Rozdział 5

17 1 0
                                    

     Nie trzeba było długo czekać, kiedy w drzwiach stanęli Avengers. Pierwszy do pomieszczenia wparował Tony z ognikami w oczach. Momentalnie znalazł się przy Rogaczu, wyrwał go z więzów i chwytając za gardło przycisnął do ściany. Za nim wbiegł Steve, który z ulgą spoglądał zza szyby na Andreę, widząc ją całą i zdrową. Jednym uderzeniem tarczy, rozwalił zamek w drzwiach, uwalniając dziewczynę. Za nim wbiegli Clint i Natasha, którzy ledwo zdołali przekonać Hulka, aby poczekał na zewnątrz. Tony coraz bardziej odcinał Asgardczykowi dostęp tlenu, tak iż odcień jego twarzy przybrał odcień fioletu, a ten desperacko starał się wyrwać z żelaznego uścisku. Po chwili, która dla Lokiego trwała jak wieczność, w końcu go puścił, a bożek momentalnie zsunął się na ziemię, łapczywie chwytając oddech i kaszląc cicho.
- Gdzie berło! – gniewnie pyta Iron Man, dając mu chwilę na dojście do siebie, kiedy jednak widzi, że ten nie będzie mówił, rozwściecza go to jeszcze bardziej. Loki spuścił wzrok i skulił się na widok zaciskającej się żelaznej pięści. Zamknął oczy i związanymi jeszcze rękami starał się osłonić od ciosu, który jednak nie następował. Uchylił niepewnie powieki i spojrzał na Tonego błagalnym spojrzeniem bezbronnego stworzenia. Ten cały czas sprawiał wrażenie gotowego wydrzeć z niego odpowiedź, jednak odpuścił, gdy usłyszał zza ściany głos Natashy:
- Tu jest!
- Dobra bierzemy go i wracamy – rzucił Steve.
Zabrali go na pokład helikoptera i polecieli do Stark Tower. Tony poleciał przed nimi, a Nat zabrała Andreę na motorze. Dziewczyna wtuliła się w rudowłosą:
- Wiedziałam, że mnie znajdziecie. Dziękuję.
- Nawet nie wiesz, jak się martwiliśmy. Ale w głębi duszy czułam, że tak łatwo się ciebie nie pozbędziemy - obie się zaśmiały. – Dobrze, że jesteś Andy – pogładziła ją po ramieniu cały czas nie spuszczając z oczu drogi. Pierwszy do wieży dotarł Tony, a za nim chłopaki. Prowadzili Lokiego w kajdankach w stronę windy. Hawkeye wraz z Kapitanem Ameryką wzięli go pod ramię, gdyż ledwo szedł. Miał nieobecny, zdekoncentrowany wzrok z trudem oddychał. Tony nie miał skrupułów dla przestępcy, uważał, że to w jakim jest teraz stanie to co najmniej to na co sobie zasłużył. Nie zważał na to, gdyż jedyne co wobec niego teraz odczuwał to gniew i chęć zemsty. Mimo wszystko starał się nie ulegać emocjom i działać zgodnie z przekonaniami, a za to co zrobił jeszcze zapłaci. Nie miał zamiaru dobrze go traktować, ale nawet on wiedział, że stan Rogacza jest krytyczny i trzeba działać szybko. Kiedy wyszli z windy udali się w stronę jednej z sal medycznych. Tony chciał pójść do laboratorium Bruce'a, ale ze względu na to, że gabinet Andrei był bliżej, weszli tam. W środku w centrum znajdował się rozkładany fotel jak u dentysty, przy ścianie były szafki z różnymi preparatami, był stolik, na którym leżały jakieś papiery, dwa krzesła i jeden taborecik na kółkach. Z tyłu na ścianie znajdowało się duże okno z rozpościerającym się widokiem na Nowy Jork przez co w pomieszczeniu było naprawdę jasno. Położyli go na fotelu, a Stark od razu nakazał przykuć go do niego dla bezpieczeństwa. Loki w myślach chciał zaprotestować, ale zważając na sytuację w jakiej się znajduje posłusznie zaakceptował swój los. Wtedy do sali weszła jeszcze Andrea i Natasha.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, Andy? Jutro możemy przenieść go do Bruce'a – Tony od razu zwrócił się do dziewczyny z lekkim zakłopotaniem, że zadecydował o położeniu Lokiego w jej laboratorium bez pytania wcześniej o zgodę.
- Nie ma najmniejszego problemu. Nie będzie mi przeszkadzał. – poklepała Tonego po ramieniu, który wyraźnie odczuwał dużą ulgę, nie tylko wynikającą z odpowiedzi dziewczyny, ale w ogóle z samego faktu, że jest znowu z nimi. Natasha, Clint i Steve opuścili pomieszczenie i udali się w stronę salonu Avengersów. Został tylko Stark i Andrea. Podeszła do fotela, na którym leżał Loki i usiadła na skraju. Tony przyglądał się z ciekawością co teraz zrobi. Asgardczyk aż przestał się wiercić i również spoglądał na nią z tak samo pytającym spojrzeniem, odczuwał silny niepokój, teraz kiedy to on leży tu, poszarpany, bezbronny i zdany na ich łaskę, czuł jak żołądek ponownie mu się ściska i podchodzi do gardła, a serce kołacze, jak wściekłe. Poziom stresu w ostatnich dniach przebił wszelkie limity, wiec już nawet nie wiedział czego może się spodziewać. Bał się. To był strach wynikający z niepewności, bezsilności, a może nawet z ziarnka poczucia winy. Andrea jednak patrzyła na niego tym samym wzrokiem co wtedy, gdy przemywała mu ranę. Zacisnął ją teraz kiedy sobie o tym przypomniał. Coś w nim pękało... gdy widział tą bezinteresowną, niewinną dobroć, niemal byłby się może nawet w stanie otworzyć w tej chwili słabości... ale nie na długo, gdyż jak tylko podszedł Tony znów przypomniał sobie, że nie ma zamiaru dawać tak się traktować Midgardczykom i na nowo zaczął się szarpać jak gdyby miało mu to pomóc. Zacisnął zęby, gdyż przy każdym ruchu odczuwał jednak bardziej ból niż ulgę, dlatego po chwili opadł jednak bezsilnie na poduszkę. Ciężko oddychał. Andrea przykryła go kocem, po czym wyszli z pokoju i wjechali windą na piętro, do reszty Avengersów. 



-----------------------------------------------------------------------------------------

I za nami przedostatnia już część. Jak zwykle pytam o wasze opinie i rady :)
Lots of love <3
A

Villain or VictimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz