IV

1 0 0
                                    

Kuba odwiedza proboszcza i zanosi mu upolowane kuropatwy. Po niedzielnej mszy Borynowie jedzą wspólny obiad, po którym Antek i Hanka spacerują po ojcowych polach. Jankiel i Kuba zawierają umowę w sprawie upolowania przez parobka sarny. „Była niedziela - cichy, opajęczony i przesłoneczniony dzień wrześniowy". Na ściernisku za stodołą pasł się cały inwentarz Boryny pod okiem Kuby i Witka, uczącego się pacierza.

Pilny uczeń zobaczył, że ludzie idą już na mszę niedzielną do kościoła. Dzwony biły, gdy Kuba nakazał Witkowi spędzić bydło do obór i iść do kaplicy, a sam wziął parę kuropatw za koszulę (upolował je w założonych sidłach) i udał się do księdza, któremu nieśmiało wręczył ptaki. Został zaproszony na plebanię, gdzie kapłan wręczył mu w podziękowaniu złotówkę. Kuba był mu za to bardzo wdzięczny (kilka razy już zanosił kapłanowi ptactwo, zające, grzybki, lecz nigdy dotąd nie dostał zapłaty). Ze szczęścia aż się popłakał.

Potem poszedł na mszę, po niej uczestniczył w procesji. Kroczył tuż przy księdzu, nad którym najznamienitsi mieszkańcy wsi (Boryna, kowal, wójt i Tomek Kłąb) nieśli czerwony baldachim. Z wrażenia, że idzie tak blisko księdza, wchodził ludziom pod nogi, czym sprowadzał na siebie przezwiska niedojda, kulas, jednak udawał, że te słowa nie jego dotyczą. Po nabożeństwie, jak każdej niedzieli, ludzie poszli na cmentarz przy kościele.

Dominikowa szła z Jagusią, a czas upływał im na rozmowie z licznymi krewnymi (w Lipcach prawie wszyscy byli spokrewnieni, a rozmowa po mszy była zwyczajem). Kobiety z zazdrością spoglądały na Jagnę: „(...) abych nasycić oczy tym jej wełniakiem pasiastym i sutym, co jak tęczą mazurską mienił się na niej, to na jej czarne trzewiki wysokie, zasznurowane aż po białą pończochę czerwonymi sznurowadłami, to na gorset z zielonego aksamitu, tak wyszyty złotem, że aż się w oczach mieniło, to na sznury bursztynów i korali, co otaczały jej, białą, pełną szyję - pęk różnobarwnych wstążek zwieszał się od nich na plecach i gdy szła, wił się za nią niby tęcza". Kuba też był zauroczony Jagusią, lecz musiał wracać do domu na obiad i do dalszej pracy.

W niedzielę u Borynów obiad był syty, przyrządzany przez Józię: „(...) bo mięso było, była i kapusta z grochem, był i rosół z ziemniakami, a na amen postawili niezgorszą miseczkę kaszy jęczmiennej, uprażonej ze słoniną". Po posiłku każdy wrócił do swych zajęć, oddając się najpierw krótkiej chwili odpoczynku. Kuba położył się pod brogiem (stóg siana), a Hanka z dziećmi i Antkiem poszli między pola na spacer, rozmawiając po drodze o swej przyszłości. Stwierdzili, iż gdyby mieli trzy krowy i jednego konia, poszliby wówczas na gospodarstwo Hanki, która w wianie dostała trzy morgi (niestety, była to nędzna ziemia).



Młody Boryna rzekł, iż po matce należy mu się od ojca osiem morgów pola. Marzył o chwili, gdy spłaci rodzinę (kowala, Grzelę – brata przebywającego akurat w wojsku oraz Józkę) i pozostaje na ojcowiźnie. Małżonkowie ubolewali, że mimo ciężkiej pracy nie mają nic swojego. Żalili się do siebie na starego Borynę, który posyłał Grzeli do wojska pieniądze, a ubrania po matce przechowywał w skrzyni, nie chcąc dać nic nikomu.

Po tej rozmowie Antek udał się samotnie do wsi, nie pozwalając żonie pójść na pogaduszki do sąsiadek, więc wróciła na podwórko. Zastanawiała się nad powodami częstych zmian nastroju męża, który raz był na nią zły, a innym razem niezwykle sympatyczny. Chciała usiąść przy Kubie, lecz on wstał i udał się karczmy. Zamówił u Jankiela wódkę. Złotówkę od księdza szybko wydał na kolejne trunki, by w końcu zamawiać na kredyt. W trakcie rozmowy z Jankielem, proponującym parobkowi nieuczciwe postępowanie względem pracodawcy, okazało się, iż Kuba jest bardzo lojalny. Mężczyźni w końcu pokłócili się i parobek zasnął w kącie.



Do karczmy przychodzili kolejni mieszkańcy wsi. Zapalili światło i w dźwiękach muzyki oddali się tańcom, pogawędkom, piciu. Było tak jak w każdą niedzielę. Wśród gości wyliczyć można Franka młynarczyka, rozrabiakę i hulakę, którego ksiądz bezskutecznie z ambony namawiał do ożenku z ciężarną Magdą – służącą organistów (Franek wymawiał się tym, iż na jesieni miał iść do wojska, dlatego też żona nie była mu do niczego potrzebna). Podpita Jagustyna namawiała ludzi do zabawy, a potem poszła do alkierza, gdzie zastała kowala, Antka i kilku młodszych gospodarzy. Zaczęła wtrącać się do rozmowy, w wyniku czego kowal wyrzucił ją do dużej izby. Zapadała już późna noc Ludzie pomału opuszczali karczmę. Niedziela dobiegła końca.

Chłopi-streszczenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz