III

231 9 1
                                    

Moji rodzice byli specyficzni. Mama miała władze, a ojciej jej przytakiwał. Jej się nic nie podobało, więc mu też. Ja, Izzy i Max musieliśmy być idealni. Jak usłyszeli, że idę na studia policyjne nie odzywali się do mnie przez pół roku. Jednak gdy je zdałem z wyróżnieniem i dostałem się na najlepszy komisariat w Nowym Jorku nagle się od obrazili i przyjechali by mi gratulować. Zorganizowali nawet imprezę z przyjaciółmi by olśnić ich jaki na wspaniały pomysł wpadli by wybrać dla mnie tak kierunek. Tacy... Tacy byli moi rodzice. Ich przyjazd naprawde mi się nie spodobał. To nie była dobra chwila, a oni takie kochali. Dziękowałem tylko, że zabrali ze sobą mojego brata.

- Włosy ci urosły? - spytałem targając młodego po głowie.

- Alec! - jęknął - Wiesz ile je układałem?! - tym zdenerwowanym pytaniem wywołał u mnie uśmiech.

- Naprawdę zmarniales. Wiesz, że to źle wpływa na twoją pracę. - powiedziała popijając kawę matka. Oczywiście. Jestem chory, ale najgorsze jest to, że przez to nie jestem w stanie pracować.

- Wiem. Po prostu się nie wyspałem. Spotkałem się ze znajomymi i piliśmy.

- Alkohol. - powiedziała pod nosem przewracając oczami.

- Masz znajomych. To dobrze. - wtrącił się ojciec z małym uśmiechem. Odwzajemnilem go. Matka zaczęła go karcić, bo powiedział coś normalnego, więc wykorzystałem okazję na wiadomość do siostry.

Alec: SOS. Król , podwładny i cudowny chłopiec przyjechali na mój zamek.

Odpowiedziała natychmiast.

Izzy: Co?! Mam przyjechać i zaatakować

Alec: Nie musisz. Obronie nas swoją zbroja.

Izzy: Mój dzielny rycerz.

Zachichotalem pod nosem.

- Z czego tak się śmiejesz?! - spojrzałem na zdenerwowana matkę. - Rodzice przyjechali w odwiedzinach,a ty zamiast z nimi porozmawiać piszesz SMS-y. - ledwo udało mi się nie przywróci oczami kiedy schowałem telefon do kieszeni. Na obiad udaliśmy do miasta. Musiałem wybrać najdroższa, a zarazem najlepsza knajpę, ale to nie było łatwe po głównie jadłem śmieciowe żarcie. Koło deseru zadzwonił mój telefon. Byłem w szoku, bo na niego i tak długo nie dzwonił. Zignorowalem go, ale nie odpuszczał

- Przepraszam na chwilę. - powiedziałem mu wstając od stołu.

- Oczywiście. Telefon z nami wygrał. - przez nerwy nie mogłem się powstrzymać.

- To z pracy, a podobno mam niezaniedbywac obowiązków. - wycedzilem na co spojrzała na mnie zaskoczona. Podobnie ojciec i brat. Wzdychając wyszedłem na zewnątrz restauracji nakładając szybko płaszcz. - To zły moment. - powiedziałem odbierając.

- Bo nadal leżysz na ziemi i beczysz? - oczywiście musiał to wykorzystać.

- Nie, bo robię coś innego.

- Co?

- A co cię to obchodzi? Powiedz czego chcesz. - nastała cisza. - Halo. - nagle poczułem dłoń na ramieniu. Odwróciłem się i ujrzałem Bane'a. Uśmiechnął się do mnie chytrze. Złapałem go za koszule i przyciągnąłem do ściany obok budynku. - Co ty tu robisz?!

- Też miło cię widzieć, Alexandrze. - pokazał ten swój diabelski uśmiech. Przewróciłem oczami. - Zglodnialem. Idziemy?

- Widzisz gdzie jesteśmy. Właśnie jadłem. - prychnal.

- Mówiłem o innym głodzie, ale ten wypełnimy później. - na to nic mu nie odpowiedziałem. Puścilem jego koszule by przetrzeć twarz.

- Jak ty możesz... Nie ważne. - widziałem by chciał bym kontynuował, ale nie nalegał - Daj mi godzinę i będę twój. - bałem, że się sprzeciwi, ale do tego nie doszło.

MALEC - "Miłość Z Dwóch Światów"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz