9. Ośrodek zaburzeń osobowości i nerwic

132 4 2
                                    

Listopad 2021 rok. Nadszedł ten dzień w którym miałem wyjazd do ośrodka. Przyjaciel na którym tak bardzo mi zależy, pojechał ze mną aż do Międzyrzecza ( obrzyce ) bo go o to po prosiłem, nie chciałem tam jechać sam, nie chciałem czuć się samotnie, chociaż w tamtej chwili moim emocjom towarzyszył: smutek, lęk, strach, frustracja oraz poczucie winy za to co musiało się wydarzyć i jak źle ze mną jest, że muszę szukać różnego rodzaju pomocy. Jechaliśmy tam jakieś nie całe 1,5h.
Gdy wysiedliśmy z pociągu obleciał mnie strach, wiedziałem, mając z tyłu głowy że to już tutaj, w tym mieście na mnie zapadł wyrok. Włączyliśmy lokalizację i w sumie jeszcze kawałek mieliśmy do przejścia. Biłem się z własnymi myślami, że jeszcze mogę się wycofać, jeszcze mogę jakoś z tego wybrnąć, ale z drugiej strony miałem też przed sobą osobę którą kocham i na której mi zależy. To było dla mnie tak ciężkie do zniesienia że zatrzymałem się i zacząłem płakać. Mój promyczek słońca zapytał się mnie:
- Co się dzieje ? Będzie wszystko okey zobaczysz, damy radę! Nie zostawiam cię samego. Ułoży się. Widzę że zależy ci na tym aby wyzdrowieć i na mnie, dlatego walcz słońce !
Jego słowa dały mi dużo do zrozumienia i podniosły mnie na duchu, wziąłem bagaż, i ruszyliśmy dalej. Po przejściu jakoś 0,5km zwrócił naszą uwagę duży ceglany budynek, co się okazało było ich tam sporo, był to teren na którym znajdował się ośrodek. Weszliśmy na teren i zaczęliśmy szukać oddziału nr X.
Jest ..... Powiedziałem do Andrzeja, zaczęliśmy iść w kierunku tego niemal ceglanego budynku i weszliśmy do środka. Przyjęła nas nie miła pielęgniarka, która była w chuj wredna. Pomyślałem sobie - głupia szmata. Zacząłem ją obgadywać do Andrzeja a on zaczął mnie uspakajać. Po upływie jakiś 15 min przyszła do mnie psychiatra i kazała mi się pożegnać z partnerem. Było dla mnie to straszne, czułem się jakbym miał się z nim żegnać na dobre. Wpadłem w straszną panikę, zacząłem się dusić, płakać i krzyczałem - nie zostawiaj mnie proszę !!! Andrzej zaczął mnie uspakajać, powiedział:
- Nigdy cię nie zostawię, nie możesz tak myśleć, jesteś dla mnie najważniejszy ! Będzie dobrze, zobaczysz, że gdy stąd wyjdziesz wszystko się ułoży na jeszcze lepsze perspektywy.
Pani doktor, podeszła do sprawy bardzo profesjonalnie i spokojnie. Zaczęła mi tłumaczyć, że to nie jest szpital psychiatryczny w którym są rygorystyczne zasady i, że to jest ośrodek leczenia zaburzeń który ma mi pomóc odreagować psychicznie od problemów i w którym będę pod stałą obserwacją. Można również mieć tutaj swój telefon i sprzęty których potrzebujemy tj. laptop, iPad, tablet. Również poinformowała mnie o tym, że jeśli nie jestem jeszcze gotowy na to aby odciąć się na jakiś czas od mojej bliskiej dla mnie osoby, to mogę tam przyjechać w dzień w którym będę pewien że dam radę.
Odmówiłem - nie ! Dam radę ! Serio, nie chcę już wracać do tego samego drugi raz.
Doktor podała mi hydroksyzynę, po czasie gdy już trochę się uspokoiłem, pożegnałem się z Andrzejem i byłem z nim pod stałym kontaktem.
Lekarka zaprowadziła mnie na oddział, i pokoju tzw. covidowego. Musiałem najpierw zostać odizolowany od innych pacjentów, zrobić test na covid i być tak odilozowany 2 dni. Po upływie tego jednakże czasu zostałem umieszczony w pokoju z jakimiś pacjentami, którzy w ogóle mi nie podeszli. Byli dziwni. Uważałem się za lepszego i najpiękniejszego w oddziale z chłopaków, bo w sumie jakby nie patrzeć tak było. Byłem strasznie narcystyczny. Praktycznie nie wychodziłem z pokoju , nie miałem ochoty na to. Kolejnego dnia zacząłem powoli poznawać osoby, nie wydawały się aż takie złe. Zaprzyjaźniłem się z taką sympatyczna kobietką o imieniu Jola, była w podeszłym wieku, miała rude włosy do ramion i nosiła okulary, naprawdę prze sympatyczna Pani. Zostałem nazwany przez nią "bajeczka". Pewnie zastanawiacie się dlaczego ? Lubiłem chodzić w tzw. kiku (renifer). Miałem w dodatku kolorowe włosy i wyróżniałem się z całego oddziału.
Dzień w ośrodku wyglądał w sumie jak dzień na oddziale zamkniętym:
7:30 pobudka
8:00 śniadanie i leki
9:00-13:00 rozmowy z psychologiem, terapie i zajęcia terapeutyczne
10:30-14:00 rozmowa z psychiatrą
13:00-13:30 obiad
18:00 kolacja
20:00 leki wieczorne
22:00 cisza nocna
Oczywiście w między czasie po południu można było wyjść na fajkę na taras czy zrobić coś swojego do jedzenia, mogliśmy robić swoje pranie i kąpać się do godziny 18:00. Jak z odwiedzinami ? Niestety było kiepsko ponieważ pamiętajmy że mamy czasy Covid-19, tak czy inaczej odbywały się one na odległość 3 metrów. Zasady w oddziale były jasne : jeśli chcesz się podleczyć, nie możesz sprawiać kłopotów, samookaleczać się i być agresywny wobec personelu czy swoich rówieśników, inaczej zostałeś albo wyrzucony z oddziału, albo w przypadku samookaleczać czy myśli samobójczych przeniesiony na zakład zamknięty ( psychiatryk ).
Niestety w moim przypadku sprawdziła się agresja słowna i wybuchy złości. Nie wytrzymałem tam długo. Bo aż 5 dni, wypisałem się na własne żądanie z powodu bycia uzależnionym od przyjaciela. Nie dawałem rady psychicznie bez niego. Spakowałem swoje "zabawki" i przyjechałem do mamy. Andrzej co prawda był troszkę zły, że podjąłem decyzję pod wpływem impulsu i tego nie przemyślałem ale koniec z końcem pożyczył mi hajs na kaucję na wynajem mieszkania w zielonej i po 3 dniach wróciłem do miasta, gdzie wrócilem do pracy w żabce i Andrzeja. Rodzina mnie wspierała w tym, że po prostu nie dałem rady dłużej tam zostać. Powiedzieli że jeśli nie teraz to spróbuję za rok jak będę już na to gotowy, aczkolwiek martwili się o to co ze mną się dzieje w ostatnim czasie.

Szramy na psychice Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz