216. " Nasza historia raczej nie zrobiła na Tobie wrażenia."

1 0 0
                                    


- Masz pozdrowienia od Taty. – wyszeptała do uszka, Amy. Nagle Rose, usłyszała pukanie do drzwi. Po chwili, wszedł tam Zac, mimo, że nie usłyszał pozwolenia:

- Córeczko... - chciał złapać Amy za rączkę.

- Nie dotykaj jej. – powiedziała stanowczo Rose, zabierając rękę córki.

- Sprawa o ustalenie Ojcostwa, została odroczona, więc nadal jestem jej odroczonym Ojcem, Rose.

- Nie jesteś zabawny.

- Wcale nie chcę. Ludzie chcą mnie takiego widzieć, Ty chyba też. Więc, mam być zabawny, kochanie?

- Nie mów tak do mnie!

- Mogę też nie oddychać... zmartwiłabyś się, gdybym umarł? Może nawet zastanowiłabyś się, czy w innych warunkach, nie mogłabyś mnie pokochać.

- Nie pochlebiaj sobie, Zac.

- A jeśli jestem bardzo chory? Wiesz, że ludzie umierają z nieszczęśliwej miłości...

- Zac, Ty mnie nawet nie kochasz! Przyszedłeś tu, żeby mi się zwierzać?

- Z czym innym miałbym przyjść do twojego pokoju? – zakpił, Zac.

- Idź już.. Amy jest niespokojna. Proszę...

- Nigdy nie będziesz wiedziała kim jestem. Moja matka nawet nie ma pojęcia, o Ojcu nie wspomnę, a siostry już nie mam. Możecie odebrać mi Amy, bo to jeszcze dziecko. Nie chcę wam grozić, ani was pocieszać.

- Nie masz swojego prawdziwego dziecka? Ani kobiety, która skoczyłaby za tobą, w ogień? Dając Agnes nadzieję i sypiając z nią, powtarzałeś moje imię, hipokryto?

- Tak. – Rose nie spodziewała się takiej odpowiedzi. – Każdej nocy... myślałem tylko o tobie. Mam dziecko, które ma matkę. Postawiłem Agnes, pewne warunki.

- Oczywiście. – zaśmiała się, Rose.

- Jeśli wyjdzie za Franka to będzie już ich dziecko. Owszem, Agnes skoczyłaby za mną w ogień, są też rzeczy, które mnie, w niej pociągały... ale mógłbym przyjąć ją do swojego życia, gdyby nie było w nim ciebie, Rose. Naprawdę, zawsze powtarzałem twoje imię... nie dlatego, że tak mi się podoba... ale dlatego, że tylko ciebie kocham. – ukucnął przy łóżku.

- Żałosne...

- Jestem żałosny. Amy uświadomiła mi, jak bardzo chciałem być Ojcem... a Agnes nauczyła mnie, współczucia i litości... ale kocham tylko ciebie i tylko do ciebie należę. A Ty nie byłaś dla mnie, ani żoną, ani kochanką, ani przyjaciółką. Byłaś dla mnie ważniejsza, niż ktokolwiek inny... przytłoczyłaś mnie... Tylko Ty masz siłę mnie zniszczyć, Rose.

- Jesteś chory, Zac.

- Owszem... i nawet Ty nie możesz mnie uzdrowić. – Amy zaczęła uśmiechać się do Zaca. – Tylko ona może to zrobić... tylko ona do tej pory zdołała mnie zmienić... dzięki niej jestem Ojcem... tylko Ty tego nie dostrzegasz. Tylko z nią, łączy mnie naprawdę ludzka więź... i jeśli pewnego dnia... ktokolwiek zobaczy, moją prawdziwą twarz.. to będzie właśnie ona. – Zac podniósł się z kolan. Rose widziała, że sprawia mu to ogromną trudność. Postanowił wyjść, by już więcej nie nękać Rose. Nie wziął leku, tylko położył się na łóżku, z tym ogromnym bólem, który wciąż zadawał mu Liam.

________________________________________________________

Jessica widziała, że John bardzo to przeżywa, więc wyszła na zewnątrz, by z nim porozmawiać:

- Jessie... - John od razu zdjął kurtkę, by nie zmarzła na zewnątrz. Uśmiechnęła się lekko, mimo że jej oczy ciągle były zaszklone. – Już lepiej?

Zatrzymany Czas 7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz