❪ 012. ❫ REAL LIFE.

564 54 20
                                    


Skłamałabym, gdybym powiedziała, że hotel Manolita Paris w samym centrum stolicy o urzekającej gwieździstej nocy nie prezentuje się pierwszorzędnie.

Luksusowa okolica, w której został wybudowany, spowodowała, że budynek wygląda, jakby był dozwolony tylko dla tych ludzi z wyższej półki, czyli szeroko usytuowanych biznesmenów, celebrytów czy piłkarzów.

Chcąc czy nie chcąc, zaliczam się do tej wielkiej trójki.


neymarjr
Gdzie już jesteś, Feline Rodriguez?

feline
Od kiedy to zacząłeś używać mojego pełnego imienia i nazwiska?

neymarjr
Od wtedy, kiedy zaczynam się niecierpliwić.

feline
W takim razie "poniecierpliw" się jeszcze chwilę.


Wchodząc do ogromnego holu nie muszę nawet witać się z recepcją. Dumnie unoszę głowę i idę nie oglądając się za siebie. Oni doskonale wiedzą, kim jestem. Sam wzrok zszokowanej blondynki przy ladzie mnie w tym upewnił. Coś czuję, że jej wścibski nos poinformuje cały sztab dziennikarskich hien.

Przyspieszam tempo chodu i sięgam do pamięci, aby przypomnieć sobie piętro i numer pokoju, który wysłał mi Neymar. Pomimo bycia aktorką nigdy nie miałam dobrej pamięci do cyferek, co wydaje się paradoksem. 

Po kilkunastominutowym błądzeniu postanawiam wyjąć telefon z torebki i przesunąć palcem w górę po zaciemnionym ekranie.

Trzecie piętro, pokój numer dwieście dziesięć. Tam się spotkamy.

Orientuję się, że jestem na piętrze drugim, a więc czeka mnie jeszcze jedno męczące wchodzenie po schodach. Jasne, mogłabym wybrać windę, lecz dostępna jest tylko dla personelu i klientów hotelu. 

— Ożesz kurwa — sapię pod nosem, pokonując ostatni schodek.

Korytarze w hotelu z reguły powinny posiadać dostateczny i bezpośredni dostęp do światła, ale w tym momencie jest to jakieś nieporozumienie. Ledwo mogę zobaczyć, co mam pod nogami. Włączam flesh'a w telefonie i przyświecam na każde minione przeze mnie drzwi.

Sto dziewięćdziesiąt sześć.

Sto dziewięćdziesiąt dziewięć.

Dwieście.

— Czy ja idę w ogóle w dobrą stronę? — rozmawianie samą ze sobą stało się już dla mnie przyjemnością.

W końcu napotykam się na drzwi z wygrawerowanym numerkiem 210 i zawieszka na klamce z napisem DND, która oznacza, że gość nie życzy sobie, aby mu przeszkadzano, odrobinę mnie zadziwia.

W takiej sytuacji obsłudze hotelowej nie wolno pukać w drzwi, ani wchodzić do pokoju.

Nie interesuje mnie to, że w pierwszej kolejności powinnam skontaktować się z Neymarem. Dobrze wyrachowany człowiek powinien także grzecznie zapukać. Z racji, że jestem już cholernie wycieńczona tą zabawą w kotka i myszkę, chwytam agresywnie za klamkę i ciągnę. 

Nie spodziewałam się, że będą otwarte.

— Neymar? — jest to imię, które jako pierwsze wydobywa się z moich ust.

Najpierw moją uwagę przykuwają dudniące odgłosy muzyki, których z korytarza w ogóle nie było słychać. Nie ściągam wysokich obcasów, gdyż nie chce mi się schylać. Wchodząc głębiej widzę przed sobą niesamowity z uwzględnieniem każdego szczegółu. Świetnie wykończony wystrój wnętrza, prawie jak w jakimś muzeum. Lecz jest on pusty.

Idę dalej i ląduję w, jak się domyślam, salonie. 

— Tutaj jesteś — wychodzę z cienia, z uśmiechem na twarzy. Napotykam wzrokiem mężczyznę rozwalonego na kanapie z napojem w lewej ręce i jakimś czarnym czymś w prawej. Obok piłkarza siedzi nieznany mi mężczyzna. Obydwaj spoglądają w górę, na ogromny telewizor, wyświetlający FIFĘ. 

— Feline — mówi powoli, podczas gdy jego palec tańczy na brzegu szklanki — Wyglądasz jeszcze piękniej niż wtedy, bonita

— Powiedzmy, że rozumiem znaczenie tego słowa — unoszę brew, a w moim głosie wybrzmiewa irytacja — Przyszłam po coś, co należy do mnie.

Neymar przegryza wargę, nieśmiało spuszczając wzrok na moje nogi. Swoje oczy kieruję  w stronę mężczyzny, który nie wypowiedział jeszcze ani jednego słowa. Skądś go kojarzę.

— To Richarlison — przedstawia — Zapamiętaj imię tego, komu skopałem dziś tyłek — mówi, prostując się dumnie. 

Oi, Feline — wyciąga rękę, abym ją uścisnęła, co też z grzeczności czynię — Dużo o tob- o pani słyszałem — poprawia się szybko, a ja mam ochotę się zaśmiać, ale milczę jak grób, gdyż podoba mi się takie okazanie szacunku — Neymar miał po prostu dziś farta.

— Mnie również miło cię poznać, panie Richarlison — mruczę od niechcenia, gdy zwracam swoją uwagę z powrotem na Neymar'a, który kradnie swojemu przyjacielowi butelkę bourbona.

— Gdzie jest moja bransoletka? — przechodzę w końcu do rzeczy.

Richarlison odwraca głowę do Neymar'a, który w zamian sztucznie się uśmiecha.

— Ach, Feline — cmoka — Chyba nie sądziłaś, że zaprosiłem cię tu tylko po bransoletkę.

Garbię ramiona i przełykam ślinę, a napięte ścięgno na mojej szyi wyraźnie pulsuje. Nie, nie mogę pokazać, że się denerwuję.

— Coś cię trapi, młody człowieku? — zerkam w orzechowe oczy mężczyzny, szukając tam jakiejś odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

— Jesteś pewna, że bransoletka to wszystko, co dla ciebie mam, pani Rodriguez? – mówi z uśmieszkiem.

Mrużę powieki, biorąc pod lupę dwuznaczność tego pytania. Zachrypnięty śmiech wypada z jego gardła. Nie może się powstrzymać przed oblizaniem warg.

— Nie trać mojego czasu — przewracam oczami. Krzyżuję ramiona pod piersiami, co nie ucieka jego uwadze.

Moje wnętrzności wirują niczym rollercoaster, kiedy do salonu wchodzi jeszcze jedna postać. Powietrze kołata mi w płucach. Odwracam wzrok od podpitego Neymar'a i czuję, jak wszystko we mnie zamiera.

— Tęskniłaś, Feline? — Phil Stevens z nutą arogancji przesuwa ciemnymi oczami po mojej twarzy. Przymruża uważnie powieki. Pyszałkowaty uśmieszek ociepla mu ostre rysy twarzy.

Szaleństwo. To jakieś szaleństwo. Jest zbyt pewny siebie, arogancki i zuchwały. Niech mnie diabli. Oszczędzam sobie wykrzyczenie mu, by się pieprzył.

— Szykuje się skandal, co? — błyska do mnie cwaniackim uśmiechem, ukazując przy tym perłowe zęby— Dlatego jesteś taka zestresowana.

FELINE | Neymar JROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz