Teraz...
— Jak ci się podoba mieszkanie w rezydencji Ksawerego? — Zapytała Teodora niby od niechcenia patrząc na dziewczynę. Miranda przebrała się w długą beżową sukienkę, która opinała ją odsłaniając idealną talię i kształtne piersi. Na szyję założyła delikatny złoty łańcuszek, który dostała od swojego narzeczonego.
— Rewelacyjnie — mruknęła niezbyt uprzejmym tonem co rusz zerkając na przyszła teściową i Camille, które chodziły pod rękę po ogrodzie.
— Nie oszukujmy się dziecko, nie pasujesz tutaj. Ksawery zabawi się tobą i zostawi cię dla kogoś lepszego. — Wskazała głową na swoją córkę i uśmiechnęła się.
— Czyli dla kogo? Bo chyba nie dla tej wywłoki — powiedziała dziewczyna zanim zdążyła ugryźć się w język. Ręka Teodory wystrzeliła szybciej niż mogłaby się tego spodziewać i uderzyła ją w twarz.
— Jak śmiesz! Moja córka jest dobrze urodzoną młodą damą a ty... ty! — Zaczęła krzyczeć. Dla Mirandy tego było już za dużo. Poderwała się z krzesła by wrócić do swojej sypialni ale ledwie zdążyła zrobić dwa kroki, wróciła się i złapała kieliszek szampana, który stał na stole. Chlusnęła nim prosto w zdziwioną twarz Teodory.
— Spierdalaj.
— Otwieraj drzwi — krzyki dochodzące z korytarza nie robiły na dziewczynie zbyt dużego wrażenia. Była gotowa spakować się i wyprowadzić z domu swojego narzeczonego, tylko po to, by pokazać im swoją niezależność. Ale gdzie pójdę? Może Ksawery coś mi wynajmie? Przeszło jej przez myśl. Wzięła do ręki telefon i zadzwoniła do niego.
— Co się dzieje mała, nie mogę teraz rozmawiać.
— Twoja matka oszalała, chce mnie spalić na stosie — powiedziała i zaczęła płakać. — Jestem zamknięta w sypialni ale nie wiem jak długo uda mi się utrzymać taką pozycję. Jeszcze trochę a wezmą piłę mechaniczną i...
— Czekaj, czekaj, co wy tam znowu odwaliłyście? Miałaś zjeść brunch z maman i miło spędzić czas.
— No to się przeliczyliśmy, ponieważ zaprosiła swoją przyjaciółeczkę i jej córkę, która notabene ma być twoją żoną — powiedziała z przekąsem dziewczyna. Mężczyzna przez chwilę milczał po czym mocno westchnął.
— Dobra, zaraz tam będę.
Po opanowaniu sytuacji i odesłaniu wszystkich trzech kobiet do domów, Ksawer wszedł na piętro. Zapukał cicho i odezwał się delikatnym, spokojnym głosem:
— Kochanie, to ja, jestem sam, możesz otworzyć?
— Tak, jasne — zamek szczęknął a w drzwiach i jego oczom ukazała się dziewczyna z mocno rozmazanym tuszem pod oczami.
— Nie wyglądasz tak wspaniale jak rano — zaśmiał się, ale przygarnął ją w ramiona i przytulił.
— To jakieś piekło. Zdążyłam się dowiedzieć jakim to śmieciem nie jestem i żebym spadała z tego domu.
— Nie byłaś dłużna, słyszałem, że wylałaś szampana na Teodorę.
— Uderzyła mnie!
— Przed czy po?
— A jak myślisz? Przed. Uderzyła mnie, po tym, jak powiedziałam, że jej córka nie nadaje się na twoją żonę. Co mi zakomunikowała SUBTELNIE.
— Wariactwo. Porozmawiam z tą staruchą. Nikt nie ma prawa podnosić ręki na moją ukochaną.
— Ksawery... oni mnie nigdy nie zaakceptują, prawda? — Powiedziała a po jej policzkach pociekły łzy.
— Myślę, że nie.
— Może... powinnam się wyprowadzić?
— Oj nie, nie. Wiesz jaki jest układ. Nie będziesz po prostu więcej sama z moją matką, już ja o to zadbam. A Teodorą i Camille się nie przejmuj.
CZYTASZ
Burn it! - Zakończone opowiadanie.
Krótkie OpowiadaniaKobieta, która pragnie akceptacji i odzyskania swojej ukochanej... Dziewczyna, która aby ochronić swoich bliskich postanawia odejść... Mężczyzna, który dla miłości swojego życia będzie gotowy zabić...