ROZDZIAŁ 4

73 13 5
                                    

Kilian

        Czułem się okropnie. Nie mam pojęcia co we mnie wystąpiło. Było mi tak cholernie wstyd, że pozwoliłem sobie na to by złość zaślepiła mi oczy aż do takiego stopnia, że nawet nie zauważyłem, że białowłosy do mnie podszedł.

        To była moja wina i byłem tego jak najbardziej świadom. Doskonale wiedziałem, że taka sytuacja nigdy nie powinna była mieć miejsca, a jednak zdarzyła się. Dlatego nie należało tego lekceważyć. Co więcej, nawet nie miałem tego w planach.

        Zamierzałem zabrać za to odpowiedzialność i prosić Lirana o wybaczenie chociażby na kolanach.

        Niestety zaraz po jego intensywnym wyjściu z hali, drzwi zaryglowały się tak, by nikt inny nie mógł pójść w jego ślady. Co w aktualnym położeniu było mi tak nie na rękę, że aż mnie wnętrzności od środka paliły z frustracji.

        "Już dawno nie powinno mnie tu być. Już dawno powinienem za nim wybiec", katowałem się myślami. Lecz jakiekolwiek próby dyskusji na chwilę obecną nawet nie wchodziły w grę.

        Wiedziałem to. Naprawdę wiedziałem, że poruszenie było zbyt wielkie, a zdrowy rozsądek to opuścił to pomieszczenie chyba wraz z odejściem młodego Delcaliona. Jednak ja i tak nie mogłem przestać o tym myśleć.

        Czas spędzony w tej przestrzeni dłużył mi się niesamowicie. Właściwie to nie potrafiłem się skupić na niczym innym, poza blondynem.

        Co prawda gdzieś tam zakodowałem w podświadomości, że Pierwszemu udało się nieco rozładować atmosferę. Lecz nie obchodziło mnie to jakoś szczególnie.

        Miałem to wręcz głęboko w poważaniu czy rozmowy ucichną, czy też nie. Jak dla mnie mogliby się tutaj wszyscy nawet pozabijać. Dla mnie bez różnicy i tak nie było z nich większego pożytku. Właściwie to ja ich nawet nie lubiłem, a co najważniejsze? Z wzajemnością.

        Westchnąłem ciężko co rusz spoglądając na drzwi prowadzące do tego pomieszczenia, z którego jak najszybciej miałem zamiar wyjść. Oczywiście jak na złość wszystko pozostawało bez zmian.

        "Oszaleje, jeśli ten cyrk będzie trwał dalej…", pomyślałem, z trudem pozostając w miejscu.

-...Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się powołać swoich następców. Uznaliśmy, że czas najwyższy by osoby mogące objąć po nas nasze stanowiska, zajęły w końcu należne im miejsce u naszego boku. Czas rozpocząć szkolenie!

        Dotarły do mnie nagle słowa radnego, nieco studząc moje wcześniejsze niezadowolenie.

        Teraz dla odmiany poczułem coś innego, bardziej przypominającego niezrozumienie, co doprowadziło do tego, że pierwszy raz od swojego pojawienia się tutaj poczułem złość. Złość na siebie za to, że nie skupiłem się wystarczająco na słowach radnego. Może dzięki temu rozumiał bym teraz więcej.

-Po to został zorganizowany przez nas egzamin, abyście WY. Młode pokolenie naszego królestwa mogli wykazać się swoimi umiejętnościami i dojść na szczyt, bazując na naszym wsparciu i wieloletnim doświadczeniu.- rozbrzmiewał charakterystyczny męski głos pełen dumy- To dla nas, jak i dla was powinien być ogromny zaszczyt.

        Przemawiał z przekonaniem, od którego wręcz wykręcały mi się wnętrzności

-Poddaliśmy was próbie. Ocenialiśmy i spośród tysiąca wybraliśmy właśnie was. Was, najlepszych. Przyglądaliśmy się wam z uwagą i dostrzegliśmy w każdym z was, tutaj obecnych potencjał. Ogromny, głęboko skrywany potencjał. Potencjał, który w naszych rękach rozwinie się do granic swoich możliwości!

Desiderium Tom II - Dwa Oblicza Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz