7.

341 27 5
                                    

-Chcę już do domu - zajęczał, marudząc już drugą godzinę. W szpitalu miał zostać jeszcze do jutra, tak dla pewności że czuje się dobrze. Spędzał tu właśnie drugi dzień po odzyskaniu przytomności.

-Wyjdziesz jutro, nie narzekaj.

Nasza relacja trochę się poprawiła. Nie wiem czy można było już nazwać nas przyjaciółmi, może. Siedziałem przy nim od rana do wieczora, bo nie chciał być sam. Zauważyłem że nie lubił szpitali, a na widok kroplówki w jego ręce zrobiło mu się aż słabo. Prawie zasłabł gdy drugi raz pobierali mu krew.

Siedziałem właśnie na jego łóżku, tak samo jak on. Po prostu rozmawialiśmy. Chyba próbowaliśmy się lepiej poznać, czy coś. Jeszcze nie mieliśmy do tego okazji. Chłopak siedział w mojej zielonej bluzie, bo żadnej z sobą nie miał. Dałem mu swoją. Przyjaciele tak chyba robią.

-W sumie to cię lubię - wypalił nagle, przyglądając się moim oczom. Nie wiedziałem co odpowiedzieć - wiesz... Myślałem że prędzej mnie tam zostawisz czy coś.

-Bywam dupkiem, ale nikogo bym nie zostawił w takiej sytuacji. Nawet ciebie.

-A... Co z tą dziewczyną? - zapytał ostrożnie.

-Nie gadajmy o tym - westchnąłem ciężko - myślałem że ją rozszarpię.

-Mattsun mi mówił. Aż tak się wsciekłeś?

-Dała ci niewiadomo jakie świństwo i się do ciebie dobierała. O mało co cię nie dotknęła. Myślę że każdy by zareagował jak ja.

-Zaimponowałeś mi, wiesz? - ujął delikatnie moje dłonie. Bawił się nimi, by mieć jakieś zajęcie - ale zmieńmy temat. Nie chcę o tym już gadać...

Gdy usłyszałem ciche pociągnięcie nosem, zmusiłem go by na mnie spojrzał. Jeszcze chwila, a mi się tu rozpłacze na dobre.

-Tooru - powiedziałem łagodnie obejmując go. Drugi raz gdy go przytuliłem. Zapamiętałem to tak dobrze, jak pierwszy - hej, nie płacz mi tu. Wiem że to dla ciebie trudne.

Zaciskał dłonie na mojej koszulce, a ja nami kołysałem. Powoli poznawałem wnętrze bruneta, po pozwalał mi wkroczyć do swojej strefy komfortu. Nie spodziewałem się że wyszczekany nastolatek był w stanie rozkleić się w każdy momencie.

-Jak uroczo - usłyszeliśmy nad sobą. Chłopaki naprawdę wybrali sobie wspaniały moment na wejście - jeszcze trochę a wy faktycznie będziecie mieć jakieś enemies to lovers.

-Żadnego lovers - przewróciłem oczami - tylko go przytuliłem bo mi się rozkleił.

-A może jednak~ - Tooru oparł się o mnie, najpewniej żartując.

-Nie zapędzaj się - pstryknąłem go w nos, co skwitował cichym "ała".

W sumie, to czemu nie? Tooru był ładny, lubiłem go. Nie jestem osobą która potrzebuje miesięcy by stwierdzić że kogoś bardzo lubi. To przychodziło samo. Albo chciałem się z kimś umawiać, albo nie. Byłem dość prosty. A z Oikawą... Naprawdę mógłbym się umówić. Problem polegał na tym, że był babiarzem i nic poważnego by z tego nie było.

Cholera, a szkoda.

something, we want ~ iwaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz