Ocuciła go jednak szybko i skutecznie myśl, że ktoś mógł ich widzieć i zaraz tu wparują Avengers. Miotały nim skrajne emocje. Wertował w myślach wszystkie obawy i zaczynał już popadać w paranoję. Nie mogąc dłużej wytrzymać tej narastającej presji, impulsywnie poderwał się z krzesła i postanowił rozejrzeć się trochę po pomieszczeniu. Powłócząc nogami obszedł biurko dookoła badając jego zawartość. Wziął do ręki jedną z broszurek leżących na starannie ułożonej stertce, był na niej adres budynku. Wziął cały plik i wyrzucił go do śmietnika. Podszedł do szklanej szyby jednej z ''cel", aby upewnić się, że wszyscy zakładnicy dalej są pod działaniem jego berła. Upewniwszy się, odwrócił się i przypomniał sobie o jeszcze jednym pomieszczeniu po prawej stronie od wejścia, za ścianą. Powoli udał się w tamtą stronę. Było to pomieszczenie gospodarcze, z kuchenką, mikrofalówką, lodówką i regałem, na którym stało jedzenie pozostawione najprawdopodobniej przez pracowników. W kącie pokoju stał do połowy pełny baniak z wodą. Do ściany był przymocowany blat, na którym stał czajnik podpięty do prądu. Na końcu pokoju były drzwi, które po otwarciu okazały się przejściem do służbowej łazienki. Było wszystko czego trzeba, aby wytrzymać w tej kryjówce co najmniej kilka dni. Loki stanął przy zlewie, przemył zakurzoną twarz i patrzył się w swoje odbicie. Był tak cholernie zmęczony. Nagła fala gniewu i desperacji spowodowała nagłą chęć wyrzucenia tego wszystkiego z siebie, wziął zamach i z całej siły uderzył pięścią w sam środek tafli szkła rozcinając sobie przy tym wierzch dłoni. Lustro pękło, a drobne kawałki rozsypały się po podłodze. Krew szybko zaczęła wypływać z rany wypłukując drobinki, które utkwiły pod skórą. Loki rozluźnił pięść, czując powracającą falę bezsilności. Westchnął smutno, był wykończony. Oparł berło o ścianę w rogu pokoju, otworzył lodówkę, świeciło się światło i chłodziła co znaczyło, że nie odcięto prądu w budynku. Zastanawiał się, kiedy wrócą tutaj ludzie. Z rozmyślań wyrwał go jednak dźwięk dochodzący z przedpokoju. Przypomniał sobie o nieplanowanych gościach, jednak zdziwiło go to, gdyż byli przecież pod działaniem berła. Nie powinni sprawiać żadnych problemów. Zerwał się szybko i upewniwszy się, iż to nie służby ratownicze ani Avengers, podbiegł do szklanych drzwi by dowiedzieć się w czym tkwi problem. Nic nie zwracało szczególnej uwagi, aż nagle dostrzegł, iż jedna dziewczyna zamiast charakterystycznie niebieskich zahipnotyzowanych oczu, ma brązowe i spogląda na niego ze zdziwieniem, momentalnie otworzył szklane drzwi, odciągnął pozostałą dwójkę i wpakował ich do celi obok, a ją natychmiast odseparował i zamknął drzwi. Przyglądał się jej uważnie przez szybę. Była ubrana podobnie do Natashy, której miał akurat dzisiaj sporo okazji się przypatrzeć. Zaniepokoiło go to bardzo, gdyż jeśli ona współpracuje z Avengers to nie jest tu bezpieczny. Zaczął popadać w lekką paranoję, analizował co się może wydarzyć, jeśli znaleźliby go tutaj. Już miał iść po berło by znów ją obezwładnić, kiedy nagle zaczął mieć wizję. Przywódca hitauri znowu się z nim skontaktował wdzierając się do umysłu. Wygrażał mu i obwiniał za to, iż mimo jego zapewnień, że Midgardczycy są bezbronni i będzie to łatwa wygrana, ponieśli klęskę, a on stracił ponad połowę swoich ludzi. Wódz zarzucał mu zdradę, a dotyk ostrza hitaurijskiego miecza na jego szyi był jak najbardziej prawdziwy. Loki próbował wyrwać się z tej wizji. Kosztowało go to dużo energii. Ostatkiem sił udało mu się wyrzucić intruza z umysłu, po czym bardzo osłabiony, osunął się, po szklanych drzwiach, na podłogę. Zacisnął powieki i tak po prostu siedział opierając głowę o zimną powierzchnię. Był wykończony. Minęła chwila i Loki zaczął czuć, że zaraz totalnie odpłynie, dlatego musiał się zmuszać, żeby nie zasnąć. Musiał być czujny. Kiedy jeszcze tak się starał ocucić, poczuł leciutki dotyk na swojej prawej dłoni. Otworzył oczy i chwilę zajęło mu zrozumienie tego co się właściwie dzieje. Obrócił powoli głowę, by dostrzec, że przez około dziesięciocentymetrową szparę między szklanymi drzwiami, a podłogą, dziewczyna z szczerą troską wyciąga mu kawałeczki szkła z zakrwawionej ręki. Powoli rzeczywistość zaczynała na powrót nabierać sensu, przypomniał sobie o incydencie z lustrem i o tym, gdzie się właściwie znajdują. Z zamyślenia wyrwał go ponowny dotyk, po którym nastąpiła nagła fala piekącego bólu. Lekko zbity z tropu, szybko ustalił powód nieprzyjemnego uczucia. Dziewczyna w ręku trzymała buteleczkę wody utlenionej. Kiedy spostrzegła grymas na twarzy Lokiego i pianę, która wytworzyła się wokół rany, podmuchała tak jak robią to mamy, kiedy dziecko się skaleczy, żeby nie szczypało. Loki był zbyt zdezorientowany by cofnąć rękę, trzymał ją nieruchomo pod szklanymi drzwiami pozwalając dziewczynie dokończyć, śledził wzrokiem jej płynne ruchy. Kiedy skończyła odkażać skaleczenie, wstała i wyciągnęła z apteczki, akurat wiszącej na ścianie, plaster i nakleiła go na wierzch dłoni Asgardczyka. Obserwował jej niewinny wyraz twarzy i nie wiadomo czy to dlatego, czy z tego zmęczenia, nie poszedł po berło. Jeśli dziewczyna jest od Avengersów i nawet by ich wezwała to przecież już dawno by się tu zjawili. Kiedy poczuł, że ma na tyle siły, żeby wstać poszedł do pokoju gospodarczego i ciągle pełen niepokoju, zniknął za ścianą.
----------------------------------------------------------------------------------------
Jesteśmy w połowie tego co udało mi się napisać, nie mam jeszcze do końca jasno ustalonej dalszej części ich losów, ale może wy mi pomożecie, chętnie przeczytam wasze pomysły jak byście pociągnęli dalej tą historię?
Zapraszam do kolejnych części
Lots of love <3
A
CZYTASZ
Villain or Victim
FanfictionLoki po doznaniu wielu obrażeń podczas Bitwy o Nowy York, ucieka, starając się znaleźć dogodne schronienie, musi jednak dzielić je z napotkanymi przypadkiem ludźmi, których obezwładnia mocą berła. Jest wykończony i ranny, dlatego godzi się na ten s...