Siedziałyśmy w tym samym pomieszczeniu co ostatnio, podczas przygotowań. Ja miała już zrobione włosy, lekko pofalowane, ale upięte, jedynie kilka pasemek swobodnie otulały twarz.
Teraz kobieta o miłym uśmiechu zajmowała się makijażem. Natomiast Margaret miała skończony makijaż i upinane włosy.
— Nawet nie wiesz jak mnie cieszą te wspólne przygotowania.
— Mnie również — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
— Sophie każdy na początku przyjęcia ma maski, gdy zaczniemy Cię przedstawiać zdejmiesz swoją — tłumaczyła mi kobieta, a ja posłusznie kiwnęłam głowa przez co moja makijażystka wydała z siebie cichy jęk.
Po kolejnej godzinie byłam już gotowa, na całe szczęście, bo już ciężko było mi wysiedzieć.
— Jak się podoba? — zapytała makijażystka.
— cudowny! — odpowiedziałam zgodnie z prawda, przeglądając się w lusterku.
Oczy miałam pomalowane na mieniący się biało błękitno złoty kolor. W takim samym odcieniu był kryształek w koncie oka. Pełne usta miały odcień matowego różu, ale był on zgaszony. Cały makijaż przypominał mi królową lodu.
Gdy zostałam sama, założyłam suknie, buty i naszyjnik, które przygotowała dla mnie Margaret. Suknia taka jak pamiętałam wyglądała przepięknie, jej delikatny materiał był bardzo miły, choć gorset miała sztywny. Najbardziej jednak urzekł mnie kolor, przypominał mi zamarzniętą taflę jeziora mieniąca się w słońcu. Wychodząc z pokoju zauważyłam, ze podczas stawiania kroków czasem zakładka, która tworzyła spódnica odsłania bardzo subtelnie moja nogę.
Gdy tylko opuściłam pokój spotkałam Margaret, która wyglądała oszołamiająco w blado błękitnej sukni i eleganckim koku. Duże wrażenie robiła również jej biżuteria, której miała pod dostatkiem. Na dole czekali na nas jej synowie, obaj w czarnych idealnie skrojonych garniturach, które pewnie kosztowały więcej niż cała moja garderoba.
Młodszy z braci miał włosy w lekkim nieładzie, natomiast starszy gładko ułożone.
— Wyglądacie przepięknie — skomplementował nas Anthony.
Obie podziękowałyśmy.
— Jedziemy na dwa samochody — poinformował nas John — dla Ciebie — podał mi biała maskę na kijku, z boku były przyczepione dwa białe pióra.
Dopiero teraz dostrzegłam, że obaj trzymali swoje czarne maski, bez żadnych dodatków. Margaret miała identyczna jak ja.
— Jedziesz z Johnem, jeszcze jedna ważna kwestia, gdybyś chciała już wracać, odszukaj któregoś z nas i poinformuj, kierowca odwiezie Cię do domu — Anthony jak zwykle rzeczowo tłumaczył zasady.
— Dobrze.
Dojechaliśmy przed jasny budynek, znajdował się on na obrzeżach miasta i zachwycał wielkością. Gdy wyszliśmy z samochodu przed stopami zobaczyłam srebrny długi dywan, prowadzący do środka, lampy które oświetlany drogę wyglądały jak sople lodu.
Kierowca podał mi dłoń i pomógł wysiąść z samochodu, przy moim boku od razu zjawił się John, który chwycił moja rękę i przełożył sobie pod ramie, prowadząc mnie do wejścia.
— Przestawienie czas zacząć — szepnął do mnie uśmiechając się — załóż maskę — dodał, a ja przełożyłam ją do oczu.
Czułam jak żołądek mi się ściska jeszcze bardziej, jakby było to w ogóle możliwe. Szłam prosto przed siebie szukając wzorkiem Margaret. Od wejścia oszołomił mnie wystrój, białe róże połączone z kwiatami bawełny, przy wejściu małe drobne kwiaty tworzyły łuk przez który wchodziło się do środka.
CZYTASZ
Zapach Jaśminu
RomanceDwóch braci, jedna dziewczyna, niebezpieczne interesy i tajemnica z przeszłości. 18 letnia Sophia po śmierci matki postanawia odłożyć studia, aby pomoc ojcu. Przeprowadzają się wspólnie w rodzinne strony swojej rodzicielki, tam poznaje kobietę oraz...