Rozdział pierwszy

107 12 0
                                    

Mikołaj

Unoszę wzrok znad notatek, bo wydaje mi się, że postój trwa zbyt długo. Chyba wciągnąłem się w czytanie i odłączyłem się nieco od rzeczywistości. Nic nowego w moim wykonaniu. Mama mówi, że często „odlatuję". Ludzie wokół mnie nerwowo gestykulują, więc wyjmuję słuchawki z uszu i dociera do mnie szum wzburzo­nych głosów. Wychodzi na to, że tramwaj ma jakąś awarię. Teraz? Na środku mostu? Serio? Zerkam na zegarek i czuję, że lekko podnosi mi się ciśnienie. Powinniśmy być już trzy przystanki dalej. Cholera. Jeśli zaraz nie ruszymy, to się spóźnię.

Natychmiast analizuję dostępne opcje. Jestem świetny w im­prowizowaniu. Tego wymaga moja praca. Nerwowe sytuacje sprawiają, że do głowy przychodzą mi gotowe rozwiązania po­zwalające zatuszować problem. Rozwiązaniem, które w tej chwili wybieram, jest opuszczenie zepsutego tramwaju i wzięcie tak­sówki. Niefajnie, ale czasem trzeba zaszaleć. Wciskam kartki do plecaka i zwalniam siedzenie przy oknie.

– Proszę otworzyć drzwi! – wołam do zdenerwowanego motorniczego.

Kilka osób idzie w moje ślady i podchodzi do wyjścia. Zauważam też, że jakaś młoda dziewczyna marszczy brwi i przygląda mi się w zamyśleniu. Pewnie zna mój głos, ale za­nim skojarzy fakty, będę już w taksówce. Uśmiecham się lekko i wychodzę z tramwaju, a za mną większość zniecierpliwionych pasażerów. Nie każdy może sobie pozwolić na czekanie, aż ma­szyneria zadziała. Ja nie mogę. Znowu rzucam okiem na zegarek, po czym wyciągam z kieszeni telefon i sprawdzam w aplikacji, czy w pobliżu czai się kierowca gotowy szybko i niedrogo do­starczyć mnie do pracy. Mam go! No, Taras, bądź demonem prędkości, błagam.

Trzy minuty później witam sympatycznego młodzieńca, który od razu próbuje wciągnąć mnie w dyskusję o koszy­kówce. Nie znam się na koszykówce ani na żadnym innym sporcie drużynowym. Nie śledzę rozgrywek, nie umiem wy­mienić nazwisk i listy sukcesów wszystkich zawodników, a ża­den bukmacher nie ma pojęcia o moim istnieniu. No dobra, oglądam czasem mecze piłki nożnej, ale który facet tego nie robi? Niestety kompan do sportowych dyskusji raczej ze mnie kiepski, więc Taras cicho wzdycha i rezygnuje z pogawędki. Chyba jest rozczarowany. Trudno. Wygląda na mniej więcej dwudziestolatka, więc przed nim jeszcze wiele rozczarowań. Niech się przyzwyczaja.

– Dziękuję! – rzucam, kwadrans później wysiadając pod bu­dynkiem, w którym pracuję.

Gdy otwieram drzwi, na chodnik spadają pierwsze krople deszczu. Niby mogłem się tego spodziewać, bo majowe upały nigdy nie trwają wiecznie, ale jakoś wypadło mi z głowy, że gro­madzące się chmury sugerują zabranie z domu parasola. Zepsuty tramwaj, wizja przemoknięcia w drodze powrotnej i śmierć czajnika elektrycznego przed pierwszą poranną kawą. Co jesz­cze mnie dzisiaj czeka? Biorę głęboki wdech i ruszam szybkim krokiem do naszego studia. W reżyserce szerokim uśmiechem wita mnie Olaf. Założył swoją ulubioną koszulkę.

– Chyba jesteś później niż zwykle, no nie? – zagaduje, po czym rozpoczyna konsumpcję orzeszka w czekoladzie. Podrzuca go i otwiera szeroko usta, poruszając głową jak foka. Często tak robi.

– Nie możesz jeść normalnie? – pytam, parskając śmie­chem. – Ostatnio rozdeptałem jakiegoś cukierka i zbieranie go z podłogi nie było przygodą mojego życia. – Kiedy widzę, że jedynie wzrusza ramionami, kontynuuję: – Tramwaj się zepsuł. Przyjechałem taksówką.

– Powodzi się, wozimy się taksówkami – mówi, robiąc dla żartu taką minę, jakbym podjechał pod redakcję co najmniej pozłacaną karetą. – Masz dziesięć minut.

Kiwam głową i idę do siebie. Zabieram butelkę wody oraz kartki, na których zapisałem najważniejsze punkty programu. Szybko dopisuję w rogu „kup czajnik". Z westchnieniem ulgi na­suwam na uszy słuchawki. Uwielbiam swoją pracę. Uśmiecham się do siebie i ostatni raz przeglądam notatki, po czym odsuwam je na brzeg stołu i wsłuchuję się w dźwięki muzyki sączące się do moich uszu. Może i Olaf jest złośliwy, ale mamy podobny gust muzyczny i nie wyobrażam sobie pracy z kimkolwiek in­nym. Mimo że kumpel nosi koszulkę z bałwanem z Krainy Lodu, którą córki kupiły mu niedawno na czterdzieste urodziny, nie ma w sobie nic z roztrzepanego i niedojrzałego fana bajek dla dzieci. Olaf jest zorganizowany, rzetelny i lubię z nim pracować. Mógłby tylko mniej śmiecić jedzeniem.

Minęła godzina dwudziesta druga. Romans z pazurkiem - WYDANIE 8.02.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz