chapter 4

172 14 8
                                    

łapcie pasożyty ;*

Tsireya wytłumaczyła nam podstawy. Teraz praktyka. W naszej “grupie”, jeśli mogę to tak nazwać, pierwsza na ogień poszła Kiri. Rotxo jeszcze raz wszystko jej tłumaczył, na co ona tylko przewracała oczy i kręciła głową. W końcu nie mogąc już chyba słuchać jego paplaniny, połączyła się ze zwierzęciem i ruszyła. Poszło jej naprawdę dobrze. Zrobiła nieduże kółko wokół nas oraz drugiej “grupy” i wróciła, uśmiechając się szeroko.

-Brawo Kiri! -z daleka krzyknęła jej Tuk.

-Dzięki!

-Zaimponowałaś mi- Rotxo rzeczywiście wyglądał jakby się tego nie spodziewał.- Nie sądziłem, że tak szybko to załapiesz- ja za to od początku wiedziałem. Odkąd przybyliśmy do Metkayiny, Kiri przejawiała wielkie zainteresowanie tutejszą florą i fauną. Nic więc dziwnego, iż szybciej załapała jazdę na Ilu, a i oddechy robiła o wiele lepiej od nas.

-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz- spojrzała na niego. Chwila, chwila. Czy tylko ja widzę co tu się dzieje? Kiri właśnie jawnie z nim flirtuje? Z jednej strony, to Kiri, więc taka odpowiedź to nic dziwnego. Jednak sposób jaki wtedy na niego spojrzała był.. taki inny. Ale że Kiri..?

-Moja kolej!- przerwałem dziwną atmosferę i rozumowanie. To niemożliwe, żeby Kiri ktoś się spodobał. To Kiri! Ale, nawet gdyby coś takiego miało miejsce, to będę cieszył się jej szczęściem. O ile wcześniej nie zabiję tego całego Rotxo, za to jak ostatnio potraktował moją siostrę. Chociaż ją przeprosił, a ona nie kryła urazy, więc chyba wszystko było w porządku.

-Nie muszę ci chyba tłumaczyć, prawda?

-Oh no nie. Mojej siostrze tłumaczyłeś wszystko od początku przez 10 minut, a dla mnie nie możesz znaleźć nawet 3? Okrutny jesteś- spojrzałem na niego czekając na jego reakcje.

-T-t-to nie tak. J-jeśli chcesz to m-mogę jeszcze raz. N-nie ma problemu- chłopak zdecydowanie się zakłopotał i zarumienił. ‘A więc jednak jest coś na rzeczy’ zaśmiałem się w myślach.

-Spokojnie, tylko się zgrywam- zapewniłem go.

-O. Ooooo, okej, okej. Rozumiem, haha- nadal zakłopotany.- Przy okazji, chcę cię przeprosić.

-Słucham?

-Za wczoraj. Z Kiri już rozmawiałem. Po południu zagadam do Lo’aka. Jak mi pozwoli się do siebie odezwać- Wo. Szybki obrót sprawy.- Tak, więc sorki- byłem sceptycznie do tego nastawiony, ale przypomniałem sobie słowa Kiri. Może warto spróbować?

-Przeprosiny przyjęte.

-S-serio?

-Mhm- i to była prawda.- Pamiętaj tylko- ściszyłem głos, by tylko on mógł mnie usłyszeć.- Skrzywdź moją siostrę w jakikolwiek sposób, a nie tylko buźkę będziesz miał obitą.

-Ha, ha nie jestem pewny, o co ci chodzi..?- znów mocno się zarumienił, a ja już nie miałem wątpliwości.

-Wystarczy, że ja wiem. Przy okazji, Kiri na pewno znajdzie dla ciebie jakąś maść na te twoje sińce. Wystarczy poprosić- mrugnąłem do niego, łącząc się Ilu, nie czekając na jego odpowiedź.

Zwierzę ruszyło, a mnie pchnął opór wody. Nie byłem na to przygotowany, okej? Myślałem, że będzie jak z Ikranem. Jak się okazuje, opór wody jest o wiele większy niż powietrza. Trzymałem się dzielnie, ale ręka mi się ześlizgiwała, a w płucach zaczęło brakować powietrza. Puściłem wodze, próbując wypłynąć na powierzchnię.

-Ekhe-ekhe- dławiłem się wodą. Trzeba było jednak powiedzieć Tsireyi, że z naszym (a przynajmniej z moim) oddychaniem jest ciężko i trzeba nad tym popracować.

The way of us [Aonete]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz