Wstęp

42 4 2
                                    




Całe sobotnie popołudnie spędziłam przed ekranem telefonu. Czekałam na wiadomość od Kevina. Zbliżały się wakacje i oboje szukaliśmy dla siebie zajęcia na ten czas, a Kevin właśnie był na rozmowie o pracę.

Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Niewiadoma doprowadzała mnie do szaleństwa.

- Mamo, pójdę chyba pobiegać. - poinformowałam siedzącą w salonie na kanapie rodzicielkę.

- Dobrze, ale ubierz coś na wierzch, lata jeszcze nie ma. - zmarszczyła brwi spoglądając za szybę. - Nie wracaj po ciemku, będę się martwić. - dodała.

Mieszkamy przy samym lesie. Z jednej strony pasuje mi to, bo mam miejsce, w którym mogę się odstresować, w takiej sytuacji jak teraz, na przykład. Z drugiej strony faktycznie, gdy się ściemnia robi się tu dość niebezpiecznie i nawet moja wyobraźnia płata nieraz figle.

Według polecenia matki wyjęłam z komody szarą, dresową bluzę i zarzuciłam na ramiona. W przedpokoju założyłam sportowe buty i upięłam blond włosy w kucyku. Gdy tylko wyszłam poza furtkę, od razu włożyłam słuchawki, włączyłam swoją ulubioną playlistę i rozpoczęłam trening.

Biegałam już od godziny, gdy mój jogging został przerwany przez przychodzące połączenie. Od razu przystałam i wyjęłam telefon pewna, że to Kevin.

- Halo, Kevinie? Udało się? - zapytałam pełna nadziei.

- Hej kochanie, tak udało się! Dostałem pracę wakacyjną! - krzyczał przepełniony radością. - Trzeba to uczcić! - dopowiedział.

Cieszę się! Kevin znalazł pracę, nie będzie czuł się samotny w te wakacje. Ja już znalazłam miejsce, w którym będę przez całe dwa miesiące. Zaczynam za równy miesiąc. Najchętniej już bym zaczęła, ale muszę napisać egzaminy kończące rok szkolny. Kevin ma to za sobą, szczęściarz.

- Oczywiście! Gratulacje! - pisnęłam z radości. - Może spotkamy się później? - zaproponowałam.

- Wiesz, zgadamy się. Nie wiem czy dzisiaj nie wyjdę z chłopakami na miasto. - stwierdził.

- Um, okej. Muszę kończyć bo biegam. Odezwę się później. - rzuciłam oschle i zakończyłam połączenie.

Poczułam narastającą gulę w gardle, ale nie była to gula typu "zaraz się rozpłaczę", bardziej coś jak "masz mnie w dupie". Jestem przy nim zawsze. Kocham nad życie i naprawdę planuję z nim przyszłość. Nie znoszę tylko tych jego spotkań z kumplami. Odnoszę wrażenie, że są dla niego ważniejsi niż ja. Wolałabym, żeby ze mną spędził ten wieczór. Potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić tę myśl z głowy i kontynuowałam przebieżkę.

Po dłuższej chwili, z lekką zadyszką, dostrzegłam w oddali czarnego chevroleta z przyciemnianymi tylnymi szybami. Było to dość dziwne i niepokojące. Stojąca Impala w środku lasu. Chciałam jak najbardziej ominąć auto, ale to była jedyna droga, która prowadziła do domu. Zaczęłam się zbliżać, aż w końcu dostrzegłam, że w środku nikogo nie ma. Odrobinę odetchnęłam z ulgą, a wszystkie programy kryminalne, które odtworzyłam w mojej głowie, zaczęły się ulatniać.

Szybko pożałowałam, że nie przyspieszyłam kroku.

- Dlaczego sama biegasz po lesie? Nie wiesz, że to niebezpieczne? - usłyszałam za sobą.

Przerażona odwróciłam wzrok i dostrzegłam młodego mężczyznę z papierosem w dłoni. Nie mógł być wiele starszy ode mnie. Ciemnobrązowe włosy zaczesane do tyłu i tylko jeden niesforny kosmyk opadający na brew.

- Um... - zacięłam się.

Co jeśli to jakiś morderca albo gwałciciel? Tu skończę swój żywot.

- Lu-lubię biegać sama. - wymamrotałam w końcu.

Mężczyzna pokiwał tylko głową i zaczął dokładnie lustrować moje ciało. Byłam ubrana, ale w tym momencie poczułam się całkowicie naga, albo przynajmniej rozbierana wzrokiem. Czułam, jak moje poliki stały się gorące, co świadczyło, że ​​zaczęły się rumienić.

- Nie powinnaś... - zmrużył oczy. - Podrzucić Cię do domu? - zaproponował zaciągając się papierosem, a po chwili wypuszczając dym w powietrze.

Nie, nie nie. Trzy razy nie, dziękuję. Nie potrzebuję podwózki od nieznajomego, spotkanego dopiero, co w lesie.

- Chyba się przejdę, dziękuję. - pokiwałam głową i ruszyłam.

W momencie wymijania nieznajomego, poczułam mocny uścisk wokół nadgarstka. To boli.

- Nalegam. - uniósł kąciki ust wskazując na auto.

Cholera, jestem martwa.

Posłusznie podeszłam do drzwi od strony pasażera i potulnie wsiadłam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Nie potrafię tego wyjaśnić. Nie byłam w stanie się sprzeciwić. Od razu jak wsiadłam, do moich nozdrzy dostał się zapach palonego tytoniu. Wnętrze auta było całe czarne, tak jak z zewnątrz.

- Jestem Michael. - przedstawił się odpalając silnik.

Dlaczego się przedstawia skoro zaraz mnie zabije?

- Laura. - wymamrotałam spoglądając przez szybę, przez cały czas czując obcy wzrok na sobie.


___________________________________

Cześć! Wstęp nowego opowiadania, który może Was trochę zaskoczyć. Rozdziały będą pojawiać się średnio raz w tygodniu. Zważywszy, że zbliża mi się termin porodu, mam nadzieję, że się wyrobię i napiszę je w całości. Zachęcam do czytania. ;)

Kiedy się poznaliśmyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz