Długie i spracowane palce zanurzyły się w zamyśleniu w popiele. Nie byłoby widać zbyt wiele, gdyby nie blade światło lampionu, który trzymał jeden z towarzyszy mężczyzny. Zapadł już zmrok, a księżyc krył się za chmurami. Kilka godzin temu wydarzyła się tu masakra.W wiosce, która padła ofiarą napaści klątw zagościło grono ludzi ubranych w jednakowe mundury. Po dawnej, pięknej osadzie nie pozostało zbyt wiele. Tylko ruiny, popiół, ciała i krew.
Dowódca tego dziwacznego oddziału wstał z kucek i roztarł proch w palcach. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza rozpaczy. Szybko zbladł jeszcze bardziej niż zazwyczaj i wydał się nieobecny. Czuł zapewne, że jest tu tylko on, gdy wszedł na resztki drewna, które kiedyś były częścią jego domu. Przez chwilę poczuł się, jak gdyby w nim był. Jakby wcale nie spłonął. Przechodził przez wyobrażone drzwi do każdego z pomieszczeń.
Salon, kuchnia, sypialnia, pokój jego synka...
Jego kroki były tłumione przez nawarstwiony popiół. Bolało go serce z dogłębnej rozpaczy. Miał ochotę rzucić się z klifu. Zatrzymał się gwałtownie, a jego słone łzy skapnęły na podłogę mieszając się z prochami jego rodziny. Właśnie tutaj mieszkali. Tu zostawił swoją żonę i syna, gdy musiał wyjechać w sprawach służbowych. Łzy jeszcze bardziej zalały jego oczy, gdy zaczął się trząść.
Zostawił ich, a teraz nie żyją.
Jeszcze pamiętał, jak ściskał Wynn'a na pożegnanie obiecując wrócić najszybciej, jak się da. Nie zapomniał ostatniego pocałunku ze swoją żoną, gdy przysięgał jej, że nie zginie i wróci cały i zdrowy do domu. A wtedy wszyscy mieli zjeść specjał Beline - ryż z curry przyprawiony rozmarynem.
Dowódca upadł na kolana wpatrując się tępo w prochy. Czuł, jak rozpada się na tysiące kawałeczków, a jego serce na chwilę przestaje zupełnie bić.
— Bellie... Wynn... — wyszeptał łamiącym się głosem zbierając popiół w drżące dłonie.
Większość oddziału mężczyzny nie chciała mu przeszkadzać w dramatycznym pożegnaniu bliskich, jednak jeden z nich nie potrafił się powstrzymać. Tracili tu tylko czas. Wiedział, że to brzmi okrutnie, ale trzeba było brać się do roboty. Przeczesać teren. Dowiedzieć się co się tu dokładnie stało i jakie klątwy brały udział w tej masakrze. Poza tym nie mógł pozwolić, aby jego przyjaciel pogrążył się w dogłębnej żałobie, bo wtedy nie będzie w stanie niczego zdziałać. A był jednym z najlepszych. Dlatego też przyłożył pięść do swoich ust i kaszlnął tak, żeby mężczyzna na niego spojrzał, co też się stało.
— Tenvitthen... wiem, że to dla ciebie trudne, ale musimy przeczesać osadę. Nie możemy pozwolić, aby więcej ludzi zginęło.
Wspomniany dowódca podniósł się powoli z ziemi i spojrzał na swojego przyjaciela z wyrazem twarzy wypranym z emocji.
— Masz rację, Jonahelu... Musimy ruszać, ale przeszukiwanie wioski jest bez sensu, skoro wiemy kto to zrobił. To bez wątpienia był Król Klątw i Krwawe Ostrze ze swoim oddziałem klątw. Połączyli siły, więc będą niemożliwie potężni. Za to, co zrobili mojej rodzinie... zabiję ich... Zostanę tym, który nareszcie położy kres rządom Sukuny.
— Ale to niemożliwe, żeby Rinasaki się uwolniła. My - czarownicy jujutsu, wiedzielibyśmy o tym. Przecież tą klątwę wtrącił do naszyjnikowego więzienia sam... — urwała jedna z kobiet nie potrafiąc sobie przypomnieć imienia tego, kto to uczynił.
Tym bardziej, że w księgach również nie było o tym ani jednej wzmianki.
— Uwolnił ją Król Klątw, to pewne. Och, nie produkuj się, dziewczyno! Imiona tych, którzy pokonali zło nigdy nie zostaną zapisane, jednak nazwa naszego antagonisty nigdy nie zostanie zapomniana i będzie spisana na kartach legend. Wszyscy będą przed nim drżeć i modlić się, aby nie powrócił. Ja będę kolejnym bezimiennym, o którym ludzie zapomną, ale za to pokonam ich. Nie zależy mi na sławne! Pomszczę moją rodzinę i zabije ich oboje! Czy pomożecie mi w tym!? — krzyknął z zachętą.
CZYTASZ
To rule the world - Ryomen Sukuna
Short StoryKrólowi Klątw zaczęło czegoś brakować w swoim życiu. Zastanawiając się nad tym dochodzi do wniosku, że pewnie chodzi o jego ograniczoną władzę, ale czy aby na pewno? Czy na pewno nie chodzi tu o coś innego? Czy to nie przypadkiem... samotność? Suku...