Rozdział 1

1.3K 57 31
                                    

Drzwi się otwarły. Do mojego pokoju wszedł Ukraina. Wiedziałem, że to on, poznałem go po tych jego lekkich krokach.
Zacisnąłem mocniej powieki i udałem, że śpię.
- Rosja. - Powiedział cicho, ale ja nie zareagowałem.
Chwila ciszy. Po chwili znów się odezwał.
- Nie udawaj, wiem że nie śpisz. - Urwał na chwilę. - Śniadanie na stole. - I wyszedł.
Otwarłem oczy i mimowolnie uniosłem brwi. Czekaj, co? Serio? Byłem szczerze zdziwiony. On? Przecież jest na mnie śmiertelnie obrażony. Westchnąłem. Zwlokłem się z łóżka i omało co nie upadłem. Zakręciło mi się w głowie. No cóż, po wczorajszym to się nie dziwię. Cud, że potrafię logicznie myśleć. Wódka lała się strumieniami. Dosłownie. Potrząsnąłem głową i ruszyłem powoli do kuchni. Ukraina mieszał herbatę.
- Gdzie reszta? - Zapytałem, przecierając oczy.
Uniósł kpiąco brwi.
- A jak myślisz? - Przewrócił oczami. - Jeszcze śpą. Nachlani w cztery dupy.
Zaśmiałem się mimowolnie.
- Ta?
- Nie wszyscy mają tak mocną głowę jak ty. - Mruknął.
Spojrzałem na niego spode łba. Chyba żartuje? Ledwo żyję.
Wzruszył ramionami.
- Gdybym wczoraj wypił tyle, ile ty, to z pewnością zaliczyłbym zgona. - Parsknął i podał mi kubek parującej herbaty. Nie skomentowałem tego. Wziąłem łyk ciepłego napoju.
Spojrzał na mnie z politowaniem.
- Widzę, że nawet ty masz problem. Siadaj i zjedz coś. - Wskazał na miejsce przy stole. Usiadłem. Przede mną stał talerz z tostami. Wziąłem jednego. Cóż to za niespodziewany napływ uczuć od mojego braciszka. Aż sam byłem zdziwiony, ale nie odezwałem się ani słowem. Wytężyłem umysł i zacząłem sobie przypominać zdarzenia poprzedniego wieczora. Zmierzwiłem sobie włosy. O cholera.

Wszystko zaczęło się fajnie, poszliśmy na imprezę do Kanady i USA. Były przekąski, gadaliśmy, śmialiśmy się. A potem dołączył alkohol. I się zaczęło. Ktoś zaproponował grę w prawda czy wyzwanie, już w sumie nie pamiętam nawet kto. Chyba Litwa.... ale już nie jestem pewien. Wzięliśmy pustą już butelkę po wódce i kręciliśmy. Na początku było w miarę, ale potem było coraz gorzej.

***

(Wspomnienia Rosji)

Pierwszy zakręcił Kanada. Wypadło na Węgry. Wybrał prawdę.
- Hm.... - Kanada udał, że się zastanawia. - A ty wogule całowałeś się z kimś kiedyś?
Węgry podrapał się po głowie, zakłopotany. Rozległy się chichoty.
- Taak. - Wydusił wreszcie, a w pokoju rozległy się oklaski. Prychnąłem cicho.
- Z kim? - Kanada uniósł brwi, ale chłopak pokręcił głową.
- Tylko jedno pytanie! - Mrugnął do niego i zakręcił butelką. Zatrzymała się na Białorusi.
- Wyzwanie. - Zdecydowała niepewnie.
- Dobra, to wyznaj miłość komukolwiek, kto znajduje się w pokoju. - Zarechotał Węgry.
Białoruś zaczerwieniła się i rozejrzała w panice. Jej błagalny wzrok padł na mnie. Wzruszyłem ramionami. Niby co mam zrobić?
Po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Rosja, braciszku, kocham cię! Jesteś najlepszym bratem! - Zaszczebiotała, a pozostali wybuchnęli śmiechem. Jedynie Węgier siedział nadąsany.
- Nie o to mi chodziło. - Burknął, ale Białoruś już chwyciła za butelkę. Tym razem padło na Niemca.
- Czy osoba która ci sie podoba, siedzi w tym pokoju?
Niemcy spuścił głowę.
- Ta-ak. - Powiedział, ale mówił tak cicho, że ledwo go usłyszałem. Jedyne, co zobaczyłem, to jego ukradkowe spojrzenie na Polskę. Sądząc po zachowaniu innych, nikt poza mną tego nie zauważył. Spojrzałem na Niemca z pogardą, a on złapał moje spojrzenie. I widziałem, że się skapnął, że to widziałem. Szybko odwrócił wzrok, zmieszany.  Wróciliśmy do gry. Butelka zatrzymała się na mnie. Kurwa. Niemiec uśmiechnął się cwanie. No to już po mnie.
- Prawda czy wyzwanie? - Zapytał powoli, a ja już wiedziałem, że cokolwiek wybiorę, i tak jestem w dupie.
- Wyzwanie. - Warknąłem. I po jego minie zorientowałem się, że popełniłem błąd.
- Widzisz, Kanada ma tak dużą szafę.... - Zaczął, przeciągając literki. Miałem ochotę mu wpierdolić. - Dam ci wolną rękę. - Patrzał mi prosto w oczy, uśmiechając się bezczelnie. - Wejdź do niej z kim chcesz. Na 5 minut.
Wszyscy zamilkli. Zacisnąłem pięści. No chyba sobie ze mnie żarty robi.
- No dalej, wybierz kogoś. Obojętnie kogo.
I wtedy już wiedziałem co zrobić. Ku jego zdziwieniu, odparłem spokojnie;
- Skoro nalegasz.... No dobrze, przyjmuję wyzwanie. - Zrobiłem krótka pauzę, robiąc krok w przód. - Polska, pozwolisz? - Uśmiechnąłem się słodko, ale nie spuszczałem wzroku z Niemiec.
Z niemałą satysfakcją obserwowałem, jak jego twarz tężeje, usta zaciskają się. Wokół nas rozlegały się pogwizdywania reszty i nerwowy śmiech Polski. Ale mieliśmy to gdzieś.
Po chwili odsunąłem się od Niemca. Ewidentnie wygrałem tą rundę.
- No to zapraszam do szafy! - USA otarł łzy że śmiechu i wskazał na mebel po drugiej stronie pokoju.
- To ja mogę włączyć stoper. - Zaoferowała się Francja. Eh, niech sobie wsadzi ten stoper w dupe. Spojrzałem na Polskę. Biedak nie wiedział, co że sobą zrobić. Skinąłem mu głową i ruszyłem w stronę szafy, z każdym krokiem tracąc pewność siebie. Kiedy napływ furii minął, zdałem sobie sprawę, co właśnie robię. No ale cóż, teraz już za późno. Starając się nie dać nic po sobie poznać, weszłem do szafy pierwszy. Cholera, ale tu ciasno. Może jest szeroka, ale wąska. Spojrzałem na pokój. Litwa, Czechy i Szwecja właśnie pchali do przodu Polskę, który niepewnie szedł w moją stronę. Wszedł. Przełknąłem ślinę. Dam radę. To tylko 5 minut. Będzie dobrze. Zrobiłem mu miejsce, przesuwając się w kąt. Kanada pomachał nam i zamknął drzwi. Usłyszałem dźwięk przesuwanego mebla. Kurde, musieli czymś zastawić wyjście. Czyli nie ma szans ucieczki. Super.
Odwróciłem się do Polski i westchnąłem.
- Słuchaj, przepraszam.... - szepnąłem, ale nagle zobaczyłem jego twarz. Był przerażony. Kiedy się do niego zbliżyłem, poczułem, że lekko drży. - Ej, wszystko dobrze? - Był bardzo blady. Zacisnął powieki.
- Nie lubię zamkniętych miejsc. - Wyznał cicho. - Noi trochę już wypiłem. - Zachichotał słabo.
Otoczyłem go ramieniem.
- Spokojnie, zaraz nas stąd wypuszczą. A przynajmniej taką mam nadzieję. - Mruknąłem.
Kiwnął głową. Ale nagle osunął się w dół. Gdyby nie to, że go trzymałem, upadłby.
- Ej ej ej! Tylko mi tu nie mdlej! - Jęknąłem błagalnie. Niby był przytomny, ale wyglądał bardzo mizernie.
- Wypuście nas stąd! - Wydarłem się i załomotałem wolną ręką w drzwi. - Mamy problem!
Ale nikt nie odpowiedział. Pewnie nawet nas nie słyszeli przez cholerną muzykę.
Czyli musiałem poradzić sobie sam. Świetnie. Powoli pociągnąłem Polskę w dół, żeby usiąść. Oparłem mu głowę o ścianę szafy. Jego oddech był szybki i urywany.
- Wyluzuj się. Już niedługo będzie po wszystkim.
- To wsumie całkiem zabawne. - Wychrypiał. - Dostałem ataku w szafie, z tobą, w dodatku ledwo kontaktuję po takich ilościach alkoholu.
Zaśmiałem się cicho.
- Przynajmniej coś się dzieje. - Zażartowałem. Po chwili spoważniałem. - Przepraszam, że cię tu zaciąglem. Poprostu chciałem dopiec temu gnojowi.
- Wieem, zdążyłem się już zorientować. - Uśmiechnął się.
Mimo że wcześniej nigdy się jakoś specjalnie nie przyjaźniliśmy, poczułem nagły przypływ sympatii dla niego.
- I jak, już lepiej? - Zapytałem po chwili, widząc że przestał się trząść.
- Tak. - Kiwnął głową. - Tylko... 5 minut już dawno minęło.
- Pewnie o nas zapomnieli i grają razem sami. - Przewróciłem oczami.
- Nie zdziwił bym się. Pamiętam jak kiedyś, na urodzinach Austrii zamknęli Węgry i Norwegię w schowku. Przypomnieliśmy sobie o nich dopiero rano.
- Taaa, pamiętam. - Też się zaśmiałem.
Polska spróbował wstać. Nagle zachwiał się i potknął o coś. Chyba leżały tam jakieś buty. Nie mogąc złapać równowagi, runął na mnie. Mimowolnie się uśmiechnąłem i złapałem go. Ręce, które wysunął, aby uniknąć uderzenia, spoczęły na mojej klatce piersiowej.
I wtem drzwi szafy otworzyły się szeroko.
Nosz kurwa, nie mogli wybrać innego momentu? Czas się zatrzymał. Wszyscy patrzeli na nas, a my znieruchomieliśmy. Nosz w mordę. Mój wzrok spoczął na Niemcu. Cóż, nie powiem, nie mogłem nie poczuć ukłucia satysfakcji, widząc jego minę.
Po kilku sekundach, które dla mnie trwały wieczność, Polska wreszcie się opamiętał i odskoczył w bok. Szybko się zerwał i pobiegł do łazienki. A ja... powoli wstałem, otrzepując spodnie. Zignorowałem gapiów i podeszłem do stołu. Nalałem sobie pełny kieliszek i wypiłem na raz. Wziąłem kilka głębokich oddechów i odwrociłem się do towarzystwa.
- I co? Gramy dalej? - Zapytałem, jak gdyby nigdy nic.

***
POV: Rosja

Ja-pier-dolę. No to się wkopałem. Teraz mam przesrane. Trzeba to jakoś odkręcić... ale jak?!
Podniosłem wzrok i zobaczyłem, że Ukraina się na mnie patrzy.
- Po twojej minie wnioskuję, że już sobie wszystko przypomniałeś. - Uniósł nieznacznie brwi.
- Czemu mnie nie powstrzymałeś?! - Jęknąłem. - Byłem nawalony...
- To była twoja sprawa. - Patrzył na mnie bez wyrazu. - Nie mogłem się wtrącać.
A już myślałem, że coś się w nim zmieniło. A jednak.
Dokończyłem tosta i wstałem od stołu. Zacząłem iść do pokoju sztywnym krokiem. Na korytarzu minąłem Kazachstan.
- No bracie, dałeś wczoraj popis. - Zaśmiał się, przecierając oczy rękawem.
Zacisnąłem zęby i szybko go wyminąłem. Trzasnąłem drzwiami. Niech się walą. Tak właśnie mogę liczyć na swoje rodzeństwo. Położyłem się na plecach na łóżku i spojrzałem w sufit. Starałem się to wszystko sobie pokukładać.

|☆|

Mam nadzieję, że pierwszy rozdział tej książki się wam spodobał, i zaciekawił. Już niedługo postaram się wrzucić drugą część. No to... do zobaczenia!

Dasz radę mi zaufać...? || ☆Ruspol☆ ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz