𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓬𝔃𝔀𝓪𝓻𝓽𝔂

181 23 40
                                    

— Właściwie nie wiem, po co tu jestem — myśli głośno Daniel. — przecież bardzo dobrze radzisz sobie sama — zauważa.

— Mam rozumieć, że to ma być pochwała? — upewniam się, na co ten kiwa głową. — to świetnie się składa, nie chcesz się może ze mną zamienić, bo nie mam ochoty w swoje urodziny przychodzić i zajmować się robieniem kaw — prycham.

— Nawet na to nie licz — prycha. — mam ostatnio urwania głowy przez studia. A raczej przez ich koniec. A to mój przedostatni raz w tej pracy.

Naprawdę ciężko nazwać mi relację, która w ciągu ostatnich dwóch tygodni wróciła pomiędzy mną a Danielem. Bo ja dalej mam mu za złość to, co zrobił, a on doskonale o tym wie. Ale on już nie przeprasza, a ja nie obrzucam go wrednymi tekstami. Wydaje mi się to odpowiednie.

— Ciekawe, jak tam Six — myśli głośno. Wyciąga telefon, żeby sprawdzić, czy ten do niego nie napisał.

— Jesteś potworem. Zmuszasz biedaka to randek. Kto go będzie kontrolował, jak ciebie nie będzie? — rzucam teatralnie, a kiedy nie dostaję odpowiedzi, spoglądam z zaskoczeniem na blondyna, który wbija we mnie porozumiewawcze spojrzenie. — Co? — dziwię się, ale dopiero po jego chytrym uśmiechu rozumiem, o co chodzi. — Nie, Stary, nawet o tym nie myśl. Mam w nosie jego randki. Mam swoje własne problemy o nazwie matematyka.

— No weź — jęczy z niezadowoleniem. Przechodzi na drugą stronę lady, żeby utrzymywać ze mną kontakt wzrokowy. Krzyżuję ramiona na piersi. — Ostatnio nawet powiedział, że jesteś do zniesienie.

— Alleluja — prycham. — syn szefa, którego widziałam raz w swoim życiu jednak jest w stanie mnie akceptować. Amen.

Blondyn prycha rozbawiony.

— Właściwie, to nawet jesteś w jego typie. Dzisiaj poszedł na randkę z jakąś ładną blondynką... — milknie na chwilę. — możesz próbować się z nim umówić.

— Wybacz, ale nie kręcą mnie desperaci z Tinderem po policyjnej szkole. — Chcę coś jeszcze powiedzieć, drzwi do kawiarni się otwierają, a ja staję, jak wyryta.

Lloyd spogląda na mnie przepraszającym z początku wzrokiem, które jednocześnie mówi nie miałem pojęcia, że tu przyjdziemy.

Widzę, jak szybko jeszcze spogląda na stojącego naprzeciwko mnie Daniela, a potem łapie za ramię Kai'a, który do tej pory wbijał wzrok w swój telefon. Widzę, jak mówi coś do Kai'a, ale nie jestem w stanie tego usłyszeć.

— Rumi? — mówi niepewnie Daniel, a ja widzę, jak Kai sztywnieje zaskoczony i od razu spogląda w naszą stronę. Macham mu niepewnie, z lekkim uśmiechem.

— Poważnie? — pyta zdziwiony Kai swojego Lloyda, który nie wie, co powiedzieć, a w tym samym czasie Daniel odwraca się i chociaż nie widzę jego twarzy, jestem pewna, że jest tak samo zdziwiony, jak Kai.

— Cześć — odpowiada w końcu blondyn.

— Yeey — mamrocze do siebie.

— Jesteś ostatnią osobą, którą się spodziewałem tutaj spotkać — mówi spokojnie Kai.

— Fakt. Jestem za bardzo męski na kocią kawiarnię.

— Kocią kawiarnię, w której do tej pory pracowało trzech samców alfa — Wtrącam, a Lloyd spogląda na mnie wzrokiem mówiącym Rumi, nie pomagasz. Wzruszam na to ramionami.

— Może... może znajdę sobie coś na zapleczu — myśli głośno blondyn. — policzę coś albo coś w tym stylu.

Odwraca się na pięcie i jeszcze zanim Kai zdąży coś powiedzieć, Daniel kieruje się zaplecze, gdzie pewnie nie znajdzie nic do roboty, więc będzie musiał tu przyjść.

𝓖𝓮𝓷 𝓨: 𝓗𝓪𝓻𝓾𝓶𝓲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz