Jak wyszłam z łazienki, usłyszałam głosy w kuchni, więc zaraz tam podążyłam. Zanim jeszcze weszłam do pomieszczenia, już poczułam zapach przygotowywanego jedzenia, co bardziej mnie zaniepokoiło. Czyżby Rin robił śniadanie z mojego blond towarzysza?
- Dzień dobry? Wszyscy żywi? - Zajrzałam zza ściany, przygotowując się na najgorsze.
Jednak, jak się okazało, wszystko było w jak najlepszym porządku. Rin przygotowywał coś na palniku i rozmawiał z chłopakiem siedzącym przy stole.
- Żywi, czemu mieliby nie? - Blondyn odwrócił się w moją stronę z lekkim uśmiechem. - To byłoby głupie, jakby chciał mnie zabić za twój głupi żart, prawda?
Wzruszyłam ramionami i przeciągnęłam się lekko.
- Czyli jednak nie dostanę świeżego mięsa na śniadanie? - Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam obok chłopaka przy stole. - Nie patrz tak na mnie ty i tak byś się nie nadawał na obiad, za chudziutki jesteś.
- To twoja wina, bo nie dajesz mi jedzenia. - Przewrócił lekko oczami, ale i tak wyglądał, jakby się obraził za sugestię zrobienia z niego posiłku.
- A co, to twoja matka? Czy służąca? - mruknął niezadowolony Rin, nie odwracając się nawet do nas.
- Miła przyjaciółka. - Wzruszyłam lekko ramionami rozbawiona reakcjami zazdrosnego chłopaka. - A tak zmieniając temat... Co robimy dalej?
Od razu atmosfera jakby zgęstniała. I jakoś się temu nie dziwię, w końcu nadal niezbyt wiedzieliśmy, co właściwie się dzieje ani jak będzie wyglądać nasza najbliższa przyszłość. Mogłam jedynie próbować cokolwiek zaplanować, ale w żaden sposób nie wiązało się to z powodzeniem tego planu.
- Jak to, co? Jemy - westchnął Rin, przerywając mi moje myślenie i chwilę później postawił przede mną talerz ze śniadaniem. Spojrzałam na chłopaka, słysząc nadal niezadowolenie w jego głosie i przewróciłam oczami, widząc, że ewidentnie ma ochotę nie dawać jedzenia Chishiyi. - Ciesz się, że pozwoliłem ci żyć tleniony chomiku.
- Zaszczyt naprawdę...
- Dzieci drogie spokój, bo nie dostaniecie zabawek. I nie pytałam o to, co robimy teraz Rin, a o to, co będziemy robić ogólnie w tym świecie - odezwałam się, chcąc im przerwać, zanim rzucą się na siebie.
Prawdę mówiąc, miałam całkiem nie najgorszy plan... Z niepewną szansą na powodzenie. Chciałam zebrać jak najwięcej osób, które będą chciały z nami współpracować, ale jednocześnie nie aż tyle, żeby zbudować sobie drugą Plażę. Problemem mogło być w ogóle znalezienie tych osób. Możliwe, że po tym, jak jedna z członkiń zarządu pokazała się na ekranach, nie mamy co liczyć na ludzi z Plaży. Kto chciałby nam w końcu zaufać. To znaczy, że szukamy szaleńców. Dodatkowo nadal nie mieliśmy pojęcia, co przygotował dla nas mistrz gier, ale nie wątpię, że miało być to coś mocnego. Pozostało nam na razie tylko czekać na kolejne komunikaty od Miry albo kogoś innego, kto tym wszystkim rządził.
- Zjadłabyś coś w końcu - usłyszałam po jakimś czasie i poczułam, jak blondyn dźga mnie pałeczkami w policzek. - Siedzisz cicho już z dwadzieścia minut. Żyjesz w ogóle?
- Żyję na twoje nieszczęście. - Uśmiechnęłam się lekko do chłopaka i spojrzałam na jedzenie. Prawdę mówiąc, kompletnie nie miałam ochoty tego jeść. - Muszę? Wygląda gorzej od tego, co ja gotuję.
- Musisz, musisz. Mam cię karmić? - westchnął ciężko, znowu mnie dźgając. - Ostrzegam, że nie chcesz tego, bo pewnie powybijam ci zęby.
Przewróciłam tylko oczami, zaczynając powoli jeść. Jednak coś było nie tak... Było za cicho.
- Gdzie Rin? - Rozejrzałam się po kuchni, ale bez pożądanego skutku, bo chłopaka nie znalazłam. Gdzie go wcięło?
- W łazience, pewnie użala się nad sobą i umiera z zazdrości - odparł blondyn, kończąc jeść swoją porcję jedzenia. Pewnie sam też wcale nie miał ochoty tego jeść. Nie skomentuję.
- A ty co, taki dumny z siebie jesteś, że przez ciebie biedny chłopak się denerwuje? - zaśmiałam się cicho.
- To twoja wina, bo to ty się zachowujesz, jak napalona licealistka. Ja tylko egzystuję.
Jasne. Tylko egzystuje. Jeśli to jest dla niego tylko egzystowanie, to boję się, co może być dalej.
- Chcesz się ze mną napić? - Zmieniłam temat, wstając z krzesła z zamiarem pójścia po wino, ale zatrzymała mnie dłoń na moim nadgarstku.
- Nie powinnaś pić... Wczoraj wieczorem już byłaś kompletnie nawalona. - westchnął ciężko i uciekł wzrokiem, gdy spojrzałam mu w oczy. - Nie lecz kaca alkoholem, jak się źle czujesz, to się połóż. Nie goni nas na razie czas.
Zmarszczyłam lekko brwi, zastanawiając się, czy chce go posłuchać, ale przekonało mnie to, że wyglądał jakby serio się martwił. Usiadłam z powrotem przy stole i bez słowa skończyłam jeść, przeklinając w duchu samą siebie. Jakim cudem to na mnie tak zadziałało? Przegoniłam szybko myśli, żeby nie popłynąć w niebezpieczne rejony mojego mózgu i jak tylko chciałam wstać, żeby wyrzucić jednorazowy talerzyk po śniadaniu, znowu poczułam dłoń, która chciała mnie zatrzymać.
- Chishiya, jak mi tak nie ufasz, to możesz łazić za mną i mnie pilnować. - Przewróciłam oczami, uwalniając dłoń z uścisku. - Nie musisz mnie trzymać przy sobie siłą, wiesz? Nie będę ci uciekać przecież.
CZYTASZ
I Promise ×Alice in Borderland×
Fanfiction- Chodź zazdrosny kwiatku. Mamy morderczą grę do wygrania. ~°~°~°~°~°~°~°~°~ Kontynuacja "Promise me", jako że wyszedł drugi sezon serialu, jednak tym razem mam zamiar trochę bardziej zmienić oryginalną historię. Polecam przypomnieć sobie epilog "P...