Rozdział 1

45 7 8
                                    

Via

–Gdzie ty do cholery jesteś, Het – warknęła do krótkofalówki, chowając się za murkiem. Zdobiły go licznie malowidła najprawdopodobniej wykonane przez młodzież, która niepokojąco często bywała w tej okolicy. I tą właśnie młodzież, przybyła dzisiaj aresztować za handel narkotykami.

Mogliście wybrać inną drogę, dzieciaki

– Guma nam w lodówie poszła – po chwili usłyszała odpowiedź, na co przeklęła -
siarczyście i spojrzała na dowódcę FBI stojącego niedaleko niej. Widać było po nim że jest więcej niż wkurzony opóźnieniami w działaniach – Jesteśmy w drodze, zajedziemy ich od północy i będziemy was asekurować – mruknął. Po tonie jego głosu było słychać, że jest zdenerwowany. W końcu był częścią jej ekipy i bał się konsekwencji, jednakże kobieta wiedziała, że to nie jest wina chłopaka.

– Okej, bez odbioru – westchnęła i odwiesiła komunikator do paska przy kamizelce kuloodpornej i skinęła głową, na znak, że mają wchodzić za nią.

Wyjęła pistolet zza paska i naładowała go, ustawiając w pozycji bojowej i jak najciszej mogła ruszyła przed siebie w kierunku budynku, w którym powinna znajdować się poszukiwana szajka narkotykowa i klienci, którzy ten towar odkupywali. Sprawcy mieli niespełna dziewiętnaście lat, a jeden z nich nawet nie osiągnął pełnoletności. Za to ich klienci sięgali nawet sześćdziesiątki i najczęściej były to głowy jakieś obmierzłej mafii, wykorzystujący naiwność dzieciaków, dla własnych korzyści. Via skrzywiła się na tą myśl i zatrzymała, opierając ramieniem o ścianę, wypatrując celu. Nie mogła zrozumieć, co popycha tak młode osoby do wejścia w tak obrzydliwy świat, jakim były narkotyki. Nie widziała w tym, żadnych przyjemności. No, chyba, że zarobione z tego czarnego interesu pieniądze.

– Dobra, co masz tym razem? – usłyszała nagle, szorstki głos. Gdy spojrzała w tamtym kierunku zobaczyła poszukiwaną grupkę czterech chłopaków, stojących dookoła rozpadającego się stolika. Przy nich stał postawny facet, ubrany w czarny garnitur i okulary przeciwsłoneczne, a za nim trzech wielkich ochroniarzy z dłońmi ułożonymi na spluwach pistoletów przy ich paskach, w gotowości bojowej. Blondynka skrzywiła się i rzuciła spojrzenie agentowi, potwierdzając mu, że dzieciaki nie są same. Odetchnęła w duchu. Przynajmniej nie dostanie po łbie, za wzywanie FBI do samych dzieci. Jej intuicja nigdy jej nie zawiodła. Skierowała spojrzenie z powrotem na widok przed nią i westchnęła głęboko. Na stole leżało z dziesięć torebek wypełnionych kolorowymi pigułkami i proszkiem, obok których spoczywały strzykawki z żółtawym płynem.

Za to odsiedzicie kilka dobrych lat

Zacisnęła usta, przyglądając się nastolatkom ze smutkiem. Byli jeszcze tak bardzo młodzi, a przez używki, wyglądali jak osoby podchodzące pod trzydziestkę. Sami brali, co było widać nawet z daleka. Saminie wiedzieli co w ogóle zażywają, była pewna, że te prochy były nie do końca „dobrej jakości" tak jak pewnie zapewniali gangsterzy. Nie szanowała takich ludzi, co więcej, gardziła nimi ,ale wiedziała, że tak młode osoby, od tak nie wchodzą w ten cały syf. Zamierzała do nich dotrzeć, dowiedzieć się wszystkiego. Może uda się chociaż załagodzić wyrok?

Nie była jednak tego taka pewna, sądząc po ilości towaru, jaką dysponowali i z jak poważnymi przestępcami współpracowali. Niechciała nawet myśleć ile zdążyli z tego sprzedać. Czując gorzką gule w gardle, machnęła ręką do oddziału antyterrorystycznego i sama wyszła z ukrycia.

– Ręce do góry – krzyknęła, celując w mafiozę, przyjmujący pozycje–Via Collson, jesteście aresztowani pod zarzutem handlu narkotykami i innymi substancjami odurzającymi

Nie minęła sekunda, gdy jeden z chłopaków wyjął scyzoryk. Nie popisał się jednak za bardzo, bo po chwili już leżał na ziemi, przygnieciony przez agenta FBI, tak jak reszta jego kolegów  i mężczyzn w garniturach.

"Za Cenę Milczenia" CHWILOWO ZAWIESZONE⚠️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz