Usłyszałem kroki.
W domu Polski zazwyczaj było głośno, jako że po wojnie zamieniła go niemalże w hotel. Kiedy tylko jakiś dorosły potrzebował schronienia przed komunistami, to od razu dostawał jedną z pięciu sypialni. Dzieci niemalże codziennie przychodziły bawić się w sporym domostwie, mówiąc milicjantom, że jest opuszczone. Dzięki temu żaden nieproszony gość nigdy się tam nie pojawiał, a Komuch do tej pory nie wiedział, gdzie mieszka Pola.
Jednak Polska nie wiedziała, że kiedy nie było jej więcej niż dzień, jej przykrywka również się zmywała mówiąc, że dom bez niej jest jakiś taki dziwnie nieprzyjemny.Dlatego właśnie, słysząc kroki w budynku, w którym powinienem być sam, najoczywistszym zachowaniem wydało mi się chwycenie dubeltówki opartej o róg kuchni i wycelowanie w nieproszonego gościa jeszcze zanim go zobaczyłem.
Stukanie było coraz głośniejsze, więc szybko przeładowałem broń. Właśnie miałem nacisnąć spust, kiedy ujrzałem twarz "nieznajomego" i szybko zrezygnowałem z tego pomysłu.
-Kurva, Varsó, nie strasz mnie! -wykrzyknął do mnie mężczyzna i od razu upuściłem broń na ziemię.
-To ty mnie nie strasz! -odparłem wesoło, widząc swojego sprzymierzeńca.
-Co tutaj tak pusto? Gdzie jest Polska? -spytał wyraźnie zaniepokojony Węgier, otrząsając się z pierwszego szoku.
-Tego nie wie nikt. -westchnąłem ciężko.
-Zabrali ją, prawda? -spytał z wyczuwalnymi wyrzutami sumienia w głosie.
Wskazałem mu ręką stół stojący po środku salonu sugerując, żeby usiadł. Z ogromnym niezadowoleniem wykonał moje ciche polecenie. Sam usiadłem na przeciwko i począłem opowiadać mu wszystko co wiedziałem, a raczej czego nie wiedziałem. Jak zwykle zgadzaliśmy się w niemal wszystkim, jednak to do momentu;
-Trzeba zadzwonić do Ukrainy.
-Nie ma sensu, i tak przecież nie odbierze, skoro na pewno nie ma go w domu. -zacząłem mu wyjaśniać swoją logikę, jednak on wcale nie wyglądał na przekonanego.
-Tak? A ja myślę, że odbierze. A nawet jeśli nie, to co niby tracimy?
-Dość sporo pieniędzy.
-Zapłacę.
-Tak? To dobra, tylko się nie zdziw. -uparty jak osioł Węgry począł wykręcać numer na tarczy. Podniósł słuchawkę do ucha i nastała chwila pełnej napięcia ciszy. W końcu odłożył słuchawkę z powrotem na miejsce. Uśmiechnąłem się szyderczo i powiedziałem głośno:
-A nie mówiłem?
***
Przyszedłem do kuchni nalać sobie czegoś do picia. Polska akurat przygotowywała na obiad kurczaka, którego ledwo co udało mi się wyrwać dzisiaj rano w mięsnym. Spojrzała na mnie, zmarszczyła brwi i taksując mnie wzrokiem uśmiechnęła się złośliwie. Stanąłem ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, czekając na to, aż oświeci mnie, co było dla niej takiego śmiesznego. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, po czym z powrotem je zamknęła i wróciła do kurczaka, wciąż się uśmiechając. Już planowałem ją zapytać, czego znowu ode mnie chciała, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Ciekawość zżerała mnie od środka, jednak nie chciałem dawać jej satysfakcji z tego, że chcę z nią rozmawiać. Bo chyba nie chciałem. Nie to co kiedyś....
***
Zając gruchnął o ziemię. Polska głośno wypuściła powietrze i uśmiechnęła się, zadowolona ze swojej zdobyczy.
-O Chryste.
-Hm? -spojrzała z zaciekawieniem na towarzysza jej podróży. Spodziewałaby się sławienia jej zdolności myśliwskich, ale Ukrainiec raczej nie był skory do pochwalania zabijania zwierząt.
CZYTASZ
Wspólny dom I countyhumans Polska, Ukraina, nawet trochę ukrpol
Historical FictionPo poznańskim czerwcu Związek Radziecki stara się nieco utemperować Polskę. W tym celu wysyła ją do domu swojego głównego pachołka/chłopca do bicia, Ukrainy, który ma ją upilnować. Nie podoba się to ani Republice, ani PRL-owi, którzy od ponad trzydz...