Rozdział 13

417 38 13
                                    

Pov: Rosja

W końcu pozwolili mi wejść na salę. Zerwałem się z ławki i przepchnąłem się do drzwi.
Zobaczyłem go.
Nareszcie!
Na wpół siedział, przykryty białą kołdrą. Patrzył nieobecnym wzrokiem na ścianę.

- Cześć... - Wyszeptałem.

Zauważył mnie. Jego usta mimowolnie wygieły się w uśmiechu.

- Hej, idioto. Przez ciebie muszę tu leżeć. - Przewrócił oczami. - Zanudzę się tu! Ahh, czy ty naprawdę nic nie potrafisz beze mnie zrobić? Wszytsko ci muszę mówić co i jak. Nie mogłeś mnie posłuchać, albo być chociaż trochę bardziej ostrożny? - Gadał jak nakręcony, ale zauważyłem pewną interesującą rzecz. Ciągle uciekał wzrokiem, nie mogąc go nigdzie zatrzymać, ściskał dłonie, a w jego głosie słychać było nutkę napięcia. Cóż, chyba zdążyłem go już dostatecznie dobrze poznać. Noi nie jestem głupi. Mnie nie oszuka. Ale moje pytanie brzmiało - co jest przyczyną takiego zachowania? Czyżby żałował tego, co zrobił?
W tym momencie przypomniał mi się Ukraina, wychodzący z chmurną miną z jego sali. Wychodzący...? To chyba za mało powiedziane. Dosłownie wymaszerował, zagryzając wargi do białości. Pokłócili się o coś? Nie, raczej bym słyszał, jakby unieśli głos.
Strasznie mnie to nurtowało, ale nie chciałem narazie zamęczać Polski takimi pytaniami. Kurde, w końcu być może i uratował mi życie! A pierwsze co do niego powiem to: Co chciał mój brat?
Żałosny jestem.

Usiadłem delikatnie na brzegu łóżka.

- Dziękuję. - Szepnąłem, patrząc mu prosto w oczy z niewinną miną. - I przepraszam za to, ze byłem tak głupi. Nie powinienem się wogule zgodzić na tą głupią walkę z Niemcem. - Zamrugałem.

- No, trzeba było myśleć wcześniej. - Mruknął, ale nie przestawał lekko się uśmiechać. - I nie rób mi tu takiej maślanej miny! Nie dam się na to nabrać, idioto! - Zaśmiał się, odpychając moją twarz.

- Mam u ciebie dług wdzięczności. - Zawyrokowałem. - Dozgonny.

Uniósł brwi.
- Ta, już to widzę. A po drugie to nie będziesz musiał długo czekać, bo niedługo serio zdechnę. Z nudów. - Skrzywił się. - Szwajcaria powiedział, że muszę tu poleżeć z dwa tygodnie. Minimum. A potem się okaże. - Westchnął, zmarkotniały.

- Już wiem co mogę zrobić! - Wyszczerzyłem się.

- Już się boję. - Jęknął.

- Skoro tak, to... zostanę tu z tobą! Napewno nie będziesz się nudzić, zapewnię ci rozrywki!

Hahah, nie wiem dla kogo jest ta propozycja - jeśli Polska się zgodzi, to mi sprawi większą przyjemność niż sobie. Ej ale serio, to by było super! Takie małe ferie bym miał... Bez domu, bez rodzeństwa... Tylko z Polską... Boże, z przyjemnością! Błagam, niech się zgodzi!

Otowrzył szerzej oczy. Po chwili wydukał:
- A widzisz gdzieś tu drugie łóżko, świrze? Będziesz spać na ziemi? Bo Szwajcaria napewno ci tu łóżka nie przywlecze.

- Hm... ja tam nie widzę problemu, żeby się przespać tu. - Poklepałem materac koło niego. Oblizałem wargi. - Chyba nie masz nic przeciwko? Cóż, wydaje mi się że wtedy, u mnie, ci to nie przeszkadzało...

Jego policzki zapłonęły rumieńcem, a ja w głębi duszy poczułem satysfakcję.

- Ty idioto! - Chciał się na mnie zamachnąć, ale syknął z bólu i złapał się za brzuch.

Odrazu spoważniałem i nachyliłem się do niego.

- Hej, wszytsko dobrze? - Zapytałem zaniepokojony. - Może zawołam Belgię? Sprawdzi, czy wszytsko jest okej.

Spojrzał na mnie z urazą.

- Zwariowałeś? - Warknął. - Przecież nic mi nie jest. Niepotrzebnie tu wogule siedzę. Naprawdę, mogę wrócić do domu! - Złapał mnie nagle za rękaw. - Błagam, zabierz mnie stąd. - Wyszeptał desperacko.

- Ej ej, spokojnie. - Poklepałem go po ramieniu. - Co się dzieje?

- Nie lubię szpitali. Te salki są tak małe... - Wyszeptał płaczliwym głosem.

Złapałem go za dłoń i schyliłem się, aby zrównać nasze twarze.

- Będę tu. Zostanę tu z tobą. Choćbym miał i spać na ziemi.

Zaśmiał się cicho.

- Ta, już to widzę. - Po chwili spoważniał i odwrócił wzrok. - Ale naprawdę, nie musisz. Przecież widzę, że robisz z przymusu i tylko dlatego, że chcesz mi się jakos odwdzięczyć. Wiesz co, poprostu jak wyjdę to postawisz mi lody i tyle. Nie chcę, żebyś robił coś wbrew sobie. Poprostu idź. - Cofnął rękę, ale ja znowu ją złapałem. Drugą ręką musnąłem mu podbródek, żeby na mnie spojrzał i zbiliżyłem się jeszcze bardziej.

- Nigdzie się nie wybieram, rozumiesz? Robię to, bo chcę. Chcę spędzić tu z tobą czas. Chociażby to miał być i rok. Chcę tu z tobą być. Nic nie robię z przymusu. Znasz mnie, mam takie rzeczy gdzieś. Poprostu... pozwól mi ze sobą zostać. - Każdą sylabę wymawiałem powoli i z naciskiem, żeby zrozumiał, że to tak na serio. 

Patrzył mi w oczy jak zahipnotyzowany.

Wtem drzwi do salki się otwarły i stanęła w nich Belgia.
Obydwoje odskoczyliśmy od siebie.

- Ups! Strasznie was przepraszam! Nie chciałam w niczym przeszkodzić... - Plątała się, wyraźnie zakłopotana. - To ja em... następnym razem będę pukać. A teraz, ten... no... mam leki.  - Spojrzała na mnie przepraszająco.
Skinąłem głową i wstałem. Ruszyłem w stronę korytarza, ale odwróciłem się jeszcze w progu.

- Ale jeśli nie chcesz, to nic na siłę. Wrócę później, a ty to wszystko przemyśl. - Rzuciłem do Polski.
I wyszedłem.

Dasz radę mi zaufać...? || ☆Ruspol☆ ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz