day three: snow

368 33 9
                                    






ŚNIEG KOJARZYŁ MU SIĘ Z HARRYM NIEMAL W KAŻDYM ASPEKCIE. Całe jego ciało było delikatne niczym płatek, które w sekundę mogłoby zniknąć i opuścić go na wieki. A jedyne cóż by mu pozostało to wspomnienia. Aparycja i ten wrodzony chaos niczym lawina spadająca wzdłuż góry, pełna zimna i śniegu, który by za sobą niosła. A jeśli już o białym puchu była mowa, ten wyjątkowo mu nie przeszkadzał. Osiadał właśnie na koronach drzew, dachach i chodnikach zabarwiając wszystko niewinną bielą.

Tom lubił zimno, samemu brodząc w otoczeniu niemal zerowej temperatury. W końcu Ślizgońskie lochy do ciepłych nie należały. Zdążył się do tego, co prawda przyzwyczaić, jednak myśl o tym, iż właśnie mógłby spoczywać na wygodnej kanapie wśród ciepła kominka, nieco kuła w szyję.

Szczególnie lubił, kiedy to Harry opowiadał mu o tym, jak wyglądają jego wieczory ze znajomymi. Wydawało mu się to zawsze zbyt cukierkowe i aż zbierać się na wymioty zachciewało, gdy tylko kolejne czekoladowe żaby zostawały dorzucane do tychże historii. Gdzieś wewnątrz niestety mu zazdrościł. Chociaż oczywiście tak by tego nie nazwał, jednak odczuwał co takiego. A może tylko mu się zdawało?

Potarł palcami skronie, które zaczęły wręcz pulsować. Myślenie o uczuciach było męczące, dlatego nie zastanawiając się nawet nad tym, wyszedł z dormitorium. Nogi kierowały go do wyjścia ze szkoły. Potrzebował tlenu, który oczyściłby jego skołatany umysł. Kiedy już tylko znalazł się wśród białego puchu, zaciągnął się zimnem i skierował się przed siebie.

Kroczenie po śniegu i wsłuchiwanie się w skrzypiące odgłosy nieco uspokajało. Nie tak co prawda, jak głos Harry'ego czy opanowywanie nowych zaklęć, jednak nie zamierzał narzekać. To tylko pożarłoby kolejną dozę energii, której już nie miał.

— Toooooom! — usłyszał nagle, a prawa brew uniosła się w irytacji. Chciał być sam, naprawdę, ale widocznie zielone oczy nie potrafiły zostawić go samego na dłuższą chwilę. Zatrzymał się, by chłopak zdążył do niego podbiec, lecz gdy to nie nastąpiło, odwrócił głowę w stronę niedawno słyszalnego głosu.

I wnet poczuł zimno śniegu na swojej twarzy.

W ten czas zacisnął pięści oraz zęby, szukając wzrokiem winowajcy. Zgarnął palcami puch, przez który nos zabarwił mu się na czerwono. A kiedy już znalazł uśmiechniętego i widocznie dumnego z siebie chłopaka coś w nim chciało cieszyć się równie jak on... A druga, no cóż, odebrać mu prawo do kolejnych oddechów.

— Możesz mi wytłumaczyć, cóż to miało być? — starał się brzmieć spokojnie, jednak wiedział, iż przez jego głos przebija się złość. Co prawda uzasadniona, lecz Tom nie lubił ukazywać więcej emocji, niż było to potrzebne. Właściwie to w ogóle nie lubił okazywania czegokolwiek poza obojętnością. Niestety w tym momencie pulsująca żyłka irytacji na jego czole aż zanadto się odznaczała. Westchnął głośno i podszedł bliżej chłopaka.

— Bitwa na śnieżki? — Harry uśmiechnął się głupio, trzymając w dłoniach kolejną kulkę stworzoną ze śniegu. Porzucił jednak pomysł o rzuceniu niej w Toma, ponieważ cenił swoje życie, a wyraz twarzy chłopaka niemal go przeraził. Starał się tego nie okazywać, dlatego zaśmiał się cicho i również podszedł bliżej. Kiedy to byli wystarczająco blisko, Harry odgarnął niesforny kosmyk czarnych włosów swojego kochanka i uśmiechnął się delikatnie. Tom niemal nie zareagował, jedynie wciągnął powietrze i je wstrzymał na czas tejże czynności. Później wypuścił i zatrzymał się na tęczówkach niższego.

Butelkowa zieleń, najpiękniejsza z odcieni wyglądała idealnie na tle białego puchu. Nawet rozczochrana czupryna, która pokryta była teraz śniegiem, nie wyglądała tak źle. Dlatego też dotknął odstających kosmyków Harry'ego i nawinął je sobie palec wskazujący. Po tym odsunął dłoń i wsadził ją do kieszeni płaszcza. Odchylił nieco głowę tak, by spadające płatki śniegu mogły zderzyć się z jego twarzą.

— Wyglądasz przepięknie — wyrwało się Harry'emu co Tom skwitował jedynie parsknięciem i znów pokierował swym spojrzeniem na twarz gryfona. Widział delikatne rumieńce pojawiające się na licach, jednak nie do końca mógł stwierdzić czy są one od zimna, czy może zawstydzenia całą sytuacją.

— Robi się już zimno. Wracajmy już — rzucił i zaczął kierować się w stronę szkoły. Słyszał za sobą szybkie kroki, które próbowały go dogonić, a później poczuł muśnięcie innej dłoni o tę swoją. Zatrzymał się gwałtownie, spojrzał na chłopaka i uniósł prawą brew w pytającym geście.

— Um... Pomyślałem, że możemy ogrzać sobie razem dłonie.

— Za chwilę będziesz w dormitorium przy kominku Harry.

— Tak, tak masz rację — mruknął tylko i zwiesił głowę w dół, przyspieszając kroku.

Tom jedynie westchnął, pociągnął Harry'ego za rękaw i złączył ich dłonie. Czuł, że palce chłopaka są zimne, lecz nie przeszkadzało mu to w żadnym stopniu, w końcu on sam był chodzącym kawałkiem lodu.

— Och... — uciekło z ust Pottera, kiedy to kierowali się znów w stronę budynku. Nie mógł również ukryć szerokiego uśmiechu, gdy tylko spojrzeniem skierował się na ich złączone dłonie i twarz ślizgona. To był jeden z lepszych i jakkolwiek romantyczniejszych momentów, które go ostatnio spotkały w związku z chłopakiem. Śnieg, trzymanie za dłonie... I czy mu się wydawało, czy właśnie ujrzał uśmiech Toma?!

[✔] 𝐓𝐎𝐌𝐀𝐑𝐑𝐘 𝐖𝐄𝐄𝐊 𝟐𝟎𝟐𝟐Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz