Rozdział 1

7 1 0
                                    

— W internecie nie ma żadnej wzmianki o tym.. — powiedziała Sheire która trzymała w dłoni swój telefon, przesuwając palcem po jego ekranie.

— W sumie to wiele wyjaśnia.. Miasto zostało zapomniane, nikt by chyba o nim w internecie nie napisał... — powiedziałam czytając księgę.

— Ciekawe jest to, że masz prawie 300 lat, jesteś jedną z demonów które zbudowały Denarię, a jednak nic nie wiesz o tym mieście... Ta wasza rada nie ma może, żadnej księgarni czy innych takich mędrców? — zapytała wampirzyca patrząc na mnie.

— Księgarni nie mamy.. Ale być może jeden z najstarszych wie... — powiedziałam zastanawiając się — dziś w nocy zapytam się go, jeżeli mrok nas nie zaatakuje. Wiecie jak to jest.

— Czy ty nie możesz powiedzieć twojemu wujkowi, by coś zrobił? On przecież włada nad mrokiem

— On nie może nic z tym zrobić, Santre włada nad wyspą Cenebriosu, ale te cienie które atakują Denarię są zbuntowanymi cząstkami które sądzą, że Denaria od początku należała do nich. Mój wujek nie ma nad nimi kontroli! I tak on sam próbuje nam pomagać.

Wstałam odkładając książkę na stół. Poszłam do kuchni, wzięłam szklankę i wlałam sobie wody z kranu. Zaczęłam się zastanawiać nad tym wszystkim, w sumie byłam ciekawa tego jak to miasto wygląda... W końcu to korzenie mojej rasy, jedno z pierwszych miast. Wróciłam do moich przyjaciółek.

— Jest tylko jeden problem.. Nie mogę opuścić mojego stanowiska w nocy. Chyba, że ktoś by mnie zastąpił, a demonów takich jak ja przecież jest coraz mniej... — powiedziałam patrząc za okno. Na zewnątrz powoli zapadał już zmrok, ja nie musiałam spać. Wystarczyła mi kilkugodzinna medytacja co jakiś czas i byłam wypoczęta. Dwie godziny medytacji starczyło mi na dwa tygodnie, wampiry... cóż, są naszymi krewnymi i tak samo jedynie potrzebują medytacji w dzień, ewentualnie raz na jakiś czas popadną w półroczną hibernację, ale to tylko raz na sto lat. Jednak Nathalie jako jedyna z naszej trójki tego potrzebowała.

Niedługo później poszłam się przygotować do wyjścia, jak zawsze zachowując tradycję naszych spotkań, założyłam na siebie czarną szatę zakrywającą całe moje ciało, a pod nią tzw "zbroję" która pomaga mi w walce z cieniami i odbija ich zaklęcia. Na twarz założyłam maskę przypominającą głowę kruka.
— Ja lecę na spotkanie, nawet nie próbujcie sobie dokuczać obie. — powiedziałam do nich obu.

— Ta.. Postaramy się — wymruczała Sheire od niechcenia.

— Do zobaczenia rano — pomachałam im i wyszłam z domu.
Od razu po moim wyjściu jak na zawołanie przyleciał do mnie czarny feniks, który otoczony był również czarnym dymem wyglądającym jak ogień unoszący się na jego piórach. Zazwyczaj feniks spędzał ze mną czas, ale często też, leciał do mojego wujka - do Cenebriosu - z którego pochodzi

— Witaj Tendor — przywitałam się z moim podopiecznym i pogłaskałam go pod dziobem.
Zaczęłam iść w głębię lasu...

Tak, tę samą głębię do której każdy człowiek boi się wchodzić w obawie o legendy które mogłyby okazać się prawdą. Demony pod postacią człowieka do niedawna opowiadały ludziom o tym, jak mordercy krążą po tamtym miejscu zabijając osoby, które tu przyjdą. Cóż, mimo, że bronimy tego miasta, czasem jeśli ktoś za bardzo zbliży się do głębi jesteśmy zmuszeni by wydać na tą osobę wyrok śmierci.
Musimy dotrzymać te "legendy", aby nikt tu nie wchodził.

Isumim — uniosłam rękę przed siebie. Moje oczy delikatnie zaiskrzyły jasnym światłem, a przed moimi oczami ukazały się demony. Podeszłam do nich.

— Ach! Selave Sylvie! Kesa de trema dol — [miło cię znowu widzieć - w języku demonów] powiedział do mnie najstarszy z nas.

— Selave Voltiri! — przywitałam się z nim. Cóż, nasz lud nie tracił nigdy czasu na ukłony i inne takie bzdety przed swoim władcą. Wszyscy byliśmy dla siebie jak rodzina, a szczególnie teraz, kiedy nasz lud spotyka kryzys coraz to bardziej zmniejszającej się liczebności naszej rasy.

— Wszyscy są już na miejscu? — zapytałam patrząc na starego demona.

— Na szczęście, wszyscy. — odpowiedział Voltiri patrząc na naszą grupę. Nas - przywódców - było pięciu, każdy z nas miał moce które odpowiadały wszystkim żywiołom. Moim był ogień, najstarszego ziemia. Były jeszcze lód, woda i wiatr.
Reszta osób które z nami były, to członkowie rodziny rady, szczerze.. ja, jako jedyna byłam tutaj z moim wujkiem i nikim więcej. To on, władał nad cieniami i wyspą Cenebrios i pomagał nam w pokonywaniu tych zbuntowanych wraz z jego armią.. Mieliśmy nad nimi przewagę, ale cienie to sprytne bestie.

Chciałam podejść do starszego, zapytać się o dawne miasto demonów o fioletowej magii, ale w oddali zauważyliśmy jak całe grupy cieni idą w naszą stronę.. Nie widziały nas, ale kiedy się zbliżą będziemy musieli zaatakować. Każdy z nas przygotował się do ataku. Również mój wujek.

— Jak zawsze w formie? Co nie staruchu~? — powiedziałam do niego uśmiechając się złośliwie. No patrząc na to, że gość przez pewne zdarzenia z przeszłości jest szkieletem... Zawsze go tak nazywałam dla żartów.
— Sylvie. Nie. Teraz. — powiedział załamany moją postawą. On od kiedy byłam mała, zawsze był takim ważniakiem, ale wciąż go uwielbiam.

Wreszcie.. stało się. Cienie przeszły obok nas. Kolejna noc i kolejna jatka. To już rutyna, ale potrzebuje trochę adrenaliny!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 23, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

W Poszukiwaniu NieznanegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz