🐺 Rozdział 34 🐺

1K 65 7
                                    


Czułem się tak koszmarnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Nie wiedziałem, ile czasu minęło od słów pani doktor "Jedno dziecko jest owinięte pępowiną", ale od tamtego czasu byłem też przerażony. Louis nie było w sali, na której leżałem, ale czułem, że gdzieś tam krążył. Nie zostawiłby mnie samego w szpitalu. Nie miałem czasu podnieść telefonu, który ciągle wibrował. Podejrzewałem, że to mama lub Niall. Louis musiał ich poinformować.

Odgarnąłem włosy przyklejone do spoconego czoła, do pomieszczenia weszła ta tama pielęgniarka, która pomogła mi ułożyć się wygodnie na łóżku. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Za nią weszła Gigi z uśmiechem. Wiedziałem, że to właśnie był czas.

— Dobrze Harry, rozmawiałem z Louisem. Teraz czas na ciebie. Będziemy jechać na cesarskie cięcie. Podamy ci znieczulenie zewnątrzoponowe. Będziesz przytomny i świadomy wszystkiego, ale nic nie poczujesz.

Kiwnąłem głową i chciałem się poprawić. Nie wiedziałem za czym czekaliśmy. Gigi podeszła jeszcze do monitora KTG i pokiwała głową.

— No to co, Harry... Za niecałe pół godziny będziesz trzymać w swoich ramionach swoje maluchy.

Uśmiechnąłem się, czując jak napływają mi łzy do oczu. Ta sama świadomość tego, że za niedługo będę miał ich przy sobie... Zamrugałem szybko.

— Poprosisz Louisa? Będzie on obecny przy...

— Niestety nie — powiedziała. — To jest zabieg. Nie martw się. Jako omega po cesarce, będzie ci przypisana jednoosobowa sala. Louis poszedł tam położyć już twoje rzeczy. Pokój powinien szybko zapełnić się waszym zapachem.

Kiwnąłem głową, a kiedy Gigi i pielęgniarka wyszły, do sali przyszedł Louis. Usiadł na krzesełku przy łóżku i chwycił moją dłoń.

— Za pół godziny... Będą tutaj — powiedziałem. — Oni będą.

— Wiem. Niall mi zdradził mi imię dla chłopca.

Uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc, że Niall powie mi je dopiero, kiedy "wybierze" chłopca, który jego zdaniem będzie pasować do wybranego imienia.

Zanim mnie opuścisz, kochanie, chcę byś wiedział, jak bardzo cię kocham. To, jak znosiłeś wszystkie niedogodności, które te małe potwory ci dawały... Jesteś cudowny, kochanie. Nikt nie jest na tyle odważny by wziąć na swoje ramiona tyle, ile ty wziąłeś w swoim młodym wieku. Dałeś mi to, o czym zawsze marzyłem — powiedział i uniósł moją dłoń. Pocałował jej wierzch, a później uśmiechnął się szeroko. — Dajesz mi rodzinę. Osoby, które pokochałem, kiedy się o nich dowiedziałem. I siebie. I... I ja-

— Kocham cię — powiedziałem, wchodząc mu w słowo. — I wszystko wiem. I to ja powinienem ci podziękować, że nie zostawiłeś mnie samego. Nie wiem czy... Czy dałbym radę, wiedząc, że to będzie trójka maluchów. 

— Wiem, że dałbyś sobie radę nawet z piątką.

Zaśmiałem się, a Louis pochylił się by mnie pocałować. Przymknąłem oczy, relaksując się tą chwilą. Jednak wszystko co dobre, zawsze szybko się kończy. Gigi wróciła i wiedziałem, że to moment, w którym musiałem zostać zabranym na salę. Moje serce prawie wyskoczyło, kiedy doszła do mnie ponownie ta informacja.

Moje dzieci, te małe potwory, które męczyły mnie przez tyle czasu, które kochałem bezgranicznie, będą za niedługo przy mnie. Będę mógł ich potrzymać w ramionach. Na samą myśl czułem łzy.

Starałem się nie myśleć, kiedy leżałem już na stole operacyjnym. Byłem podłączony do jakiejś maszyny, która ciągle pikała. Nie wiedziałem nic, co działo się przede mną. Zielony materiał, którym oddzielono mnie od tego widoku, dosłownie wszystko zasłonił. Zagryzłem wargę, nie wiedząc czy już Gigi zaczęła. Nie wiem, z czego bardziej się cieszyłem. Z tego, że ten zabieg wykonuje ona czy byłem naprawdę spokojnym. Może z jednego i drugiego. Była znajomą osobą. Znał ją Louis. Nie bałem się, że to obca osoba.

Zmarszczyłem brwi, kiedy co chwilę słyszałem brzdęk jakiś metalowych przedmiotów. Przy mnie stanęła jakaś kobieta. Była betą.

— Dobrze Harry — powiedziała Gigi. — Powitaj na świecie swoje potrójne szczęście.

W tym samym czasie rozniósł się pierwszy płacz i kobieta, która stała przy mnie odebrała dziecko. Tak stało się z kolejnymi, a ja patrzyłem, jak oni się oddalają. Chciałem coś powiedzieć, aby ich nie zabierali daleko ode mnie, ale przymrużyłem oczy, widząc cztery kobiety i cztery noworodki.

Gigi nie odzywała się ani słowem. Moje powieki robiły się cięższe, więc musiałem zamknąć oczy. Nie miałem innego wyjścia. Po prostu zasnąłem albo zemdlałem? Sam nie wiedziałem.

Kiedy się obudziłem, na sali było ciemno. Czułem niewyobrażalny spokój, ale też ból. Skrzywiłem się, kiedy chciałem się unieść na rękach.

— Lou? — powiedziałem po cichu i usłyszałem szelest. — Lou?

— Już kochanie — powiedział. — Potrzebujesz czegoś? Zawołać lekarza?

— Dzieci... One- cztery-

Delikatne światło rozbłysło po mojej lewej stronie. Na twarzy Louisa zobaczyłem uśmiech. Jego oczy aż lśniły od łez.

— Cztery — powiedział. — Gigi była tak samo zdziwiona, jak teraz my jesteśmy. Trzech silnych chłopców i mała dziewczynka. Maluchy są zdrowe, chłopcy ważą kilo osiemset sześćdziesiąt, kilo pięćset dziewięćdziesiąt i kilo siedemset pięćdziesiąt. Za to dziewczynka jest najmniejsza - kilo dwieście czterdzieści. Muszą trochę odpocząć w inkubatorze. Około dwóch tygodni. Muszą urosnąć, przybrać trochę na wadze. Lekarze mają wszystko pod kontrolą.

— Louis, nie jesteśmy przygotowani na dodatkowe dziecko — powiedziałem przerażony. — To-to... Trzeba kupić łóżeczko, wózek i- Louis, nie śmiej się!

— Twoi rodzice z moją mamą już się tym zajęli. Nie musisz się martwić.



before you leave me, my love (larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz