Rozdział 1. Tak blisko, choć daleko.

107 18 22
                                    


Zapach świeżo upieczonego pieczywa ogarnął całą kuchnię. Nawet królewski kucharz i jego pomocnicy z drugiej części pomieszczenia, aż ciekła ślinka na ten aromat. Zadowolony z siebie piekarz przy pomocy wielkiej drewnianej łopatki, wyciągnął puszyste, jeszcze parujące bochenki z pieca. Odłożył je na blat, a po chwili jeden z pomocników zabrał jeden. Pokroił go starannie, po czym ułożył na tacy z czekającym już iście królewskim śniadaniem. Następnie tace podano córce piekarza, która właśnie sprzątała blat z mąki, którą raptem chwilę temu sama niechcący rozsypała.

      – Zanieś to guwernantce księcia, służka, która to zwykle robi, zachorowała – polecił pomocnik i nim ta zdążyła zaprotestować, zajęty był już z powrotem swoimi obowiązkami. Do obiadu może i był jeszcze szmat czasu, ale naczynia po śniadaniu same się nie pozmywają.

      – Ale... – jęknęła, ale gdy kolejny z pomocników lekko popchnął ją w stronę drzwi, pośpiesznie wykonała polecenie.

      Wyszła na korytarz, zostawiając za drzwiami parujące kotły i cudowne zapachy przypraw. Gdy kuchenny zgiełk znikł, zrobiło się okropnie cicho. Jakby żaden dźwięk nie był w stanie przedostać się przez grube ściany i mury zamku.

      Młoda córka piekarza spojrzała na tacę trzymaną w rękach. To było śniadanie dla księcia Adriena. Na samą tę myśl aż zadrżała z podniecenia. Niestety to nie jemu ma je zanieść, tylko jego guwernantce. Ten fakt sprawił, że entuzjazm znacznie jej osłabł. No tak, końcu jest tylko zwykłą miejską dziewczyną, najwyżej służącą. Niby skąd pomysł, że ktoś taki mógłby zbliżyć się do następcy trony?

      Ruszyła więc prosto korytarzem, w stronę książęcych włości. Tym szybciej wykona powierzone jej zadanie, tym lepiej. Może uda jej się, chociaż ujrzeć go z daleka? Ta myśl znowu ją uratowała. Niemal w podskokach przekraczała korytarz za korytarzem, omal się przy tym parę razy nie przewracając. Na szczęście zawsze w ostatniej chwili udawało jej się złapać równowagę i nic nie stracić z tacy. Odetchnęła z ulgą, gdy zbliżyła się już do ostatniego zakrętu.

      – Natalii, czy ojciec dziś do mnie dołączy? – Usłyszała głos księcia i aż zamarła.

      – Przykro mi książę, ale król zajęty jest ważnymi sprawami, zjadł swój posiłek już wcześniej, może następnym razem – odezwała się guwernantka rzeczowym, choć też nieco pocieszającym tonem.

      Wychyliła się zza rogu, by spojrzeć, czy to nie słuch płata jej jakieś figle, ale nie! To był naprawdę on! Tych włosów w kolorze najdoskonalszych kłosów zbóż i szmaragdowych oczu nie dało się pomylić z nikim innym. Na jego perfekcyjnym obliczu gościł smutek, mimo to jak na księcia przystało, szybko pogodził się z obecnym stanem rzeczy i skinął głową.

      – No nareszcie, podaj mi tacę i możesz odejść – powiedziała Natalii, dostrzegając córkę piekarza.

      Zgodnie z jej słowami, wyszła zza rogu i nieco trzęsącymi się dłońmi podała guwernantce tace. Skłoniła się po tym nisko księciu i powoli wycofała się w głąb korytarza. Książę obdarzył ją krótkim spojrzeniem i lekkim skinieniem głowy, po czym ponownie skupił się na starszej kobiecie.

      Kiedy z powrotem zniknęła za rogiem, przyległa plecami do ściany z ręką na sercu, które biło jak oszalałe. Odczekała, aż odgłosy ich kroków ucichną i dopiero wtedy odważyła się odetchnąć.

      – Oh książę Adrien... On jest taki cudowny... – westchnęła urzeczona jego widokiem. Choć patrzył na nią krótko, to wystarczyło, by rozpływała się po całości. Była też dumna z siebie, bo chyba po raz pierwszy udało jej się nie zrobić nic głupiego.

      – Marinette! – Rozpoznała głos ojca. Pośpiesznie poprawiła fartuszek i pobiegła droga powrotną do zamkowej kuchni.

***

Książę usiadł do stołu, a guwernantka, wysoka i smukła kobieta, którą znał od dziecka oraz widział częściej od własnego ojca, postawiła przed nim tacę pełną serów, mięsa, świeżych warzyw i jeszcze ciepłego pieczywa pokrojonego w równe kromki. Powoli spożywał posiłek, a Natalii w tym czasie napełniła mu kielich.

      – Przypominam książę o jutrzejszym balu z okazji pańskich urodzin – odezwała się, odstawiając dzbanek na stół. Jak zawsze stała przy jego prawicy, gotowa zadbać o jego potrzeby w każdej chwili.

      – No tak bal maskowy. Zastanawiałem się, co ubrać na tę okazję... – zaczął. W zasadzie już dawno wybrał sobie maskę i strój, które chciał założyć, ale kolejne słowa Natalii zgasiły jego nadzieje.

      – Król już wybrał stosowny strój dla ciebie, uszyty przez najlepszych krawców w całym królestwie. Dopilnuje, by jeszcze dziś dostarczono go do twoich komnat – oznajmiła, a następnie zaczęła mu streszczać cały dzisiejszy plan dnia.

      Adrien chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Jeśli nie założy tego, co wybrał mu ojciec, ten nie będzie zadowolony. Na próżno więc byłyby jego argumenty. Nie ważne, czego on chciał, tylko to by Król był z niego zadowolony. Skinął więc tylko głową, zgadzając się na wszystko i upił łyk wody. 



********************

Oto pierwszy z pięciu rozdziałów, nie będzie to długa historia, same rozdziały też, nie będą jakoś bardzo długie, ale mam nadzieje, że się spodoba. Perspektywa Adriena była dość krótka, ale spokojnie, będzie jej więcej! Jak wrażenia po pierwszym rozdziale? Koniecznie daj znać! :D

Nowe obliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz