Rozdział 2

6 0 0
                                    

    TRZY TYGODNIE PÓŹNIEJ

Obudziłam się próbując zapanować nad zawrotami głowy, które towarzyszyły mi od tygodnia przez dużą ilość alkoholu we krwi. Przez ostatnie sytuacje czuję się wyprana z emocji. Nie pamiętam co wydarzyło się po wizycie taty, jakbym miała dziury w pamięci. Ciało mojego ojca zniknęło, gdy tylko otworzyłam drzwi frontowe następnego ranka. Nie było nawet najmniejszych śladów po strasznym wieczorze.

Nie miałam do kogo zwrócić się z prośbą o pomoc. Postrzelone ciało taty zniknęło, a ja nie wiedziałam w jaki sposób. Zamierzałam dowiedzieć się kto i dlaczego zabił ostatnią bliską mi osobę.

Nie puszczę tego płazem, a zemsta będzie okrutna.

Powoli wygramoliłam się z łóżka próbując nie zwracać uwagi na wyschniętą, zakrwawioną koszulkę pod moimi nogami, której nie byłam w stanie dotknąć od trzech tygodni. Zegar wskazywał godzinę 19:00 22 marca co oznaczało, że przespałam dwa dni bez żadnej przerwy. Jak to w ogóle możliwe?

Starałam się dużo nie myśleć o ostatnich zdarzeniach i udać się do sklepu po coś zdatnego do jedzenia, ponieważ moja lodówka krzyczała pustką. Brak papierosów i zapasu wina również mi nie pomagał, więc czym prędzej udałam się do łazienki by doprowadzić się do jakkolwiek znośnego stanu.

Przemyłam twarz wodą i umyłam zęby dwa razy dla pewności pozbycia się nieprzyjemnego zapachu alkoholu. Nie miałam ochoty na żaden makijaż, chociaż i tak rzadko zdażyło mi się pomalować. Moja cera była dosyć blada, lecz gładka. Widziałam w lustrze, że sińce pod oczami oraz wypieki na policzkach dają o sobie znać co oznaczało przymusowe użycie korektora. Po szybkiej kąpieli udałam się do szafy po czarne luźne spodnie i szarą za duża o trzy rozmiary bluzę.

Związałam włosy w koka i już miałam ubierać buty, gdy w odbiciu lustra zauważyłam za sobą tą samą zamaskowaną postać, która prześladuje mnie od miesiąca. Pisnęłam głośno z przerażenia odwracając się szybko, jednak nie ujrzałam jej ponownie.

- Ja mam już chyba zwidy..- szepnęłam sama do siebie i pośpiesznie wyszłam z domu.

Szłam ulicami Chicago mijając dużo przeszczęśliwych ludzi, co automatycznie wywołało mały zazdrosny uśmiech na mojej twarzy.

Gdy dotarłam do sklepu, miło przywitała mnie ta sama co zawsze staruszka.

- Dzień dobry Olivia! Twój widok to miód na moje oczy!- powiedziała przytulając mnie mocno.

- Mnie też również miło Panią widzieć.- powiedziałam. Staruszka ma na imię Agnes i jest około 70. Poznałam ją, gdy 3 lat temu upadłam pod sklepem z siatką zakupó. Cała torba się rozerwała, a ona pomogła mi je pozbierać i zanieść do domu. Od tamtej pory bywam u niej bardzo często.

Wzięłam potrzebne rzeczy w rękę i kierowałam się w stronę kasy, gdy nagle usłyszałam za sobą swoje imię.

- Olivia! To ty?!- odwróciłam się w kierunku dwóch dziewczyn i nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

- Sara, Kate!?- krzyknęłam radośnie poznając dziewczyny.

Sara i Kate były moimi przyjaciółkami z dzieciństwa, kiedy mieszkałam jeszcze Filadelfii. Poznałyśmy się w przedszkolu dzięki naszym mamom, które szybko złapały ze sobą kontakt.
Najgorsze było opuszczenie ich, ponieważ były osobami kształtującymi moje dzieciństwo, razem z chłopakami, których kompletnie nie pamiętam. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek jeszcze się zobaczymy.

- Co wy tu robicie!- podniosłam ton zbyt głośno, gdyż od razu zwróciłam na nas uwagę pani Agnes.

- Przeprowadziłyśmy się parę dni temu na nasze wspólne mieszkanie niedaleko.- powiedziała jasnowłosa.

- Miałyśmy wielką nadzieję cię spotkać!- dodała Kate.

- Ile to czasu minęło. Codziennie o was myślałam, ale bałam się zapytać co słychać.- westchnęłam.

- Całe szczęście udało się odnaleźć.- odpowiedziała Sara.- A co u ciebie Oli? Jak rodzice i szkoła?

Momentalnie zrobiło mi się gorąco i nie wiedziałam co powiedzieć.

- A po staremu.- palnęłam bez zamyślenia. To była najgłupsza rzecz jaką mogłam zrobić. Na szczęście blondynka pozostawiła to bez odpowiedzi za co w duchu bardzo jej dziękowałam.

- Hej, skoro już jesteśmy w końcu we trójkę to może wyskoczymy gdzieś jutro?- zapytała Kate. Zmieszałam się lekko wiedząc, że jutro jest czwartek co oznaczało pogrzeb taty.

- Jutro niestety nie mogę. Ale na weekend bardzo chętnie się wybiorę.- powiedziałam z uśmiechem.

- Najpierw możemy posiedzieć u nas a potem naszykować się na jakiś klub?- dała pomysł brunetka.- Słyszałam o VOID to podobno najlepszy klub w Chicago!

Nie wiedziałam jak zareagować. Życie ostatnio mnie bardzo pokrzywdziło i sądziłam, że jest to nienajlepszy pomysł, tym bardziej że nie należę do rozrywkowych osób. Chociaż z drugiej strony może i przydałoby mi się jakieś rozluźnienie i ucieczka myślami od ciągłych problemów.

- Bardzo chętnie!- odparłam radośnie na co dziewczyna zaklaskała w dłonie.- Dawno nigdzie nie byłam, więc chyba mi się to przyda.

- Świetnie! No to umówione. Wyślę ci nasz adres przed weekendem.- powiedziała szybko całując mnie w policzek. Pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam w stronę kasy.

Wyszłam ze sklepu kierując się ciemnymi już uliczkami. Zatrzymałam się, gdy poczułam mocny ścisk na ramieniu. Puściłam zakupy i szybko zamachnęłam się w stronę oprawcy, jednak ten stał niewzruszony moim ciosem. Była to ta sama zamaskowana postać.

- Kim ty do cholery jesteś...- zapytałam szeptem.

Nie dostałam żadnej odpowiedzi, a przed oczami nagle zrobiło mi się ciemno.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Powoli budziłam się z dziwnego transu. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam...mój pokój?

Prędko podniosłam się do pozycji siedzącej, dostrzegając, że wcale nie znajduję się między uliczkami z torbą zakupów, lecz w swoim domu...

- Co jest grane..- powiedziałam sama do siebie będąc bardzo zdezorientowana.

I wtedy wiedziałam, że zaczynają się problemy.

Born of painOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz