Mimo wszystko, spodobała mi się ta cała Słoneczna Maszyna.
Co prawda ciężko było mi ją czytać, bo bez okładki praktycznie rozpadała mi się w rękach. Poza tym miałam dość spore problemy z faktem, że książka była po ukraińsku. Chociaż ze słuchu rozumiałam wszystko, co Ukraina do mnie mówił i sama umiałam mówić w tym języku dosyć dobrze, to czytałam tak wolno jak dziecko, które pierwszy raz widziało literki na oczy. Początkowo nie rozumiałam też dużej ilości słów i strasznie mnie to irytowało. Nie zeszłam jednak tak nisko, żeby prosić o pomoc Ukrainę, więc przez pierwsze trzydzieści stron męczyłam się z tym tak bardzo, że miałam ochotę rzucić książką o ścianę. Potem, na całe szczęście, zrozumiałam na jakiej zasadzie tworzone były niezrozumiałe dla mnie słowa i strasznie się wciągnęłam.
Wciągnęłam się tak bardzo, że zapomniałam zadzwonić do Komucha.
-I co powiedział? -spytał od niechcenia Ukrainiec, wchodząc do salonu tak cicho, że prawie dostałam zawału.
-Co takiego? -odpowiedziałam zdezorientowana.
-Kacap? Co powie-
-O cholera!
Od razu podniosłam się z kanapy i chciałam pognać do kuchni, w której był telefon, jednak powstrzymała mnie przed tym moja wciąż skręcona kostka, przez którą prawie się wywróciłam. Uspokoiłam się wtedy trochę i już wolniejszym krokiem doszłam do parapetu. Niech sobie poczeka.
Wykręciłam numer na tarczy i przyłożyłam słuchawkę do ucha.-Masz szczęście. -przywitał mnie, jak zwykle zirytowany, głos komunisty. -Spóźniłaś się już siedem minut. Jeszcze dwie i mielibyście poważne kłopoty.
-Tak, tak, ale nie mamy, więc może lepiej powiedz mi, jaki cyrk odwalasz w moim kraju tym razem. -skorzystałam z jedynej okazji w ciągu ostatnich kilkunastu dni, aby zapytać go o ten ważny aspekt.
-Żaden cyrk. Zwykła polityka. A teraz słuchaj, sprawa-
-A jaka niby? -przerwałam mu wpół zdania.
-A teraz słuchaj. -powtórzył, tym razem głośniej i bardziej stanowczym tonem, dając mi znać, że mam się zamknąć. Niedoczekanie.
-Jeżeli nie będziesz mówić o tym, co się u mnie dzieje, to nie będę słuchać. -stwierdziłam.
-Tak? To wspaniale. Będziesz chodzić w tym samym do końca życia. -powiedział, aby zainteresować mnie tym, co ma mi do przekazania. Niestety, udało mu się. -Więc?
-Hmm... -zamyśliłam się. Zanim zdążyłam się jednak odezwać, począł mówić dalej, a ja pogodziłam się z tym, że nic z niego nie wyciągnę. W końcu to nie pierwszy raz, kiedy próbowałam, a on i tak za każdym razem odpowiadał mi tym samym ,,mam w więzieniach ileśtam Polaków, zamorduję wszystkich, ple ple ple, ple ple ple." Jaka szkoda tylko, że to nie był blef.
-Przeczytałem ten cały raport i mam dla ciebie dwie opcje do wyboru. Skoro masz taki problem z tymi ubraniami, a podobno nie zrobiłaś jeszcze niczego głupiego, to pójdziesz na zakupy. Tutaj jest twój wybór: albo z Ukrainą, albo z moim zaufanym towarzyszem, Siergiejem. Masz chwilę na przemyślenie, byle nie za długo.
Zaczęłam się zastanawiać. Z jednej strony nie chciałam spędzać z Ukrainą ani trochę więcej czasu, bo napięcie między nami było już naprawdę nieznośne. Z drugiej jednak strony, jeżeli miał on w sobie cokolwiek dobrego, to gust właśnie, nie wiedziałam jak ten cały Siergiej. Patrząc na to jeszcze inaczej, to co byłoby bardziej niezręczne? Iść z osobą, która mnie nienawidzi, czy z osobą, której nie znam? Z Rosjaninem, KGB-istą. Który wiedziałby w której przebieralni jestem. Który miałby broń. Któremu nikt nic by nie zrobił.
CZYTASZ
Wspólny dom I countyhumans Polska, Ukraina, nawet trochę ukrpol
Historical FictionPo poznańskim czerwcu Związek Radziecki stara się nieco utemperować Polskę. W tym celu wysyła ją do domu swojego głównego pachołka/chłopca do bicia, Ukrainy, który ma ją upilnować. Nie podoba się to ani Republice, ani PRL-owi, którzy od ponad trzydz...