ROZDZIAŁ 27 (cz. 2)

532 68 32
                                    

Louis czuwał całą noc, pozostając gdzieś pomiędzy snem a jawą w nadziei, że Jack do niego wyjdzie. Niestety kapitan nie pojawił się tamtej nocy, ani przez kolejny dzień. Brunet starał się to zrozumieć, ale na próżno. Podejrzewał, że powód zachowania mężczyzny był o wiele bardziej złożony i miał swoje źródło w przeszłości. Koczowanie pod kapitańską kajutą nie miało sensu, więc postanowił dać sobie spokój, wychodząc na pokład, by móc zaczerpnąć świeżego powietrza. Na jego szyi w dalszym ciągu pozostawały sine ślady, a nie miał najmniejszej ochoty na wymyślanie jakieś bajeczki, by nakarmić ciekawość zaprzyjaźnionych piratów. Na szczęście w swoich rzeczach wygrzebał aksamitną koszulę, zapinaną aż pod samą linię szczęki, która w znacznym stopniu skrywała skutek sennych koszmarów kapitana.

Właśnie był w drodze pod pokład, kiedy ktoś złapał go za ramię, zaraz mocno szarpiąc do tyłu. Naturalnie był to James. Blondyn od razu zaczął stękać, że Louis dziwnie się zachowuje a Jack w ogóle nie wychodzi ze swojej kajuty, domagając się wyjaśnień.

– Nie jestem w nastroju James... – westchnął kruczowłosy, wyrywając się mężczyźnie z luźnego uścisku.

– Znowu się o coś posprzeczaliście?

– Nie – syknął i ruszył do przodu. Nie zrobił jednak więcej niż dwa kroki, po czym wrócił się do przyjaciela. – Nie wiem. Po prostu Jack ma gorsze dni... To wszystko – odparł w nadziei, że takie wyjaśnienia będą wystarczające i ten sobie odpuści. Niestety James był wyjątkowo wścibską osobą.

– Louis, nie nabierzesz mnie – zawołał ponownie, zaciskając palce na bladym ramieniu, po czym nim potrząsnął. W ten sposób odkrył kawałek szyi Louisa. – Hej! A to co? – zapytał.

– Nic. Otarłem o kołnierz.

– Wygląda raczej jak śla...

– James! Nie zleciłem ci przypadkiem zadania?– rozbrzmiał za nimi lekko zachrypnięty głos należący do prawej ręki kapitana.

– Ale Fritz...

– Bez wymówek. Do roboty – odprawił blondyna. W tym samym momencie Louis ruszył tam dokąd wcześniej zmierzał, lecz i tym razem nie uszedł zbyt daleko. – A ty dokąd?

– Eee, do siebie – skłamał, gdyż w rzeczywistości chciał podejść pod kajutę Jacka.

– Poczekaj – nakazał Fritz i złapał go za szczękę, odchylając do tyłu, tak by ukazała jak największy kawałek szyi. Gdy dojrzał na niej sine pręgi w jego twarzy coś się drastycznie zmieniło. – Szlag – zaklął, puszczając Louisa wolno.

– Fritz, ty coś wiesz?

– Do siebie!

– Powiedź mi! Muszę wiedzieć co się dzieje.

– Kurwa! Wiedziałem, że z tobą będą same problemy. Do siebie Louis, zanim znajdę ci coś do roboty. – Niemalże na niego warknął.

– Fritz, to jest ważne, ja...

– Ciągle ty, ty i ty. Przykro mi, ale świat nie kręci się wokół ciebie parszywy dzieciaku. DO SIEBIE.

– I tak się dowiem – rzucił na odchodne Lou i skapitulowawszy poszedł prościutko do swojej kajuty. A przynajmniej miał taki zamiar, dopóki nie spotkał po drodze pewną rosłą postać. Na widok Jacka serce mu zamarło a kolana zmiękły.

– Jack – odezwał się drżącym głosem, lecz kapitan jakby nigdy nic próbował go wyminąć. – Wszystko w porządku, Jack? – Złapał go za rękę, by w ten sposób go zatrzymać. Szare tęczówki skierował w błagalnym spojrzeniu prosto na twarz pirata.

Echo Oceanu (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz