Już jutro zaczyna się nowy rok szkolny. Kolejny pieprzony rok, w tej pieprzonej szkole z tymi popieprzonymi ludźmi. Znowu będzie działo się dokładnie to samo, cholernie wczesne wstawanie, palenie fajek w szkolnym kiblu i dziewczyny ubierające się jak panie do towarzystwa. Standard.
Tynk ze szkolnych ścian nadal będzie kruszył się sam z siebie a na wieszakach w szatni nadal będzie narysowanych mnóstwo penisów i innych intymnych części ciała. Szkolne "laleczki" nadal pozostaną laleczkami, napakowani sportowcy dalej będą napakowanymi sportowcami, a tak zwani "bed boye" pozostaną ci sami. Skąd to wiem? Przeczucie. Wszyscy będziemy znów o rok starsi i o rok głupsi.
Już jutro zerwą się wszystkie wakacyjne znajomości czy związki, skończą się wakacyjne przygody i przypały. A cały nieliczny wolny czas będzie poświęcony na książki i naukę. Po prostu zajebiście...
Leżałem właśnie w łóżku i myślałem o tym wszystkim. Gdzieś w tle leciała muzyka na którą kompletnie nie zwracałem uwagi, będąc pogrążonym gdzieś głęboko we własnych myślach. Dużo myślałem. Nie zawsze, chyba tylko ostatnio. Chociaż szczerze mówiąc, nie wiem kiedy zaczęło się "ostatnio". Może ostatnio trwało tak naprawdę od zawsze, a może zacznie trwać dopiero od jurta. Na zewnątrz było już ciemno i jedynie księżyc oświetlał nocne niebo. Ale on przecież nie miał własnego blasku, prawda? Więc jak mógł świecić? Czy słońce lub gwiazdy mu pomagały, może użyczyły mu trochę swojego blasku. Chciałbym mieć swój blask.
Z taką myślą zamknąłem oczy, mając nadzieję że w ten sposób uciszę resztę myśli kłębiących się w środku mojej głowy. Ostatnio stałem się burzą, a przecież burze nie mają swojego blasku...
***** ***
Rano, kiedy idealnie wyprasowany mundurek wisiał w szafie, wyglądał wyjątkowo wyzywająco do spalenia go lub wyrzucenia przez okno.
Na zewnątrz szare, ponure chmury wisiały nisko, poruszając się leniwie po równie szarym, znudzonym niebie. Wilgotny i zimny wiatr nie był wystarczająco żwawy aby przegonić gęstą mgłę formującą się nad miastem. Świat jeszcze nie otworzył oczu po leniwym wakacyjnym śnie, nikt nie rozsunął jeszcze zasłon w sypialni pogrążonej ciemnością i ciszą, lekkością i spokojem minionego letniego czasu.
Pogoda była zdecydowanie zbyt chłodna jak na jazdę motorem, więc po skończonym śniadaniu, samochód czekał na mnie na podjeździe przed domem.
- Miłego dnia synku! Postaraj się nie zasnąć na apelu - ogłosiła moja matka, kiedy zakładałem buty, po czym podeszła i rozczochrała mi włosy. Uwielbiała to robić, i robiła odkąd pamiętam a przy tym zawsze się uśmiechała. Dziś nie było jeszcze klasycznych lekcji, tylko apel na którym przedstawiano nauczycieli i wychowawców, dyrektorka i sponsorzy szkoły coś tam jeszcze peplali i rozdawano plany lekcji. Dzień rozgrzewki przed prawdziwym życiem. Przydał by mi się taki lata temu.
- Do zobaczenia. - Powiedziałem krótko z lekkim uśmiechem na ustach i wyszedłem na zewnątrz. Powoli wsiadłem do auta i oparłem brodę na ręce odwracając się w stronę okna.
Wyglądając przez załzawioną szybę, na ulicy można było zauważyć tylko kilka z nielicznych, przechodzących nieopodal sylwetek. Były to starsze panie idące prawdopodobnie, na wczesne zakupy, i ludzie idący z psami na poranny spacer. Niektórzy mieli parasolki a inni kaptury, ale wszyscy chronili się przed łzawymi kroplami deszczu leniwie kapiącymi z szarych chmur. Nie zapowiadało się na burzę czy ulewę, była to najzwyklejsza mżawka, poranny leniwy wietrzyk który pobudzał nieduże krople do spadania z ich kłębiastego chmurowego królestwa na tą posępną szarą ziemię. Chyba one same nie były z tego zadowolone.
Po oknie spływało kilka takich kropel. Jedna goniła drugą, pędząc jak najszybciej. Gdzie one się śpieszą? Pomyślałem. Potem, nagle dotarły do dolnej granicy szyby i momentalnie rozpłynęły się w przestrzeni. Nie wiadomo gdzie. Może uciekły w lepsze miejsce, gdzieś daleko. A może nadal tam były. Chciałbym uciec w lepsze miejsce.

YOU ARE READING
hope dies last (16+)
Ficção AdolescenteDlatego się dogadujemy. To nas połączyło, nas wszystkich. Niekończące się obowiązki, obrzydliwe pieniądze i przepych. I to samo zmieniło nas w puste, zdesperowane do poznania życia, zepsute do szpiku i rozpuszczone dzieciaki, które chcą tylko poznać...