3

33 2 2
                                    

Perspektywa Sophie *tego dnia rano*

Niewielkie słoneczne promyczki przedzierały się przez zasłonę do mojego pokoju i ostro świeciły mi prosto w twarz. Bolesne stały się jednak dopiero wtedy, gdy nagle zrobiło się ich więcej. Ktoś rozsunął zasłony. Poczułam jak materac lekko się wgniótł. Ktoś na nim usiadł.

- Panienko... panienko pora wstawać - usłyszałam tylko cichy głos mojej pokojówki która delikatnie głaskała mnie po ramieniu i zsuwała mi z twarzy kołdrę.

- Niee... - mruknęłam niemal nie słyszalnie i zmarszczyłam brwi na jasne promienie, które znów zawitały na moich zamkniętych powiekach.

- Tak, niedługo będzie śniadanie - jej miękki głos cichutko brzmiał mi w uszach - proszę się przygotować - i drzwi się zamknęły. Satynowa biała pościel otulała całe moje ciało.

Było mi tak wygodnie i miło, że mogłabym nigdy spod niej nie wychodzić.

Wtedy jednak poczułam zapach, powoli snujący się z kuchni i podążający przez uchylone drzwi prosto do moich nozdrzy. To zapach naleśników, słodkich i pulchnych jak chmurka. Posypanych cukrem pudrem, ponieważ nie przepadałam za sosem klonowym.

Skuszona fantastycznym zapachem, powoli zwlekłam się z łóżka i wyciągnęłam ręce aby się rozciągnąć.

Miałam na sobie kremową, satynową piżamę złożoną z krótkich spodenek i i luźniej koszuli, która podniosła się delikatnie odsłaniając mój wyćwiczony brzuch. Kilka pasemek brązowych włosów bezładu i składu opadało mi na ramiona wypadając z niedbałego koku w którym spałam. Nasunęłam na stopy puchate kapcie i ruszyłam w stronę drzwi pokoju. Powoli schodziłam po schodach mając coraz większy smak na ciepłe słodkie śniadanie.

Jednak mocno się przeliczyłam. Przy blacie na barowym stołku siedział mój ojczym. Naprawdę niezadowolona, napięcie odwróciłam się z powrotem w stronę schodów z zamiarem opuszczenia kuchni, jednak ten mnie uprzedził. 

- O dzień dobry, córeczko, choć tutaj zjedz śniadanie razem ze mną. Ile chcesz naleśników? - obrócił się w moim kierunku i gestem zaprosił abym usiadła do stołu - Jak ci się spało?

- Daj spokój nie jestem twoją córką, i co cię obchodzi jak mi się spało? - odburknęłam sucho w stronę prawie całkiem siwego mężczyzny, gdzie tylko nieliczne kosmyki na jego głowie i brodzie miały jeszcze brązowy kolor.

Jego zimne, niebieskie oczy pałały lodem tak, że jakby porządnie się im przypatrzeć wyrastały z nich wielkie lodowce przysypane niestabilnym śniegiem jakby zaraz miała spaść potężna lawina. Lawina której niestety już kiedyś doświadczyłam.

Na jego palcach widniały wielkie srebrne sygnety z jakimiś inicjałami, a na szyi wisiał cienki srebrny łańcuszek. Jego barki były szerokie a ciało umięśnione. Miał na sobie bladoniebieską koszulę i spodnie od garnituru, pewnie gdzieś nie daleko leżała również marynarka. Był nadziany, dlatego matka za niego wyszła, po tym jak mój ojciec... ah to nieważne.

- Bądź grzeczna - położył rękę na moim udzie i jeździł nią w górę i w dół. Natychmiast ją strąciłam i odsunęłam krzesło nieco dalej. - Oj, no weź, idę podpisać kontrakt zdjęciowy dla ciebie, może dasz mi jakąś nagrodę? - spojrzał na mnie wymownie wiedząc, że wiem co ma na myśli

Patrzyłam prosto na niego, zszokowana tym co chciał mi przekazać, dokładnie wiedząc, że poprawnie rozumiem jego słowa. Jeszcze nigdy nie był tak bezpośredni. Nie potrafiłam się odezwać, kiedy patrzył na mnie w sposób w jaki zazwyczaj przekazywał swoje obleśne myśli.

Z amoku uratowała mnie jednak obecność mojej biologicznej, niestety matki. Powietrze momentalnie zgęstniało jeszcze, bardziej kiedy tylko przekroczyła próg pomieszczenia. Nie wyglądała jak normalny człowiek o poranku, na zaspaną czy śpiącą. Nie była nawet w piżamie. Miała na sobie czarną spódnicę przed kolano ze złotą klamrą po środku, imitującą szeroki łańcuch, i do tego czarną gorsetową bluzkę z koronki która genialnie eksponowała jej duży, idealny biust, który od zawsze wpędzał mnie w kompleksy.

Z resztą jak ona sama. Bo cóż innego powiedzieć o wysokiej, szczupłej jak patyk ( i był to zdecydowanie najseksowniejszy patyk jaki widziałam ), niebieskookiej, niemal platynowej blondynce z talią klepsydry, wymarzonymi kośćmi policzkowymi i pełnymi czerwonymi ustami. No cóż, była idealna, i myślałam tak nie tylko ja, bo i każdy facet czy kobieta którzy choćby minęli ją na ulicy. 

A ja byłam tylko jej córką. Jedną z dwóch, tą starszą z pięknym ciałem i buźką którą wszyscy tak często fotografowali. Ale nie byłam jak ona. Byłam brunetką z zielono-niebieskimi oczami (zależy w jakim świetle się na nie spojrzy).

Tata zawsze mówił, że kojarzą mu się z lśniącym jeziorem w którym mieszkają małe magiczne złote rybki i żabki o wszystkich pięknych kolorach. Zewsząd rosły wokół niego stare, wysokie drzewa z butelkowo-zielonymi liśćmi, które lekko hulały na wietrze w niespokojne dni. Często opowiadał mi różne opowieści, czasami o wróżkach mieszkających w gęstym lesie które potrafiły wyczarować kwiaty nawet w najciemniejszym i najmroczniejszym zakątku świata, i każda z nich zawsze miała jakiś morał o którym potem mi mówił, tak abym dobrze go zrozumiała. Tej był taki: "Pamiętaj, że zawsze nawet w najciemniejszym zakątku świata, prędzej czy później pojawi się wróżka aby zasadzić tam kolorowe kwiaty które natychmiast go rozświetlą i pomogą ci stamtąd wyjść, więc nigdy nie przestawaj wierzyć we wróżki. Nawet jeśli czasami troszkę się spóźnią, to przez ich małe skrzydełka, ale one zawsze zdążą na czas kochanie. Zawsze o tym pamiętaj". I pamiętam do teraz.

Nie jestem jak moja matka, bo pamiętam. Pamiętam każde słowo, wszystko głęboko zapada mi w pamięć, tak głęboko, że tylko ja mogę tam sięgnąć i wyciągnąć to na światło dzienne. Moja matka nie dba o szczegóły, nie zapamiętuje, nie uważa. Zapomina tak szybko jak zostało jej to powiedziane. O tacie też zapomniała bardzo szybko...

- Wybierasz się gdzieś? - zapytałam krojąc na talerzu naleśnika z dżemem

- Tak, idę na zebranie sąsiedzkie z innymi matkami, pewnie będą jakieś ciasteczka czy pogaduchy, takie tam - odpowiedziała uśmiechając się głupio i lejąc kawę do kubka - A ty gdzieś dzisiaj wychodzisz?

Zastanowiłam się chwilę i odrzekłam - Właściwie to tak, wyjdę do sklepu potrzebuję paru rzeczy 

- Oh nie musisz się fatygować mogę podjechać do sklepu kiedy będę wracał z biura, czego dokładnie potrzebujesz? - mój ojczym nadal miał na ustach swój obrzydliwy uśmieszek z przed chwili, był cholernym zwyrolem a moja głupia matka tego nie zauważała 

- Nie dzięki, zrobię sobie mały spacer - tak naprawdę nie miałam zamiaru iść do sklepu, a do kwiaciarni po drugiej stronie miasta, gdzie byłam parę dni temu. Tamtego dnia wszystko nagle mnie przytłoczyło, przez co przypadkowo całkiem wyżaliłam się obcej, stojącej za ladą kobiecie.

Ta mocno mnie przytuliła i porozmawiała co było naprawdę kojące. Później zaproponowała mi abym przyszła dziś na rozmowę o prace. Kto w takiej sytuacji proponuję pacę? Kiedy powiedziałam jej, że mam już niestety pracę powiedziała, że wie i wie kim jestem. Wiedziała kim jestem a i tak potraktowała mnie zwyczajnie i to dosłownie złapało mnie za serce. 

Dlatego właśnie stoję przed białymi drewnianymi drzwiami prowadzącymi do przytulnej kwiaciarni. Pociągam za klamkę i słyszę delikatne dzwonienie złotych dzwoneczków zawieszonych nad drzwiami.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hejka kochani tutaj macie nowy rozdział a ja lecę spać bo jest już megaa późno, no ale cóż są rzeczy ważne i ważniejsze nie? Dzień dobry🌞/Dobranoc🌜 moi kochani, miłego dzionka wam życzę.

Buziaki 😘💕

hope dies last (16+)Where stories live. Discover now