Rozdział czwarty: Alkohol ze mną wygrał

391 9 23
                                    

Może jakiś spamik?

Rozdział 18+

Harry już od kilku dni podążał w poszukiwaniu Rona, mimo że był pewny że już za późno, i że zawiódł swojego najlepszego przyjaciela a śmierciożercy pozbawili go życia, ale Harry taki nie był, mimo sprzeciwności losu nie miał zamiaru odpuszczać, i nawet jeśli już było za późno wiedział że pomści swojego rudowłosego przyjaciela. Przez te kilka dni nadal nie zdał sobie sprawy z tego że nie jest sam, Luna i Neville umieli się dobrze ukryć, mieli na sobie pelerynę-niewidkę którą wzięli z kufra Harry'ego byli świadomi że Harry nie byłby zadowolony z ich obecności przez to w jakim stanie był, ale wiedzieli także że napewno nie zostawią go samego. Harry chwilę obracał się za siebie, jakby czuł że ktoś za nim podąża, lecz nikogo nie widział, nie słyszał nawet szmeru wiatru, jednak czuł się jakoś nieswojo

***

Minęły trzy kolejne dni a Harry nadal błądził po świecie magii, tracił nadzieję że wogule jeszcze kiedykolwiek ujrzy Rona, możliwe że śmierciożercy albo nawet sam Voldemort rozszarpali go na strzępy, czuł jeszcze większą nienawiść do postaci bez nosa, która już przed mała nie była, nie rozumiał jak jeden człowiek może wyrządzić tyle zła, zabił jego rodziców, Cedrica, Syriusza, i jeszcze wiele niewinnych ludzi. Harry po około godzinie ciągłego chodzenia w te i we wte, jak i obracania się za siebie w końcu wszedł do jakieś groty gdzie postanowił odpocząć, przynajmniej chwilę, od kilkunastu dni chodził bez przerwy, I nie było nawet śladu po Ronie, więc nie było opcji że pójdzie dalej bez chwili wytchnienia, usiadł na jakimś dużym kamieniu rozglądając się by przypadkiem nie trafić na coś niebezpiecznego, kiedy Harry się upewnił że nic mu nie grozi zaczął grzebać w swojej torbie w poszukiwaniu wody, przez ten czas szukania Rona, pił bardzo mało, nie miał na to ani czasu ani siły.

***

Draco przesiedział w swoim dormitorium kilka dni nie mając na nic ochoty, jego psychika potrzebowała odpoczynku, codziennie rano siadał na fotelu i zanurzał się we własnych myślach, tych złych jak i czasem dobrych, lecz niestety tych drugich było mniej, ale Draco mimo wszystko cieszył się że były. Voldemort dał mu jak narazie spokój z torturami, Draco mógł odpocząć na tyle że dał radę wyjść z dormitorium, tak udało mu się, lecz męczył go jego udawany uśmiech, nie chciał go a jednocześnie musiał go mieć, nie mógł zdjąć nagle maski, tak po prostu. Tym bardziej po tym jak bez słowa zniknął, na tak długi czas. Chłopak ruszył w strone wielkiej sali, na jego osobę padło każde spojrzenie, na szyje Draco rzuciła się Parkinston wtulając się w jego ciało

- Pans, przewrócisz mnie, spokojnie

Chłopak zaśmiał się cicho i przytulił dziewczynę, dziewczyna prawie że się popłakała widząc go całego i zdrowego, chociaż przy niej nie musiał nosić maski...

***

po kilku dniach noszenia maski Draco postanowił wyjść za mury Hogwartu, by znowu móc odetchnąć. Gdzieś po południu udał się do wyjścia z budynku. Gdy był już blisko dosłownie wybiegł z Hogwartu, nagrał powietrza do ust i je wypuścił, w końcu mógł odetchnąć, zaczął iść przed siebie z delikatnym uśmiechem, czuł jakby wszystko co złe opuszczało powoli jego ciało. Chłopak wszedł wolnym krokiem do lasu gdzie z uśmiechem obserwował magiczne zjawiska, uwielbiał jakie miejsca, dla niektórych mogą one się wydawać niebezpieczne, ale nie dla blondyna, właśnie tam czuł się najbezpieczniej, mógł sam pomyśleć bez żadnych masek i zbędnych ludzi. W okolicach Malfoy Manor, nie było takich miejsc, nie mógł praktycznie wychodzić z domu, co z tego że był poza murami Hogwartu skoro nie mógł wyjść z jeszcze gorszego piekła. Wskoczył na jedną z gałęzi przeciągając się, z szerokim tym razem uśmiechem, mógł obserwować w spokoju ciemny mrok. Draco na prawdę lubił mrok lecz nie przesadny, lubił taki w którym mógł czuć się bezpiecznie, taki w lesie bądź w innym tego typu miejscu

Witaj w moim sercu// Drarry/HarcoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz