II

1 0 0
                                    





Okazuje się, że wskutek działań borowego padła Borynowa krowa, przez co Maciej Boryna postanawia złożyć skargę do sądu na dziedzica za poniesioną stratę. Wójt namawia najbogatszego gospodarza we wsi na ponowne małżeństwo, a po tej rozmowie Maciej Boryna rozmyśla o majątku Dominikowej, korzyściach ze ślubu i swej pozycji we wsi.

Zagroda Boryny z trzech stron otoczona była budynkami gospodarskimi, z czwartej znajdował się sad odgradzający wszystko od drogi. Gdy Hanka z Józką przybiegły z pola, nad krową stało już kilka kobiet radzących nad sposobami pomocy zwierzęciu. Synowa starego Boryny wysłała Józkę po Jambrożego, który znał się na chorobach. Bała się powrotu teścia: „... jak ociec nadjadą, będzie to pomstowanie, będzie. - A przeciech my niczego niewinowate! - narzekała płaczliwie".

Jambroży po dokładnym obejrzeniu krowy powiedział, że zwierzę „zdycha". Chwilę potem wszyscy zebrani usłyszeli wóz, którym wracał Boryna z synem Antkiem. Naprzeciw nim wybiegła płacząca Józka, opowiadając z daleka przebieg tragedii. Starszy z mężczyzn był zły na Witka (młodego parobka), którego oskarżył o nieupilnowanie krowy, na co usłyszał, że to borowy przegnał zwierzę z gajów, gdzie parobek ją wypasał. Gdy później uciekali, krowa się pokładała i stękała. Maciej ocenił wartość sztuki bydła na trzysta złotych, które właśnie tracił. Krzyczał, że pod jego nieobecność w domu zawsze są jakieś straty: „Trzysta złotych jak w błoto! Do miski to ścierwów aż gęsto, a przypilnować nie ma kto. Taka krowa, taka krowa! A to człowiek ruszyć się z domu nie może, bo zaraz szkoda i upadek...". Groził podaniem dworu do sądu. Kiedy Hanka wyszeptała, że była przy kopaniu, teść nie wziął tego pod uwagę. Nakazał przynieść kosę, po czym samodzielnie zarżnął zwierzę, aby się już nie męczyło.

Potem wszedł do swej chałupy, krzycząc do synowej, by dała mu coś zjeść. Po chwili wszyscy mieszkańcy izby jedli na dworze jajecznicę z chlebem. Mężczyzna ciągle pytał o Witka, który gdzieś się schował ze strachu i po licznych rozporządzeniach poszedł do izby na drzemkę. Gdy Hanka z Józką wykonywały domowe prace, pojawił się Witek pytając, czy gospodarz jest bardzo zły, na co Józia powiedziała, że „tatulo" go spierze. Chłopiec zaczął płakać, co spowodowało, że obiecała wstawić się za nim. W podziękowaniu wyjął zza pazuchy drewnianego, własnoręcznie wykonanego nakręcanego boćka i podarował dziewczynie. Boryna wybrał się w odwiedziny do wójta. Droga upłynęła mu na rozmyślaniach, ile ma jeszcze pracy: zwózka drewna, kapusta w polu, siew nieskończony, a jeszcze na domiar złego musi jechać do sądu. Szedł wolno, bolały go kości, nie miał się z kim podzielić swymi troskami. Czuł w powietrzu zapach gotowanych ziemniaków i żuru ze skwarkami, który wydostawał się z wiejskich chałup.

Myślał o swej żonie, kobiecie gospodarnej, która zmarła na wiosnę: „Przyszedł z roboty, spracowany - to i jeść tłusto dała, i często gęsto kiełbasy podtykała kryjomo przed dzieciskami... A jak się wszystko darzyło!... i cielaki, i gąski, i prosiaki... że co jarmarek było z czem jeździć do miasta, i grosz był zawsze gotowy, na zakład z samego przychówku... A już co kapusty z grochem, to już jensza zgoła tak nie potrafi...". Wtedy dobrze im się wiodło...A teraz Antek robił wszystko po swojemu, Hanka nie sprawdzała się jako gospodyni, a Józka była jeszcze dzieckiem. Wspominał, jak podczas ostatnich żniw zdechł im wieprzek, wrony udusiły gąski, a teraz padła krowa. Same straty...

Tak rozmyślając, doszedł do domu wójta, któremu oznajmił, że jedzie jutro do sądu w sprawie Jewki (oskarżyła go o ojcostwo swego dziecka). Narzekał, że nic mu się nie udaje, na co wójt z małżonką poradzili, by najbogatszy gospodarz we wsi znowu się ożenił: „A we wsi tyle jest dziewuch, że jak się idzie między chałupami, to bucha kiej z pieca". Jako kandydatkę wymieniliJagnę – córkę Dominikowej, lecz Boryna nic nie powiedział, a po chwili milczenia zaczął się żegnać usprawiedliwiając, że jest już późno, a nazajutrz musi stawić się w sądzie na dziewiątą rano. Powrotna droga upłynęła mu na rozmyślaniach nad słowami, które usłyszał od wójtostwa. Planując kolejny ożenek, Jagnę brał już wcześniej pod uwagę, ponieważ była mocną i ładną dziewką. Sam nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego poszedł pod dom Jagny. Dzięki świecącej się tam lampce zobaczył ją przez otwarte okno. Siedziała w samej koszuli i podskubywała gęsi. Popatrzywszy chwilę z ukrycia, udał się w stronę swego domu myśląc: „Piękna kobieta". Przypomniał sobie, że Dominikowa miała piętnaście morgów ziemi, po czym szybko policzył, że na każde z jej dzieci (dwóch synów i córka) przypadało po pięć morgów. Rachował, jakie korzyści przyniósłby mu ożenek. Jej pole graniczyło z jego polem. Po ślubie połączyłby wszystko (miałby aż trzydzieści pięć morgów ziemi – przewyższałby go jedynie młynarz), a Jagna w wianie wniosłaby spłatę za opuszczaną chałupę i pozostawiony braciom inwentarz. Posiałby na Jagninych morgach pszenicę, dokupiłby konie, a krowę żona wniosłaby w posagu. Gdy zasypiał, snuł rozmyślania o Jagnie. Zdawał sobie sprawę z tego, co mówili o niej mieszkańcy wsi, dlatego zastanawiał się, jak zareagowałyby dzieci na wieść o ponownym ożenku starego ojca. W końcu stwierdził, że nie musi przejmować się ich reakcją, ponieważ wszystko należało do niego. Jeżeli nie zgodzą się z jego decyzją, będą musieli opuścić chałupę.

Chłopi-streszczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz