𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓹𝓲𝓮𝓻𝔀𝓼𝔃𝔂

355 34 65
                                    

— Mam was wszystkich dość.

— A żeby to pierwszy raz — prycham. Spoglądam kątem oka na szatyna, który wzrusza tylko ramionami. Widzę, że chce wstać, ale Lloyd robi to pierwszy i mało co nie traci równowagi.

Kocham pijanego Lloyda, ale zmusić go do picia to prawdziwy wyczyn. Ale to nie zmienia faktu, że kocham pijanego Lloyda. Mam wrażenie, że wszyscy w naszej paczce uwielbiają pijanego Lloyda, szczególnie po tym, jak Kai wygadał się w tajemnicy, że za pierwszym razem przeprosił drzwi, kiedy w niego uderzył głową.

— To twoja wina — surowo celuje palcem w stronę Jay'a, który wraca do nas z uzupełnionym brakiem napojów kolorowych i alkoholowych, jednak wiem, że dla Lloyda to już będzie koniec.

— Nie moja wina, że mam urodziny — prycha rudzielec. Zazdroszczę, że Jay j Cole mają głowę mocniejszą od mojej, a już w szczególności od Lloyda, który wygląda, jakby nie czuł się za dobrze.

— Ale to twoja wina, że... — milknie, jakby zastanawiał się nad dalszą wypowiedzią. — Po co ja z wami siedzę.

— Proste — Wtrąca się Cole — Jay ma urodziny, a że jesteś chłopakiem jego najlepszego przyjaciela, więc jesteś też kolegą Jaya, więc zostałeś zaproszony — Cole kończy palić papierosa, wyraźnie rozbawiony stanem nastolatka, który w ogóle nawet nie słucha tego, co mówi Cole, tylko powolnym krokiem podchodzi do szatyna, który unosi w jego stronę zmęczone po całym dniu spojrzenie.

— Możemy jechać do domu? — pyta spokojnie. — chyba mi niedobrze.

— Czy będzie rzyg do śmietnika wersja drugą? — mówię w końcu ja, siląc się na radosny ton, a tak naprawdę odczuwam w żołądku dziwne uczucie. Może to zazdrość, może to samotność. Chuj to wie.

Może to tylko alkohol w moich brzuchu miesza się z obiadem.

Kai spogląda na mnie surowym spojrzeniem, a ja wzruszam tylko ramionami. Szatyn łapie blondyna i zmusza go, żeby usiadł na jego kolanach, twarzą do niego. Zostawia swoje dłonie na jego udach, mówiąc coś cicho.

— Ble — Wtrąca Cole, imitując wymioty, co zawsze jest dla mnie zabawne, więc i tym razem wybucham śmiechem. — chyba puszczę pawia z nadmiaru tej miłości.

— Dałbyś spokój, co? — prycha niezbyt zadowolony Kai. — Widzisz przecież, że pewnie urwał mu się film.

Kai i Lloyd nie są zbytnio parą, która okazuje sobie uczucia, kiedy jesteśmy w naszej grupie, a już tym bardziej, kiedy są w jakimś miejscu publicznym. Przecież zawsze chodzą koło siebie, bez trzymania za rękę, bez szczególnego przytulania, a już na pewno całowania.

— Właśnie dlatego uwielbiam, kiedy Lloyd pije — Wtrąca Jay, chociaż tak naprawdę przez ten cały czas, od kiedy Lloyd i Kai są parą Lloyd nie siedział z nami tak późno zbyt często i nie pił. Siedział bardzo często w piątkowe, czy sobotnie wieczory, kiedy nie mieliśmy następnego dnia szkoły, a pił tylko wtedy, kiedy ktoś zmusił go do zaczęcia niemal siłą, a potem już jakoś szło.

— Nic mi się nie urwało — prycha z oburzeniem.

— Tak, tak — rzuca leniwie, spokojnym głosem, klepiąc go po udzie. — ale i tak, jak się jutro obudzisz, to zrobię ci najlepsze elektrolity, jakie mam w mieszkaniu.

— Łaskawca — prycha. Opiera się czołem o jego ramię, przysuwając się bliżej, a Kai nie ma nic przeciwko, żeby blondyn się do niego przytluł i wtulił. Wręcz przeciwnie, kładzie nawet dłoń na jego plecach i zaczyna go głaskać, nawet coś do niego mówi, ale nie jestem w stanie tego usłyszeć.

— Chyba będę się już zbierać — Wstaję, spoglądając na dwóch, starszych ode mnie przyjaciół.

— Odprowadzić cię? — pyta Cole i już widzę, jak planuje wstać, ale przerywam mu szybko.

𝓖𝓮𝓷 𝓨: 𝓗𝓪𝓻𝓾𝓶𝓲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz