Kuroo był ze mną od zawsze. Czasami był trochę jak cień, którego nie da się pozbyć. Jednak to lubiłem. Lubiłem że był ze mną na każdym kroku. Trochę go podziwiałem, za to że wytrzymał tyle czasu troszcząc się o mnie. Robił to cały czas.
Był jedną z niewielu osób które do siebie dopuszczałem. Nie potrzebowałem w życiu wiele. Do szczęścia wystarczyło mi Nintendo, miska płatków i Kuroo. W głównej mierze on był źrodłem mojego szczęścia.
Przyjaciółmi byliśmy odkąd za przedszkolaka, uderzyłem go łopatką w piaskownicy. Nie rozpłakał się. Ja prawdopodobnie bym to zrobił, gdybym padł ofiarą takiego ataku. Zamiast tego wziął ode mnie łopatkę i zbudowaliśmy razem zamek. To było jedno z moich ulubionych wspomnień. Mieliśmy je nawet uwiecznione na fotografii, która została zrobiona przez jego mamę.
Podstawówkę także przeżyliśmy razem. Przychodził po mnie codziennie, bym wychodził w ogóle z domu. Często też graliśmy w siatkówkę. Było zabawnie, dopóki nie zdarłem sobie kolan. Wtedy zawsze zanosił mnie na plecach do domu, a ja ocierałem po drodze łzy.
W gimnazjum przetrwałem dzięki niemu. Gdy tylko ktoś wyzywał mnie od dziewczyn, Kuroo mnie bronił a potem przytulał i pocieszał. Często kogoś uderzył bo ten podniósł na mnie głos. Troszczył się jak mógł
Przez okres liceum stał się dla mnie kimś więcej. Ja dla niego też. Niesamowicie cieszyłem się że odwzajemnia moje uczucia i że mogłem spotykać się z czarnowłosym. Nasz związek był zupełnie taki jaki sobie wymarzyłem. Pełen miłości i wzajemnej troski.
Dzięki niemu troszkę otworzyłem się na ludzi. Nie jakoś bardzo, ale byłem skłonny do rozmowy z jego znajomymi, głównie z Bokuto i Akaashim. Byli w porządku. Utrzymywaliśmy kontakt do dzisiaj. Po części, bo na ten moment pisaliśmy ze sobą raz na kilka tygodni.
Teraz, gdy byłem na drugim roku studiów, Kuroo dalej ze mną był. Wytrzymał tyle lat. Byłem pod wrażeniem jak silna jest nasza relacja. Kochałem go
Kuroo Tetsuro był moim wszystkim