Rozdział 7

274 19 13
                                    


Miłego!

_________________________________


Bicie mojego serca słyszałam tak głośno, że zakłócało moje myśli. Stoję przed białą bramą pałacu krainy słonecznej. Nie jestem w stanie nawet mrugnąć. Może to strach przed spotkaniem z nim i jego całą rodziną? Może, jednak fakt, że się nie zgodzi zalewa moje ciało strachem. Kręcę głową chcąc obudzić moje spokojne myślenie. Opornie mi to idzie, a widok nadchodzących strażników w tym nie pomaga. Prostuje się nie zmieniając mojego obojętnego wyrazu twarzy. Czuje towarzystwo dwójki przyjaciół za mną.


— W imieniu rodziny królewskiej dostaliśmy potwierdzenie waszego przybycia, zapraszamy serdecznie — zaczyna wysoki starszy mężczyzna. Kiwam głową, a zaraz wielka brama zaczyna się powoli odsuwać. Oddech przyśpiesza bardziej, a serce spowalnia.


Cała nasza trójka idzie za dwoma strażnikami nawet nie protestując. Obejmuje swoje dłonie i strzelam kośćmi. Czuje czyjąś dłoń na ramieniu, spoglądam w tył. Pogodny wyraz twarzy Chelle w jakimś stopniu pomaga mi ułożyć lekki spokój. Rozglądam się po wnętrzu królewskich korytarzu. Nic się nie zmieniło, barwy te same, szafki, świece, wszystko. Zatrzymujemy się przed salą, gdzie zwykli mieszkańcy mają zakaz wstępu. Przymykam oczy licząc do dziesięciu. Nie stresuj się, to nic. Zwykłe spotkanie z chłopakiem, który złamał ci serce. Drewniane drzwi się otwierają, a oddech ucieka, mimo że tego nie chce. W sali głośne rozmowy natychmiast się uciszają, a ja pewnym krokiem wchodzę do środka. Sala tronowa.


Może nie powinnam tak reagować, ale widok wszystkich zebranych mnie dotknął. Po tym wszystkim co się stało, każdy z naszej byłej ekipy stał w tej pierdolonej sali. Flynn Cook, Alisha Brown, Nilla Harvey, Ginger Black i pieprzona Roche White. Moje serce ponownie stanęło. Mimo rosnącego bólu utrzymywałam swoją obojętną postawę. W środku pękałam, znowu. Ten widok może nie powinien boleć, jednak świadomość, że po zdradzie Chase'a oni zostali z nim, a nie ze mną, cholernie bolał. Roche, moja jedyna przyjaciółka, która zawsze była przy mnie, tak po prostu stała przy jego boku wśród ich wszystkich.



Jeden moment, który mnie przerażał to ponownie spojrzenie w te błękitne tęczówki. Twardo utrzymywałam kontakt. Nie ważne jak bardzo się tego bałam, opanowałam tą maskę obojętności do perfekcji.



— Dziękujemy za przyjęcia nas i możliwość wysłuchania prośby — słyszę głos Mishy i chyba tylko to dzisiaj mogło wybić mnie z rytmu.



— Ależ nie dziękujcie, byłem ciekaw co mogło was do mnie sprowadzać — dochodzi mnie jego ton, jednak to nie ten sam głos. Ten był zimny, nieczuły i wyprany z emocji.



Patrzę na wszystkie twarze po kolei. Na jednych widać obawę, na drugich szok, a na innych czystą obojętność. Na moment łapie kontakt z Roche, która patrzy z słabym uśmiechem. Ignoruje to wracając do Chase'a.



— Sądziłam, że król przyjmuje na rozmowy w nieco mniejszym gronie — rzucam zakładając dłonie pod piersiami.



— Zazwyczaj, jednak osoby, które niegdyś zagroziły zemstą są dość nieprzewidywalne — opowiadam bez zająknięcia, a ja unoszę brwi w górę.Niezła zabawa się szykuję.



— Sądzisz, że jeśli miałabym w planach cię zabić przyszłabym tu informując o tym ciebie i resztę królewskiej rodziny? Niech mi król wybaczy, gdzie moje maniery — odpieram przykładając sobie z ironią rękę do serca. — A teraz, proszę o rozmowę w cztery oczy — dodaje nie spuszczając z niego natarczywego wzroku.



Po moich słowach chyba każdy przestał się poruszać. Sama nie wiem skąd tyle odwagi we mnie. Chyba ten widok jakoś rozdrapał moje rany, a ja jako udopronienie wyżywam się na innych. Widzę jak Crown skina głową. Wszyscy powoli zmierzają ku wyjścia. Patrzę na dwójkę za mną. Posyłam znaczące spojrzenie.



Diamond Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz