   — Czy masz coś na swoje usprawiedliwienie? — pyta, a jej ton wydaje się być tak wyniosły, jakby była jakimś nie wiem, Bogiem.
   — Szczerze, nie wiem co mogę pani powiedzieć — odpowiadam cicho.
   — Tak myślałam — wzdycha. — Rozumiesz chyba, że takie sytuacje zdarzają się nazbyt często, abym mogła dalej przymykać na to oko?
   — Proszę pani, ale — przerywa mi podnosząc się z fotela. Momentalnie zaciągam rękawy ulubionej bluzy, aby ukryć dłonie.
   — Oktawian, nie zdajesz sobie chyba sprawy z tego, iż jako dyrektor nie mogę dłużej tolerować twoich dziwnych zachowań. Żadne „ale" tego nie zmieni.
   — To nie jest moja wina — zdobywam się na odwagę i z szeroko otwartymi oczami mówię jej to prosto w twarz.
   — Ach tak, więc mam rozumieć, że otwieranie okna w czasie lekcji i chęć... wyjścia przez nie lub wykradanie kluczyka od drzwi na dach budynku nie jest twoja winą? — unosi brew i patrzy na mnie z niedowierzaniem.
   — Bo to nie jest tak jak pani myśli.
   — Nie?
   — Nie — pewnie powtarzam odgarniając kosmyki brązowych włosów, które swoją drogą miałem podciąć jakiś czas temu, ale nadal nie wybrałem się do fryzjera. Sam nie wiem czemu.
   — Jak wiesz nie jestem osobą, która łatwo ustępuje. Jednakże — zatrzymuje się na chwile, jakby zastanawiała się co jest najbardziej opłacalną opcją do powiedzenia. — Ze względu na fakt, iż jesteś o dziwo jednym z najlepszych uczniów i zdobywasz najwyższe wyniki w olimpiadach z przedmiotów ścisłych, ale i dziwnie wysokie z humanistycznych nie mam sumienia pozbawić cię możliwości nauki w mojej szkole, która uważam daje tobie największe pole do rozwoju. Nie dam ci również tej satysfakcji i nie zostaniesz zawieszony, jedyne co mogę, to zawiadomić rodziców, żeby pomyśleli nad jakimś psychiatrą, tudzież psychologiem — dodaje, kończąc, jakby zdała sobie sprawę, że słowo psychiatra jest nieco niestosowne w moim przypadku.

   — Rozumiem — odpowiadam dalej czując napięcie przebiegające po całym ciele.

   — Tylko tyle?! — unosi głos i podchodzi do mnie. Zaczynam panikować, a w mojej głowie pojawiają się jak zwykle najczarniejsze scenariusze. — Litości, czemu ty to robisz. Rozmawialiśmy o tym przy ostatniej wizycie w moim gabinecie. Oktawian, to było raptem pięć dni temu — rzuca pogardliwym tonem podwijając moje rękawy, tym samym odsłania zniszczone nawykiem ręce. W jej głosie wyczuwam odrobine zmartwienia i współczucia. Emocje, których napewno nie przypisałbym dyrektorce.

   — Wie pani, ja sam do końca nie jestem pewien — uśmiecham się krzywo. — Czasami ludzie robią rzeczy, których nawet oni sami nie rozumieją — dodaje patrząc na wiśniowy lakier na paznokciach kobiety. — Można by to chyba uznać za taki mały paradoks — milknę odwracając wzrok w stronę świątecznie ubranej choinki, która stoi na jej biurku. Oczywiście to nie tak, że nie rozumiem czemu to robię, myśle, że to forma ucieczki od tych natrętnych myśli, ale nie ma szans, że pani to powiem.

21 December Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz