Rozdział 4. Bal maskowy

50 14 12
                                    


Nastał ten wyczekiwany przez wszystkich dzień. Marinette w pośpiechu skończyła swoje obowiązki, niechcący tłukąc przy tym kilka talerzy, ale w końcu udało się jej schować w zaciszu pokoju. Od razu zabrała się za ukończenie ostatnich szlifów sukni oraz maski, co jakiś czas zerkając przy tym na rysunki przedstawiające księcia, które sama przez lata rysowała. Na chwilę zatapiała się w jego obliczu, rozmarzonym wzrokiem, lecz szybko kręciła głową, doprowadzając się do porządku.

      – Skup się, masz już mało czasu – powtarzała za każdym razem, ignorując sporadyczne ukłucia igłą.

      Gdy ukończyła już swoje nie takie skromne dzieło, za oknem zdążyło już się ściemnić. Jak tylko zorientowała się, jak już jest późno, w pośpiechu złożyła suknie i wraz z maską schowała ją do dużego tobołka. Następnie wymknęła się, z wieży służby. Nie było to trudne, większość z jej mieszkańców pracowała właśnie na balu, w tym jej rodzice, którzy byli odpowiedzialni za wypiek deserów.

      Na dworze zastała tylko strażników, oni również pełnili tego wieczoru wartę, w końcu na bal przybyło wiele znanych osobistości, których trzeba było chronić. Starając się wyglądać niepozornie, ruszyła w stronę królewskich stajni. Tam za to zastała tylko konie, mogła więc w spokoju i bezpiecznie ukryta za stertą siana, przebrać się w swój strój. Nie chciała ryzykować, że ktoś by ją w nim zobaczył, jak wychodzi z komnat dla służby, mogłoby to wywołać niechciane pytania, a tego wolała uniknąć.

      Suknia delikatnie opadła na jej skórę, idealnie na niej leżąc, a czuła się w niej niezwykle dobrze i swobodnie. Następnie założyła maskę, która zakrywała głównie górną część jej twarzy. Na końcu spojrzała na parę kolczyków w dłoni. Miała nadzieje, że wróżka jej nie oszukała i rzeczywiście, nikt jej dzięki nim nie pozna. Wzięła głęboki wdech, po czym już bez wahania, zapięła je na uszach. Nie zapomniała schować w sianie swoje codzienne odzienie, a gdy już wszelki ślad po Marinette, córce piekarza znikł, znowu odetchnęła. To był ten moment, jej szansa na spełnienie marzeń. Była gotowa po nie sięgnąć. 


***

Sala balowa, która zazwyczaj świeciła pustkami, została gustownie i elegancko przyozdobiona. Długie, ciemnofioletowe zasłony zasłaniały wielkie okna od sufitu, po samą ziemię. Za to piękne żyrandole mieniły się majestatycznym blaskiem, jednakże nie nazbyt intensywnym, dominował więc lekki półmrok, tworząc atmosferę tajemniczości. Podsycały ją dodatkowo wszechobecne maski. Nawet służba została w nie przystrojona.

      Gości było tyle, że już po chwili cały parkiet przytłaczały tańczące pary. Spora rzesza osób stała też przy stołach obficie zastawionych mnóstwem najróżniejszych potraw. Wszyscy, co do jednego, prezentowali się niesamowicie wytwórnie. Przystojni mężczyźni w garniturach oraz urodziwe damy w sukniach podkreślających ich atuty.

      Marinette czuła się w pierwszej chwili przytłoczona tym wszystkim, lecz ledwo zeszła ze schodów na parkiet, cały strach i wątpliwości uleciały z niej gdzieś bezpowrotnie. Czy to przez magiczne kolczyki, czy może za sprawą tego, że nikt nie patrzył na nią już z góry, jak na jakąś pospolitą dziewuchę.

      Niezależnie od powodu, pewnym siebie krokiem wkroczyła na bal. Miała przy tym wrażenie, że cała sala się jej przygląda, urzeczona jej osobą, a co po niektóre damy spoglądały z niekrytą zazdrością, bo same nie zwróciły na siebie takiej uwagi. Marinette nie zamierzała z tego powodu tracić głowy ani się pysznić. Nie przybyła tu, ryzykując tyle, dla jakichś luksusów czy komplementów od nieznajomych. Co prawda schlebiały jej czarujące uśmiechy ze strony mężczyzn, ale jej celem i największym marzeniem było poznać księcia, spotkać się z nim twarzą w twarz, czy raczej maska w maskę. Skupiła się więc na rozglądaniu za nim, a każdy uśmiech, komplement czy inny miły gest ze strony innych, przyjmowała z uśmiechem, po czym szybko wracała do poszukiwań Adriena. Co dziwnie, nigdzie nie mogła go dostrzec, choć przecież to nie powinno być trudne. Książę zawsze wyraźnie się wyróżniał spośród tłumi, czyżby jeszcze się nie zjawił?

Nowe obliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz