Rozdział 5. Powrót do jawy

67 16 24
                                    

Balowy nastrój ulotnił się wraz z nastaniem dnia, goście odjechali w swoich karocach, a życie na zamku dalej toczyło się swoim normalnym rytmem. Wieść o nieobecności księcia rozeszła się w tempie błyskawicznym i wszyscy zastanawiali się, jaki był tego powód, w końcu bal był na cześć następcy tronu, więc jego brak rodził pytania. Krążyły różne pogłoski, głoszące, że młody panicz zatruł się po zjedzeniu całej tacy serów, a co po niektórzy sądzili, że wykradł się na potajemne spotkanie z tajemną ukochaną, bo król był przeciwny ich związkowi. To wszystko były jednak tylko czcze pogłoskami, nie oparte żadnymi dowodami, ale taka już natura ludzi, lubią gawędzić o sprawach, o których nie mają pojęcia. Pozostaje więc im plotkować, bo nikomu niedane będzie poznać prawdy. Nikt z rodziny królewskiej, nawet sam książę nie był skory do wyjaśnień, pozostało to więc nierozwiązaną tajemnicą.

      Córka piekarza wzdychała, przechadzając się po placu zamku. W dłoniach trzymała dość ciężki worek mąki, który miała dostarczyć do kuchni. Była niepocieszona. Jej wysiłek, by spełnić marzenie o spotkaniu księcia, spełzł na niczym. Zamiast z nim, spędziła cały wieczór z jakimś tajemniczym podrywaczem w kociej masce. Co prawda, schlebiało jej to, a nieznajomy był całkiem uroczy, lecz serce Marinette już dawno zostało skradzione przez księcia Adriena. Wiedziała, że nie ma najmniejszych szans, by z nim być, mimo to serce nie sługa, nic nie mogła poradzić na własne uczucia. Może i taniec z zamaskowanym nieznajomym był przyjemny, a możliwość pojawienia się na balu, nie jako zwykła służąca, okazała się niezapomnianym przeżyciem, to i tak wzdychała smętnie.

      Przez to całe rozmyślanie i wzdychanie, potknęła się o własne nogi, a ciężki worek wyślizgnął się z jej rąk. Część mąki wylądowała na kamiennej placu. Uklękła nad tym bałaganem, niezdarnie go sprzątając.

      – Niech to! – sapnęła, sfrustrowana własną niezdarnością.

      Zaczęło jej brakować magii, którą obdarzyła ją na jeden wieczór wróżka. Na balu nie była już taka niezdarna i fajtłapowata, a nieśmiałość nie zamykała jej języka w buzi. Ta dziwna moc nie tylko sprawiła, że nikt nie mógł rozpoznać, kim była, ale też niespodziewanie wyciągnęła z wnętrza Marinette tę odwagę i pewność siebie, które skrywała głęboko w środku. Niestety czar zgodnie ze słowami wróżki wyparował równo pięć minut po północy.

      Dłoń dziewczyny instynktownie powędrowała do ucha, na którym dalej miała jeden z kolczyków. Drugi natomiast przepadł zaraz po jej ucieczce z sali balowej. Mogła się jedynie domyślać, że zgubiła go na schodach, lub gdzieś w korytarzu, bo jak tylko wróciła do stajni, miała już tylko jeden. Na próżno były jej poszukiwania z samego rana, kolczyk zniknął. No cóż i tak już na niewiele by się zdał bez swojej mocy.

      Podniosła, to co zostało z mąki, lecz nim ruszyła dalej, spojrzała jeszcze w górę. Na balkonie z książęcych włości, dostrzegła nikogo innego jak księcia Adriena. Stał tam, opierając się o balustradę i wpatrywał w horyzont. Wyglądał na pochłoniętego własnymi myślami. Marinette oddałaby wszystko, by móc je poznać, lub żeby chociaż spojrzał w jej stronę.

      – Chciałabym, żeby kiedyś mnie dostrzegł... – mruknęła, rozmarzona, po czym szybkim krokiem pobiegła z powrotem do kuchni, nie oglądając się już za siebie.

***

Adrien stał na balkonie i rozmyślał. Udało mu się, choć ledwo, uniknąć konsekwencji jego nieobecności na balu. Ojciec na szczęście dzięki wytłumaczeniu Natalii, nie gniewał się na niego długo. Musiał jedynie wysłuchać tyrady króla, jak obecność księcia jest ważna na takich wydarzeniach oraz obiecać, że taka sytuacja nie będzie już miała miejsca. Mógł więc w spokoju odetchnąć i wspominać miniony wieczór.

      Jego skryte marzenie, by ludzie traktowani go zwyczajnie, w końcu się ziściło. Było nawet lepiej niż w jego marzeniach, po spotkał czarującą piękność w czerwieni, która nieświadomie skradła mu serce. Czy to możliwe, by zakochać się w kimś w przeciągu raptem jednego tańca? Nie umiał sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale z całego serca pragnął ją jeszcze kiedyś spotkać. Podejrzewał, że musi należeć do jakiejś rodziny szlacheckiej, skoro była na balu, lecz nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wcześniej ją widział. Rozważał, by kogoś o nią zapytać, lecz nie znał nawet jej imienia, a opisywanie jej na podstawie tego, jak wyglądała na balu, mogłoby się wydać podejrzane, bo w końcu skąd mógł wiedzieć, że ktoś taki tam był, skoro jego na nim nie było? Poszukiwania tajemniczej pani musiał więc pozostawić samemu sobie. Miał ogromną nadzieję, że może sama znowu się pojawi, jeśli nie dla niego, to chociaż aby to odzyskać?

      Otworzył dłoń, którą do tej pory miał zaciśniętą. Jego oczom ukazał się kolczyk z czerwoną perłą. Nigdy czegoś takiego nie widział, co tym bardziej podkreśliło, jak bardzo jego ukochana była niezwykła. Wczoraj, nim jeszcze skrył się we własnej komnacie, postanowił zakraść się do wyjścia z zamku, z nadzieją, że ją jeszcze ujrzy, lub chociaż do którego powozu się udała, co pomogłoby mu ją rozpoznać. W tym czasie wszyscy inni goście oraz służba byli zbyt zajęci dalej trwającym balem, pozostał więc niezauważony. Niestety, gdy dotarł na zewnątrz, zamiast niej, znalazł jedynie ten samotny kolczyk leżący na schodach. Poza nim nie pozostał po niej żaden inny ślad.

      Zerknął teraz na pierścień od czarodzieja, który dalej nosił na palcu. Jego moc bezpowrotnie przeminęła, nad czym ubolewał. Sam czarodziej również już nie powrócił. Mimo to Adrien cieszył się, że mógł zaznać wolności, chociaż na tak krótko. Co nie znaczyło, że nie pragnął więcej, bo pragnął i to bardzo, ale wiedział, że nie było takiej możliwości. Musiał się pogodzić, że był księciem Adrienem, niemającym władzy nad własnym losem. Mógł jedynie marzyć i mieć nadzieje.

      – Chciałbym ją znowu spotkać... – westchnął rozmarzony, po czym słysząc za plecami wołający go głos Natalii, schował kolczyk do kieszeni i wrócił do swojej komnaty, nie oglądając się już za siebie. 


******************************

Tak jak zapowiadałam w opisie i pod poprzednimi rozdziałami, rozdział piąty jest ostatni. Przepraszam, że kończę tę historie w taki sposób, ale postanowiłam pozostawić tym otwartą furtkę dla wyobraźni czytelnika. Każdy może dopowiedzieć sobie własne zakończenie. 

Może Adrien dalej szukał tajemniczej pani w czerwieni i w końcu ich losy się połączą za sprawą zagubionego kolczyka, będą dalej żyć razem długo i szczęśliwie. 

Lub żadne z ich marzeń się ostatecznie nie ziści, nigdy już się nie spotkają. On pozostanie pod jarzmem kontrolującego ojca, może ożeni się z jakąś wysoko urodzoną damą na jego polecenie, a ona pozostanie córką piekarza i krawcową, mogącą jedynie podziwiać ukochanego z daleka. To już pozostawiam tobie. 

Mam nadzieje, że moja historia, choć pozornie z gorzkim zakończeniem, spodobała ci się. Będę wdzięczna za wszelkie opinię i gwiazdki, o ile oczywiście zechcesz je zostawić. :D

Nowe obliczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz