Rozdział trzeci

50 9 0
                                    

Mikołaj

Stoję w grupie dziennikarzy i czekam na naszą gwiazdę. Układając pytania, musiałem trochę pokombinować, aby pod­czas rozmowy dowiedzieć się czegoś zarówno o najnowszych ak­torskich osiągnięciach Pawła, jak i o książce, którą napisał. Stara się w niej poradzić młodym ludziom, w jaki sposób powinni przygotować się do życia w bezlitosnym świecie show-biznesu. Jest to świat, który wciąż pociąga mnóstwo osób. Skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie nigdy nie kręciło to, że mogę roz­mawiać z gwiazdami kina. Owszem, piętnaście lat temu, gdy zaczynałem studia, jarałem się jak pochodnia, jeśli mogłem cho­ciażby być w tym samym pomieszczeniu, co słynna aktorka lub aktor. Dopiero gdy zobaczyłem, ile wywiadów muszą udzielać celebryci, jakie mają cienie pod oczami, z jakim utęsknieniem wpatrują się w wolność za oknem i jak pozwalają sobie na łzy lub obgryzanie paznokci, kiedy myślą, że nikt nie patrzy – spoj­rzałem na nich wszystkich jak na zwyczajnych ludzi, a nie ide­ały wystawione na pokaz dla tłumu wielbicieli i krwiożerczych pracowników mediów z całego świata.

– Znowu się spotykamy – mówi ktoś obok mnie. Zerkam w lewo i zauważam roześmianą Oliwię. – To chyba jakiś znak.

– Tak – potwierdzam. – To znak, że oboje pracujemy w tej samej branży.

– Jak zwykle jesteś trochę... gburowaty – oznajmia i prycha.

Nie odpowiadam. Wiem, że żaden ze mnie gaduła. Mówię, kiedy muszę lub naprawdę chcę, czyli w momencie przepro­wadzania wywiadu, prowadzenia audycji, rozmów z cieka­wymi ludźmi oraz dyskusji z siostrzeńcami, którzy mają już siedem i dziewięć lat, więc wciągają mnie w niepokojące debaty. Ostatnio zastanawiali się, ile orzeszków ziemnych mieści się w ustach w tym samym czasie. Po czterdziestu minutach moich mizernych błagań obiecali mi, że nigdy nie będą przeprowadzać testów. Nie do końca im uwierzyłem. Wciąż się wzdrygam, gdy w sklepie mijam półkę z orzeszkami i przypominam sobie zmar­szczone brwi Roberta i Dominika rozmyślających nad swoim eksperymentem.

– Czytałeś tę jego książkę? – Głos Oliwii wyrywa mnie z zamyślenia.

– Tak – odpowiadam.

– O czym jest?

Unoszę brwi i spoglądam na nią pytająco. Nie jestem zasko­czony, bo Oliwia raczej należy do tych, którzy próbują pracować rzęsami i dekoltem, a nie głową. Teraz też mruga szybko i uśmie­cha się do mnie, przy okazji poprawiając bluzkę na piersiach. Chyba sądzi, że wygląda kusząco, ale nie mam ochoty tłumaczyć jej, że wstyd mi za nią, bo jej brak profesjonalizmu rzuca cień na całą branżę. Nieważne, że aktor czy inny celebryta powie coś naprawdę wartościowego, Oliwia i tak potrafi zrobić z tego nie­złą kupę, która potem ląduje na stronie portalu internetowego, dla którego ta dziewczyna pracuje. Jestem w szoku, że jeszcze jej nie wywalili, ale widocznie ludzie lubią beznadziejne artykuły z dużą liczbą zdjęć. Ja zdecydowanie wolę rzetelne teksty Eryka Szerszenia, ale on jest mistrzem w swoim fachu. Oliwia nie do­rasta mu do pięt.

– A jak myślisz? – odpowiadam na jej pytanie, a ona od razu ma naburmuszoną minę. Dominik robi coś w tym stylu, kiedy moja siostra odmawia mu snickersa na obiad. W przypadku dziecka to zabawne, ale w przypadku dorosłej kobiety wywołuje u mnie tylko westchnienie rezygnacji. – Jak możesz nie przygo­towywać się do wywiadu?

– Oj, ty jak zwykle jesteś pan porządnicki – stwierdza, po czym znowu prycha, rozgląda się i odchodzi w stronę Kamila z jednej z najpoczytniejszych gazet w kraju. Możliwe, że on po­zwoli jej się wydoić z informacji, bo patrzy na nią, jakby była boginią.

Tłum powoli przesuwa się w stronę drzwi, zza których właś­nie wyłania się nasz dzisiejszy rozmówca. Jestem blisko, więc myślę, że za pół godziny będę miał nagranie. Robię krok w przód, żeby ustawić się w kolejce, ale wtedy przede mną wyrasta nie­wysoka kobieta w czerwonym swetrze. Udaje, że mnie nie wi­dzi i że wcale nie zajęła mojego miejsca, więc symuluję kaszel, aby zwrócić jej uwagę. Odwraca się i czeka, jakby nie wiedziała, o co chodzi. Cwaniara.

– Jestem dżentelmenem, ale...

– Akurat – przerywa i lustruje mnie przenikliwym spojrzeniem.

– Zawsze się pani tak wpycha?

– Tylko w poniedziałki – odpowiada natychmiast i odwraca się do mnie plecami.

Cholera. Rozbawiła mnie. Mrużę oczy, bo jej głos wydaje mi się znajomy. Może kiedyś dzwoniła do mnie w czasie audycji?

Mój problem polega jednak na tym, że głos w słuchawkach za­wsze brzmi dla mnie inaczej niż głos na żywo. To chyba efekt powtarzającego się zapalenia ucha w dzieciństwie. Moją siostrę wielokrotnie pomyliłem z mamą, gdy któraś z nich do mnie dzwoniła, choć na żywo brzmią nieco inaczej. A czy już kiedyś słyszałem tę bezczelną kobietę?

– Dzwoniła pani do mnie podczas audycji?

– Jakiej audycji? – mówi, wpatrzona w plecy faceta stoją­cego przed nią.

– Mam wrażenie, że już rozmawialiśmy – wypalam, a nie­znajoma odwraca się na moment i unosi brew, jakbym rzucił bardzo kiepski dowcip. Na przykład taki na otwarcie miliono­wego odcinka Familiady.

– Nie sądzę – odpowiada i przesuwa się do przodu. Zauważam dyktafon w jej ręce. Próbuję zerknąć na plakietkę, którą ma za­wieszoną na szyi, ale nie umiem wypatrzyć jej imienia i nazwiska. Nawet nie wiem, gdzie pracuje. Może tylko udaje dziennikarkę, a na serio przyszła zrobić sobie fotkę ze znanym aktorem?

– Nie widziałem cię wcześniej – mówię chłodno, przechodząc na ty z moją bezimienną rozmówczynią. – Dla kogo pracujesz?

Widzę, że jej ramiona unoszą się i opadają z impetem. Wzdycha.

– Dla Świętego Mikołaja – oświadcza, lekko zerkając na mnie znad ramienia.

– Super. Co tam macie na Biegunie? Gazetę? Radio? Telewizję?

Rozglądam się, ale nie widzę wokół niej kamerzysty, więc za­kładam, że jest z prasy lub radia. Znam większość radiowców, ale może jest nowa i dlatego wcześniej się nie spotkaliśmy. Chociaż jak na nowicjuszkę całkiem nieźle się rozpycha.

– Portal – rzuca.

– Internetowy? – pytam.

– Nie, taki do innego wymiaru – mówi i znowu wzdycha. Lubię sarkazm, więc moja nowa znajoma, choć nadal bez­imienna, staje się mniejszym wrzodem na dupie niż w momen­cie, gdy wepchała się w kolejkę.

– Ciekawe – szepczę.

– No raczej – stwierdza, po czym rusza żwawo w stronę aktora i autora w jednej osobie, obdarowując go szerokim uśmiechem.

Cierpliwie czekam na swoją kolej, aby po kilku minutach zająć miejsce mojej bezczelnej koleżanki, która całkiem nieźle radzi sobie podczas wywiadu. Na pewno nie jest nowa w branży. Nawet nie raczy mnie spojrzeniem, gdy wychodzi, nie wspomi­nając o jakimkolwiek „cześć, sorry, że się wepchałam". Kobiety. Czasem jestem wdzięczny losowi, że nie muszę z nimi walczyć na co dzień, bo mieszkam sam i od lat nie byłem w poważnym związku.

Siadam na wprost Pawła, z którym znamy się z trzech po­przednich wywiadów, a on z uśmiechem podaje mi dłoń. To je­den z tych momentów, gdy nie czuję się, jakbym grzebał komuś w śmieciach i wysysał z niego energię każdym pytaniem. W ta­kich chwilach kocham swoją pracę równie mocno, jak podczas prowadzenia audycji. Nie zmienią tego nawet rozpychające się dziennikarki z Bieguna Północnego.

Minęła godzina dwudziesta druga. Romans z pazurkiem - WYDANIE 8.02.2023Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz