|2|

69 6 2
                                    

"Zwykle, zanim życie wręczy nam swoje najwspanialsze prezenty, owija je starannie w największe przeciwności losu."

Richard Paul Evans, Szukając Noel
×××
Pulsująca energia bijąca od drobnego ciała chłopca otaczała go z każdej strony, zamykając go w bańce. Przetaczała się przez pokój co i raz odnajdując jego spragnione komórki, prowadziła go niczym po linie wprost do tych oczu. Czuł się jak w pułapce. Wszystkie drogi prowadziły w jedno miejsce, do jednej osoby, oświetlanej przez złoty blask pozostałości tarczy. Był jak magnes dla jego duszy, jego bezpieczna przystań na wzburzonym morzu. Zachwiał się delikatnie, gdy kolejna fala przepłynęła po jego kręgosłupie, pozostawiając po sobie gorący żar. Jego wzrok znowu zaszedł mgłą, jednak tym razem to zignorował. Pragnął go ochronić. 

Jego dwaj bracia od jakiegoś czasu nieustannie szeptali między sobą, ewidentnie prowadząc zażartą dyskusję i Los zauważył jak Czas triumfalnie macha ręką w powietrzu, tworząc wokół niej srebrną nić, którą posłał w górę. Ta zniknęła tuż przed zderzeniem z sufitem, pojawiając się u tego kto miał odczytać wiadomość w niej zawartą. 

- Losie - niepewny głos Czasu przeciął nagle powietrze, przerywając pełną napięcia ciszę. Jego szaro niebieskie tęczówki błądziły po jego twarzy, próbując wyłapać każdą reakcję, minimalny ruch powieki czy skrzywienie warg - Musimy zastanowić się co dalej. Trzeba zaplanować jak najszybciej nasze kolejne kroki – Czas chwycił jego ramiona delikatnie go asekurując - Powiadomiłem już naszych braci i siostry o konieczności kryzysowego zebrania, czekają na nas w The Silvmonts Hall, Losie – niewypowiedziane pytanie czy jest w stanie iść sam zawisło nad nimi jak chmura, która na pewno nie zwiastowała nic dobrego. Była zalążkiem sztormu, który nadciągał w ich kierunku z każdej możliwej strony świata. 

Każdy widział jak dużo energii zabrała Losowi walka z mocą Wielkiej Przepowiedni i na dobrą sprawę musieli spodziewać się wszystkiego.

Jak się okazało Los nie dał rady iść sam, więc przetransportowali go wspartego o ramiona Przeznaczenia i Czasu na zewnątrz budynku na światło księżyca. Przechodząc przez salon Los spojrzał kątem oka na zwłoki mężczyzny, którego wcześniej obserwował. Chyba poczuł coś na kształt przygnębienia, gdy pomyślał o swoim Następcy, który będzie zmuszony wychowywać się bez ojca. Zaraz jednak uświadomił sobie, że prędzej czy później musiałby opuścić rodzinę, pozostawiając wszystko za sobą na rzecz roli Losu. Pożegnania wydawały się boleć śmiertelników najbardziej. 

Stanęli przed domem w głuchej ciszy. Tuż za nimi podążała Śmierć, która, gdy tylko znaleźli się na otwartej przestrzeni szybko otworzyła przejście pomiędzy Doliną Godryka, a The Silvmonts Hall siedzibą Wyroczni Świata. Przeszli przez niego, pozostawiając za sobą stojący w miejscu świat.

***
- Jejku dlaczego on jest taki blady? – Miłość od razu doskoczyła do Losu, kiedy tylko znaleźli się w holu prowadzącego do sali bankietowej, w której odbywały się ich spotkania. Zjawa wydawała się szczerze zmartwiona, gdy patrzyła w czarne tęczówki Losu, które były dużo bledsze niż zazwyczaj, a przynajmniej tak jej się wydawało – Co tam się stało Czasie? Powiedz mi natychmiast! Albo ty Przeznaczenie. Co mu się stało? – jej potok słów zdawał się nie mieć końca. Nikt nie śpieszył się z wyjaśnieniami. 

- Zaraz wszystkiego się dowiesz Miłości. Proszę cię idź i zajmij swoje miejsce – Czas starał się jak mógł by nie pokazać swojego zirytowania wobec niej. Była bardzo krucha jak na Odłam Wyroczni Świata.

- Czasie nie możesz mówić poważnie! –jej białe loki poruszyły się wesoło, gdy pokręciła głową z niedowierzaniem –Spójrz na niego! On nawet nie może samodzielnie ustać, a co dopiero brać udział w jakimkolwiek zebraniu! To barbarzyństwo! Wnioskuję o natychmiastowe przełożenie Zebrania Kryzysowego! – przesadzała, ale właśnie taka była Miłość. Troskliwa i wybuchowa aż do przesady.  

Odłam Losu |Harry Potter Fanfiction|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz