Rozdział 14: I nie opuszczę cię aż do śmierci.

280 23 7
                                    

Pov: Erwin

-Japierdole, Carbo!-krzyknąłem, czując napływające łzy do moich oczu, które od razu ukryłem udając silną osobę.
-Cholera..-szepnął podchodząc do młodszego chłopaka wyciągając z kieszeni chusteczki.-Dzwoń po te pierdolone pogotowie, proszę-dodał uciskając rany, a ja otrząsając się z szoku wyszedłem z pomieszczenia i zadzwoniłem na pogotowie.

-Co ty zrobiłeś, Carbo...-szepnął Albert, patrząc na swojego przyjaciela z niezrozumieniem. Nie rozumiał, a co gorsza - nie wiedział, czemu to zrobił. Próbował ocknąć białowłosego, co mu się nie udało. Usłyszał otwieranie drzwi wejściowych.

-Ktoś tu jest?-spytał ktoś ze znajomym głosem, na co od razi się przeraziłem. David.
-Cześć David! Tak szybko wyszłeś?-zapytał Erwin.
-Ah, cześć Siwy! Taa, jakoś tak wyszło. Nic poważnego się nie stało. Gdzie Carbonara?-spytał o coś, o co obydwoje się obawialiśmy.-Hm?-
-Um... Poszedł do sklepu!-wymyśliłem coś na szybko, siadając na kanapie.
-Oh, okej-odpowiedział i usiadł niepewnie obok.-Kręcisz coś.-
-Ja? Nie!-próbowałem się tłumaczyć, jednak na marne. Gilkenly wstał i ruszył na piętro. To mamy przejebane. Najpierw zajrzał do ich sypialni.

——
Pov: Gilkenly

Szukałem Carbonary po całym domu, ponieważ czułem, że Knuckles coś kręci. Sprawdziłem naszą sypialnie i resztę pomieszczeń, a na samym końcu łazienkę, do której drzwi były zamknięte. Niepewnie pociągnąłem za klamkę, ale takiego widoku się nie spodziewałem.

Albert siedział przy nieprzytomnym Nikodemie uciskając jego nadgarstki zakrwawionymi chusteczkami obok plam krwi na posadzce. Gdy usłyszał otwieranie drzwi tylko obrócił głowę i spojrzał na mnie, po czym ją odwrócił i opuścił. Usiadłem koło niego zupełnie załamany.

-Albert..? Co on odpierdolił...-szepnąłem, spoglądając na niego.
-Nie wiem do końca, przyjechaliśmy już po fakcie..-zaczął, jednak przerwali mu ratownicy wchodzący do pomieszczenia.

——
-Państwo są przyjaciółmi pana Carbonary?-zapytał lekarz, wychodząc z sali.

Od paru godzin siedzieliśmy na szpitalnym korytarzu, czekając aż Carbonara się wybudzi. Miał zszywane rany i na szczęście żyje.

-Tak-odpowiedziałem szybko, wstając z krzesła.
-Można go odwiedzić, wybudził się. Tylko pojedyńczo-rzekł odchodząc w dalszą część szpitala.
-Davidku, idź pierwszy-powiedział Erwin klepiąc mnie po ramieniu, na co pokiwałem głową.

Ruszyłem w stronę drzwi, które po chwili lekko otworzyłem. Podszedłem do łóżka chłopaka, i usiadłem obok, łapiąc go za rękę.

-David..?-zapytał cicho Carbonara.-Prze...-
-Nie skarbie. Nie przepraszaj mnie, błagam...-szepnąłem uciszając chłopaka, u którego w oczach ujrzałem łzy.
-Myślałem, że ci się stało coś poważnego i kurwa nie przeżyjesz.-
-Ale żyje Carbi, i ty też-powiedziałem, przybliżając się do chłopaka którego po chwili delikatnie, ale czule pocałowałem.-Porozmawiamy później, okej? Teraz przyjdzie do ciebie któryś z chłopaków. Kocham cię-dodałem z lekkim uśmiechem i wyszedłem z sali. Pożegnałem się z chłopakami i wróciłem do domu.

——
rozdział OOOO
431 słów

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 14, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

𝐦𝐢𝐧𝐨𝐫 𝐢𝐧𝐟𝐚𝐭𝐮𝐚𝐭𝐢𝐨𝐧 | 𝟓𝐜𝐢𝐭𝐲 | 𝐜𝐚𝐫𝐯𝐢𝐝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz