Szybko wyszliśmy z tipi wodza, próbując się nie narażać na dalsze nieprzychylne spojrzenia rodziców i ze strachu. Obie matki były nieprzewidywalne, gdy włączały tryb obronny swoich dzieci. Charakter żadnej z nich nie pozwoliłby sobie na odpuszczenie tej drugiej.
-Hej. Jak poszło?- Tsireya złapała nas od razu, gdy tylko wyszliśmy. Musiała na nas czekać cały ten czas.
-W porządku. Tak sądze.- odpowiedział markotnie Lo’ak. Spojrzała uważnie po nas wszystkich po czym utkwiła zmartwiony wzrok w bracie.
-Ao…
-Jest okej.- Wcale tak nie było, choć nie umiem określić jeszcze konkretnego powodu. Jego głos brzmiał pewnie lecz beznamiętnie, a cała jego postawa była dość wyniosła.
-Brat-
-Lo’ak mogę cię na chwilę?- zwrócił się do mojego brata. Każdy patrzył na niego zaskoczony… no może oprócz mnie. Trochę się tego spodziewałem. Młody przytaknął pewnie i ruszył za Łososiem.- Dogonimy was. Tam gdzie zawsze?
-T-tak…- odpowiedziała nadal w szoku jego siostra. Potem chłopcy znikneli nam z oczy.
***
-MÓWIĘ WAM PRZECIEŻ. TO BYŁ PAYAKAN. I WCALE NIE CHCIAŁ MI ZROBIĆ KRZYWDY!! ON… On mnie uratował…
-No OK, STARY. Ale próbuję ci wytłumaczyć, że starszyzna od dawna powtarzała, że jest on niebezpieczny i żeby się do niego nie zbliżać.- Zgodnie z obietnicą Ao- ŁOSOSIA. Tak. No to zgodnie z obietnicą ci dwaj idioci dołączyli do nas po jakimś czasie. Wydaje się, że ich relacja jest teraz bardzo… luźna. I nie żeby to było źle, ale to trochę zastanawiające… Oczywiście, żaden z nich nie zdradził o czym rozmawiali, a też nikt nie pytał. Tuk nadal bawiła się z innymi dzieciakami, więc teraz byliśmy ja, dwóch idiotów, Tsireya, pani “i tak się dowiem co ukrywasz” i Rotxo. Lo'ak opowiadał właśnie, co tak naprawdę się działo, gdy był sam poza rafą. Wyszło na to, że przed akulą, uratował go wypędzony przez wszystkich Tulkun, Payakan. Zwierzę to było nazywane zabójcą, ale powód nie jest dla nikogo pewny. Wiadomo tylko, że ucierpiała grupa młodych Tulkunów oraz ich duchowni bracia i siostry Na’vi. Zemsta? Tylko o co. Zasadzka? Żądza władzy w stadzie? Ale przecież to takie łagodne stworzenia… Tylko, że podobno ta jednostka jest nieobliczalna. Wyjątek od reguły? Nie wiadomo, ale nie można tego bagatelizować. Tak samo, jak to o czym mówi Lo’ak. Wracając właśnie do jego historii. Payakan uratował młodego, który obudził się… u niego na plecach? Mam poranne deja vu… Podziękował mu za ratunek, po czym sam mu pomógł, wyciągając zardzewiały harpun z jego płetwy (z której, to już mało istotne). Potem spędzali razem czas goniąc się w wodzie i rozmawiając na migi. Kto by przypuszczał, że ta umiejętność przyda się do rozmowy z morskim olbrzymem?
-ALE-
-Lo’ak…-Tsireya starała się opanować sytuację, ale nie potrafiła oddzielić osobistych przekonań z ufnością do Lo’ak’a.
-Nie wierzycie mi.
-Spróbuj spojrzeć na to, z naszej perspektywy. Gdyby tobie też coś wmawiano od najmłodszych lat, też byłoby ci ciężko uwierzyć typowi, którego znasz krótki czas.
-Ja…- wzdychnął zrezygnowany, po czym wstał i poszedł przed siebie.
-A temu co znowu..?
-Lo’ak!- Reya wstała natychmiast- Poczekaj, proszę - pobiegła, by go dogonić.
-Re- natychmiast zasłoniłem mu usta, zanim zdołał zawołać swoją siostrę. Spojrzał na mnie, iskrzącymi się oczami z gniewu i niezrozumienia. Przez nieznany dla mnie powód, twarz zaczęła mnie delikatnie palić. ‘To przez Słońce. Zbliża się południe.’
-Daj im chwilę, serio. Jeśli młody będzie chciał być sam, Reya zaraz wróci, ale jeśli nie, to pomoże mu się uspokoić.
-Co powiedziałeś?
-Że jeśli młody będzie chciał-
-Nie, nie to. Jak nazwałeś moją siostrę?
-Eeee- totalnie nie rozumiałem, o co mu chodzi.- Reya?
-Hmm- popatrzył na mnie chwilę w konsternacji, po czym kiwnął głową.- Okej. -’Wszystko z nim okej?’ Wyglądał na lekko gniewnego, ale nie skomentowałem tego.
-Ehh, dobra- odezwała się pani “życie jest do bani, a otaczające mnie osoby to idioci”.- Ja i Rotxo będziemy się zbierać.
-Ale że tak razem?- spojrzałem na nią z uniesioną brwią. O ile takową mam. Kiri trochę się zmieniła. Niewiele, ale zaczęła się otwierać na nowe relacje. To dobrze. Choć z Rotxo to było coś innego. Teraz to ja mogłem pobawić się w jej głupią grę pod tytułem “i tak się dowiem”.
-Tak, przed chwilą to powiedziałam. Aż tak się starzejesz?- stojący za nią Rotxo prychnął rozbawiony, ale szybko się uspokoił, przypominając sobie chyba, z kogo się śmieje. Kiri nie dała się sprowokować. To nic. Przeczuwałem, że i tak się za niedługo dowiem. Jak nie po dobroci, to siłą.- Z tego co widzę to i okularów ci brakuje…
-Oh, ależ ty zabawna, doprawdy.
-No a mylę się? Zresztą, pewnie i tak za niedługo przejrzysz na oczy…
-Eh, co to okulary? - spojrzeliśmy zaskoczeni na Rotxo, który zadał to pytanie. Wróciliśmy do siebie wzrokiem, po czym wybuchliśmy śmiechem. Czasami zapominamy, że nie wszyscy Na’vi wiedzą tyle samo o technologi ludzi z nieba.
-Wytłumaczę ci później. Teraz chodźmy. Hej chłopakii~- pociągnęła chłopaka za ramię, idąc z nim w tylko im (albo jej) znanym kierunku. Nie mam pojęcia, po co tak to przeciągnęła ostatnie zdanie. Spojrzałem na Łososia, który intensywnie nad czymś myślał.
-Co tak myślisz?
-Co to są te okulary?- spojrzał na mnie uważnie.
-Haha, wytłumaczę ci wie- no właśnie, czy aby na pewno? Mogę nadal z nim tak swobodnie rozmawiać po wczoraj i dzisiejszym poranku?- K-kiedyś ci wytłumaczę. Muszę teraz lecieć po Tuk.- kłamstwo. Mała na pewno świetnie się bawiła, a nawet gdyby, to nie wiedziałem, gdzie jest dokładnie. - Na razie- i po prostu odszedłem, czując na sobie jego błękitne spojrzenie.
***
hej heej
trochę trudniej w szkole, i nie mam jak znaleźć czasu, ale udało się w końcu coś napisaćdajcie znać jak wam się podoba!!
Feedback jest ważny w życiu, uwierzycie.
Bo piszecie do rodziców, prosicie dzieci o odpowiedź, a i tak znajdą się jednostki, które, stwierdzą że nic nie dostały, albo po czasie ci napiszą....
(pisze o harc life, nie wyobrażajcie sobie czegoś za bardzo XD)anyway, dzięki, że jesteście tu ze mną❤️
buziaki, dobranoc/ dobry wieczór/ spokojnego życia/ lekkiej nauki/ smacznej kolacji
CZYTASZ
The way of us [Aonete]
FanfictionPo groźnym spotkaniu w lesie Pandory, Jake Sully postanawia za wszelką cenę chronić swoich bliskich. Zrzeka się tutuły Ole'eyktana i wraz z rodziną znajduję schronienie w klanie Metkayina. Jego dzieci próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości, mie...