Rozdział drugi

53 11 0
                                    

Ewa

Otwieram okno, chcąc wpuścić do środka trochę świeżości, którą przyniósł deszcz. Nocne niebo rozpościera się nad Warszawą, a dźwięki radiowej muzyki i szum ulic wdzierają się w ciszę, która panuje w mieszkaniu. Przez moment wpatruję się w ciemność, głęboko wdycham wiosenne powietrze, po czym wracam do komputera. Słuchając mojej ulubionej audycji radiowej, zaczęłam pisać ogłoszenia dla fundacji. Losy bezdomnych kociaków są poruszające, a ubranie ich w odpowiednie słowa pozwala dotrzeć do większej liczby osób. To przekłada się na więcej adopcji oraz na wyższą kwotę, jaka ląduje na fundacyjnym koncie. Ponieważ na co dzień pracuję ze słowami, pomagam jednej z fundacji przy tworzeniu tekstów do zbiórek i ogłoszeń adopcyjnych. Tyle mogę zrobić. Mój facet ma uczulenie na kocią sierść, więc nie ma mowy o tym, abyśmy dali schronienie jakiemuś kociakowi. Jak znam siebie, pewnie przygarnęłabym całą zgraję, bo nie miałabym serca odmówić tym proszącym spojrzeniom malutkich oczek.

Skupiam się na pisaniu, co jakiś czas zerkając na zegarek. Daniel niedługo powinien się zjawić. Trochę już za nim tęsknię, bo wczoraj wrócił późno, gdy już spałam, więc ominęła mnie porcja czułości. Mam nadzieję, że nie utknął w pracy, bo wtedy znowu będę musiała sama jeść kolację, a do snu przytulać poduszkę zamiast mojego faceta. Nie lubię tego. W dodatku już mi burczy w żołądku, więc mógłby się pośpieszyć. Piszę do niego wiadomość, dopytując o godzinę powrotu, a następnie nastawiam wodę na makaron. Najwyżej go podgrzeję, jeśli Daniel się spóźni.

Możliwe, że dla wielu osób północ nie jest idealną porą na jedzenie, ale gdy ma się nienormowany czas pracy, to je się wtedy, kiedy jest się głodnym. Wyznaję taką zasadę od lat, gdy zaraz po studiach znalazłam zatrudnienie w pierwszej redakcji i pracowałam w różnych godzinach, często poprawiając teksty do późna. Koleżanki straszyły mnie, że po trzydziestce te nocne uczty zamienią się w grube uda, obwisły tyłek i wystające boczki. Rok temu skończyłam trzydziestkę, a przed trzema miesiącami byłam na spontanicznym spotkaniu, żeby wspominać studenckie czasy. Muszę przyznać, że moje koleżanki prorokinie zrealizowały większość punktów: ich uda i boczki zwiększyły zajmowany obszar. Ja wprawdzie nie jestem patyczakiem, ale od momentu odebrania dyplomu trzymam stałą wagę i noszę rozmiar trzydzieści sześć. Dlatego wciąż jem w nocy. I pewnie dlatego koleżanki przestały się odzywać.

– Jestem! – krzyczy Daniel, przekraczając próg, gdy odcedzam makaron. – Mogłem coś kupić po drodze.

– Przecież umiem gotować.

– Wiem, skarbie, ale stać nas na żarcie, które ktoś przygotował. Nie musisz brudzić rąk.

Kręcę głową. Danielowi nieco odbija, od kiedy jego kariera ruszyła z kopyta, ale robię wszystko, żeby trzymał się blisko ziemi, zamiast bujać w obłokach.

– Nie lubię, kiedy sugerujesz, że niektórzy ludzie są jakby... służącymi – przypominam i podaję mu słoik, żeby otworzył. – Jeszcze kilka lat temu ty też brudziłeś sobie ręce, bo sami sprzątaliśmy małe mieszkanko i nie było nas stać na restauracje. Zamówienie pizzy było świętem! – Przewracam oczami, po czym daję Danielowi soczystego buziaka. – Pamiętaj też, że nie wszystko można kupić.

– Ale żarcie można – odpowiada z uśmiechem i całuje mnie mocno.

– Jeśli to cię pocieszy, kupiłam gotowy sos – rzucam, gdy się ode mnie odrywa.

– Jestem z ciebie dumny. Co robisz? – pyta, wskazując ruchem głowy komputer. – Pracujesz?

– To teksty dla fundacji. Poprawiam kilka ogłoszeń, bo studentki zrobiły sporo błędów. Większość piszę od nowa.

Minęła godzina dwudziesta druga. Romans z pazurkiem - WYDANIE 8.02.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz